„Właściwie nie wiem jak panią przedstawiać…”, zwrócił się Robert Mazurek w studiu RMF do pani, którą sam zaprosił. Dlaczego zaprosił, skoro „nie wie…”? Bo wie, że choć pani formalnie nie pełni żadnej eksponowanej politycznej funkcji, to jednak jest rozchwytywana przez media, intryguje i polaryzuje. Jedni patrzą na nią z nieskrywanym podziwem i namawiają do sformalizowania udziału w życiu publicznym w którejś z partii, innych doprowadza do szewskiej pasji i życzą jej, aby raz na zawsze przepadła bez wieści… Nazywa się Magdalena Ogórek.
Nie da się ukryć, ta bezpartyjna, była kandydatka lewicy na prezydenta RP w niczym nie przypomina postpezetpeerowskiej „Dominy” z SLD Joanny Senyszyn, ani Henryki Krzywonos vel „Tramwajarki”, ani młodszej Kamili Gasiuk-Pihowicz vel „Myszki Agresorki”, czy choćby Katarzyny Lubnauer vel „Bajdurki-Obżartuszki”. Pominąwszy zauważalne różnice optyczne, te oficjalnie posłanki po prostu mówią, co wiedzą, zaś Ogórek wie, co mówi. To jednak nie tłumaczy jeszcze na czym polega fenomen tej „pani”. Po rozmowie mojego redakcyjnego kolegi,
Tu do odsłuchania:
przeciwnicy Ogórek po raz kolejny „dostali palmy”, bo dostają ją notabene od dawna. Powodów jest wiele: pani szanuje wybór dokonany przez Polaków, nie wylewa pomyj na prezydenta Andrzeja Dudę, ani na premier Beatę Szydło, dopatruje się jakichś pozytywów w rządach tego faszystowskiego PiS-u, nie chodzi w marszach KOD-u, nie poszła protestować w czerni pod dom prezesa Jarosława Kaczyńskiego, potępia postawę rozpolitykowanego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego, a nawet ośmiela się mówić o manipulowaniu opinią publiczną przez opozycję i cieszy się, że np. „rozdział pt. Adam Michnik dobiega w Polsce końca”…
Noż, skandal! Porąbana, chora, żałosna, wyprana z mózgu, pustak, sprzedajna, szmata do podłogi dla tej pani to i tak za duża odpowiedzialność… - to jedne z łagodniejszych epitetów, jakie pojawiły się pod adresem Ogórek na różnorakich portalach, włącznie z wezwaniami, że takiej powinien ktoś ogolić łeb. Pozytywnych komentarzy nie cytuję, aby nie być posądzonym o prawostronną stronniczość. Chociaż, zrobię jeden wyjątek, internauta „sas” podsumował mianowicie:
Czytam to i będę rzygać!!!
Hasło do sponiewierania i wdeptania w ziemię Magdaleny Ogórek zostało rzucone już w chwili, gdy stwierdziła, że należy uszanować demokratyczne wybory. Chyba oszalała… Nic zatem dziwnego, że obok PiS stała się jedna z pierwszych postaci do odstrzału. Kłopot w tym, jak ją zniszczyć. Samolotu, czy choćby zegarka pominiętego w deklaracji podatkowej nie ma, do żadnej podejrzanej rady nadzorczej nikt jej nie wcisnął w zamian za coś-tam, w aferze reprywatyzacyjnej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz jej nazwisko się nie pojawia, nawet o zakup mieszkania w Warszawie za dziwnie niską cenę, jak przez europosłankę Julię Piterę, przyczepić się nie można… Jednym zdaniem, są pistolety, tylko amunicji nie ma. Z braku laku, jak się okazuje, nawet uroda i dobre wykształcenie mogą być wadami:
„Faceci na konwencji w Ożarowie prawie dostawali orgazmu na jej widok - wspomina lwicę lewicy Magdalenę Ogórek jej koleżanka z SLD. Czy ogórek zostanie teraz tygrysicą prawicy?”
– zaczął swe rozważania Wojciech Staszewski w „Newsweeku”, zdegustowany, że „MO”: „Daleko odeszła od lewicowego programu” i „od miesięcy flirtuje z prawicą”, i „albo oszukiwała nas w kampanii, albo teraz siebie oszukuje”.
