Bardzo cierpiała też na niemożność wygadania się była minister sportu Joanna Mucha. Od Moniki Wielichowskiej różni ją to, że publiczne mówienie sprawia jej autentyczną radość. Z tego powodu jest po prostu szczęśliwa. A przy okazji może spełnić swoje aktorskie marzenia, więc zakłada specjalne kostiumy (szczerze mówić trochę za często w stylu emo, choć chyba już nie jest nastolatką), ćwiczy różne formy dramatyczne (chyba nadużywając melodeklamacji) oraz posługuje się różnymi rekwizytami (ostatnio nie wiadomo dlaczego – męskim parasolem w stanie spoczynku). I okazało się, że w odpowiednim przebraniu i z rekwizytem w ręku doznaje po prostu ekstazy. I to jest naprawdę urocze, gdyż stachanowski entuzjazm Moniki Wielichowskiej wygląda przy tym oschle i zbyt komsomolsko. Ponieważ Grzegorz Schetyna niemiły jest tylko wobec takich ludzi jak Jacek Protasiewicz czy Michał Kamiński, pozwala posłankom Wielichowskiej oraz Musze mówić do woli, czyli jednej przeżywać ekstazę, a drugiej nieustannie być na jakimś apelu, akademii, warcie czy wachcie. Ale najważniejsze jest to, że obie panie posłanki są w ten sposób bardzo szczęśliwe.
Skąd zatem okrucieństwo Grzegorza Schetyny, skoro u posłanki Muchy mamy ekstazę, a u posłanki Wielichowskiej spełnienie komsomolskiej służbistki? Okrucieństwo Grzegorza Schetyny polega na tym, że wprawdzie panie posłanki są szczęśliwe i spełnione, ale ich pojawienie się wywołuje wyjątkową wesołość, żeby nie powiedzieć – niezdrowy rechot. Panie są może i szczęśliwe, ale coraz bardziej widać, że ekstaza przenosi je w inny wymiar, gdzieś daleko w kosmos. A co jeśli spadną z tych wysokości do prozy życia, czyli poprzedniego stanu, gdy nie były tak pobudzone i oratorsko czynne? Przecież będą cierpieć podwójnie. No i ludzie ich nie rozumieją, robiąc sobie żarty. A przecież nie chodzi o to, żeby partia tak zasłużona i tak wiązana z nadziejami na lepsze jutro jak PO kojarzyła się z jakimiś śmichami chichami. Domyślam się, że przewodniczący Schetyna chciałby oddanym posłankom nieba przychylić, ale pozwalając im tyle mówić, i to bardzo ekspresyjnie, może jednak robić im krzywdę, a przy okazji całej partii. A przecież cała Polska, Europa i świat czekają na to, aż PO wyzwoli wszystkich z pisowskiej niewoli. To wielkie zadanie może być utrudnione, gdy bardzo oddane posłanki typu Joanny Muchy i Moniki Wielichowskiej będą się bardzo starać, a nieczuła tłuszcza zrobi sobie z tego jakieś jaja – jak ujęłaby to była wicepremier Elżbieta Bieńkowska. Dlatego apeluję do Grzegorza Schetyny, żeby dla dobra swojej partii, Polski, Europy i świata przestał być taki uczynny i wyrozumiały dla posłanek Muchy i Wielichowskiej, bo mu spartolą nadrzędne zadanie emancypacyjne. Oczywiście spartolą nieświadomie, bowiem ich szczere zaangażowanie wywołujące ekstazę zasługuje na uznanie, choć niektórzy robią sobie z tego jaja. Ale wiadomo, „to nie ludzie, to wilki”.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Bardzo cierpiała też na niemożność wygadania się była minister sportu Joanna Mucha. Od Moniki Wielichowskiej różni ją to, że publiczne mówienie sprawia jej autentyczną radość. Z tego powodu jest po prostu szczęśliwa. A przy okazji może spełnić swoje aktorskie marzenia, więc zakłada specjalne kostiumy (szczerze mówić trochę za często w stylu emo, choć chyba już nie jest nastolatką), ćwiczy różne formy dramatyczne (chyba nadużywając melodeklamacji) oraz posługuje się różnymi rekwizytami (ostatnio nie wiadomo dlaczego – męskim parasolem w stanie spoczynku). I okazało się, że w odpowiednim przebraniu i z rekwizytem w ręku doznaje po prostu ekstazy. I to jest naprawdę urocze, gdyż stachanowski entuzjazm Moniki Wielichowskiej wygląda przy tym oschle i zbyt komsomolsko. Ponieważ Grzegorz Schetyna niemiły jest tylko wobec takich ludzi jak Jacek Protasiewicz czy Michał Kamiński, pozwala posłankom Wielichowskiej oraz Musze mówić do woli, czyli jednej przeżywać ekstazę, a drugiej nieustannie być na jakimś apelu, akademii, warcie czy wachcie. Ale najważniejsze jest to, że obie panie posłanki są w ten sposób bardzo szczęśliwe.
Skąd zatem okrucieństwo Grzegorza Schetyny, skoro u posłanki Muchy mamy ekstazę, a u posłanki Wielichowskiej spełnienie komsomolskiej służbistki? Okrucieństwo Grzegorza Schetyny polega na tym, że wprawdzie panie posłanki są szczęśliwe i spełnione, ale ich pojawienie się wywołuje wyjątkową wesołość, żeby nie powiedzieć – niezdrowy rechot. Panie są może i szczęśliwe, ale coraz bardziej widać, że ekstaza przenosi je w inny wymiar, gdzieś daleko w kosmos. A co jeśli spadną z tych wysokości do prozy życia, czyli poprzedniego stanu, gdy nie były tak pobudzone i oratorsko czynne? Przecież będą cierpieć podwójnie. No i ludzie ich nie rozumieją, robiąc sobie żarty. A przecież nie chodzi o to, żeby partia tak zasłużona i tak wiązana z nadziejami na lepsze jutro jak PO kojarzyła się z jakimiś śmichami chichami. Domyślam się, że przewodniczący Schetyna chciałby oddanym posłankom nieba przychylić, ale pozwalając im tyle mówić, i to bardzo ekspresyjnie, może jednak robić im krzywdę, a przy okazji całej partii. A przecież cała Polska, Europa i świat czekają na to, aż PO wyzwoli wszystkich z pisowskiej niewoli. To wielkie zadanie może być utrudnione, gdy bardzo oddane posłanki typu Joanny Muchy i Moniki Wielichowskiej będą się bardzo starać, a nieczuła tłuszcza zrobi sobie z tego jakieś jaja – jak ujęłaby to była wicepremier Elżbieta Bieńkowska. Dlatego apeluję do Grzegorza Schetyny, żeby dla dobra swojej partii, Polski, Europy i świata przestał być taki uczynny i wyrozumiały dla posłanek Muchy i Wielichowskiej, bo mu spartolą nadrzędne zadanie emancypacyjne. Oczywiście spartolą nieświadomie, bowiem ich szczere zaangażowanie wywołujące ekstazę zasługuje na uznanie, choć niektórzy robią sobie z tego jaja. Ale wiadomo, „to nie ludzie, to wilki”.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/311830-grzegorz-schetyna-krzywdzi-joanne-muche-i-monike-wielichowska-choc-one-przezywaja-ekstaze?strona=2