Nie tylko on jest zbulwersowany tym, co się dzieje. Na dowód przytoczył wypowiedź miarodajnej, autorytatywnej Senyszyn:
Za głupotę trzeba płacić. SLD zapłaciło za Ogórek potrójną cenę: ośmieszyło się, straciło duże pieniądze i sejmowe mandaty.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„Właściwie nie wiem jak panią przedstawiać…”, zwrócił się Robert Mazurek w studiu RMF do pani, którą sam zaprosił. Dlaczego zaprosił, skoro „nie wie…”? Bo wie, że choć pani formalnie nie pełni żadnej eksponowanej politycznej funkcji, to jednak jest rozchwytywana przez media, intryguje i polaryzuje. Jedni patrzą na nią z nieskrywanym podziwem i namawiają do sformalizowania udziału w życiu publicznym w którejś z partii, innych doprowadza do szewskiej pasji i życzą jej, aby raz na zawsze przepadła bez wieści… Nazywa się Magdalena Ogórek.
Nie da się ukryć, ta bezpartyjna, była kandydatka lewicy na prezydenta RP w niczym nie przypomina postpezetpeerowskiej „Dominy” z SLD Joanny Senyszyn, ani Henryki Krzywonos vel „Tramwajarki”, ani młodszej Kamili Gasiuk-Pihowicz vel „Myszki Agresorki”, czy choćby Katarzyny Lubnauer vel „Bajdurki-Obżartuszki”. Pominąwszy zauważalne różnice optyczne, te oficjalnie posłanki po prostu mówią, co wiedzą, zaś Ogórek wie, co mówi. To jednak nie tłumaczy jeszcze na czym polega fenomen tej „pani”. Po rozmowie mojego redakcyjnego kolegi,
Tu do odsłuchania:
przeciwnicy Ogórek po raz kolejny „dostali palmy”, bo dostają ją notabene od dawna. Powodów jest wiele: pani szanuje wybór dokonany przez Polaków, nie wylewa pomyj na prezydenta Andrzeja Dudę, ani na premier Beatę Szydło, dopatruje się jakichś pozytywów w rządach tego faszystowskiego PiS-u, nie chodzi w marszach KOD-u, nie poszła protestować w czerni pod dom prezesa Jarosława Kaczyńskiego, potępia postawę rozpolitykowanego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego, a nawet ośmiela się mówić o manipulowaniu opinią publiczną przez opozycję i cieszy się, że np. „rozdział pt. Adam Michnik dobiega w Polsce końca”…
Noż, skandal! Porąbana, chora, żałosna, wyprana z mózgu, pustak, sprzedajna, szmata do podłogi dla tej pani to i tak za duża odpowiedzialność… - to jedne z łagodniejszych epitetów, jakie pojawiły się pod adresem Ogórek na różnorakich portalach, włącznie z wezwaniami, że takiej powinien ktoś ogolić łeb. Pozytywnych komentarzy nie cytuję, aby nie być posądzonym o prawostronną stronniczość. Chociaż, zrobię jeden wyjątek, internauta „sas” podsumował mianowicie:
Czytam to i będę rzygać!!!
Hasło do sponiewierania i wdeptania w ziemię Magdaleny Ogórek zostało rzucone już w chwili, gdy stwierdziła, że należy uszanować demokratyczne wybory. Chyba oszalała… Nic zatem dziwnego, że obok PiS stała się jedna z pierwszych postaci do odstrzału. Kłopot w tym, jak ją zniszczyć. Samolotu, czy choćby zegarka pominiętego w deklaracji podatkowej nie ma, do żadnej podejrzanej rady nadzorczej nikt jej nie wcisnął w zamian za coś-tam, w aferze reprywatyzacyjnej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz jej nazwisko się nie pojawia, nawet o zakup mieszkania w Warszawie za dziwnie niską cenę, jak przez europosłankę Julię Piterę, przyczepić się nie można… Jednym zdaniem, są pistolety, tylko amunicji nie ma. Z braku laku, jak się okazuje, nawet uroda i dobre wykształcenie mogą być wadami:
„Faceci na konwencji w Ożarowie prawie dostawali orgazmu na jej widok - wspomina lwicę lewicy Magdalenę Ogórek jej koleżanka z SLD. Czy ogórek zostanie teraz tygrysicą prawicy?”
– zaczął swe rozważania Wojciech Staszewski w „Newsweeku”, zdegustowany, że „MO”: „Daleko odeszła od lewicowego programu” i „od miesięcy flirtuje z prawicą”, i „albo oszukiwała nas w kampanii, albo teraz siebie oszukuje”.
Nie tylko on jest zbulwersowany tym, co się dzieje. Na dowód przytoczył wypowiedź miarodajnej, autorytatywnej Senyszyn:
Za głupotę trzeba płacić. SLD zapłaciło za Ogórek potrójną cenę: ośmieszyło się, straciło duże pieniądze i sejmowe mandaty.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/312025-sezon-ogorkowy-czyli-o-chorej-zalosnej-wypranej-z-mozgu-sprzedajnej-tfu-zakonnicy-przejechanej-na-pasach?strona=1