Ujazdowski mówi własnym głosem. Należy mu się szacunek a nie spiskowe teorie

Fot. Fratria
Fot. Fratria

W naszej polityce o coś niewątpliwie chodzi. To nie jest, jak utrzymują niektórzy, jałowa nawalanka, a w wielu wypadkach spór o najważniejsze wartości. Nie jest to również, jak twierdzą rzecznicy mainstreamu, śmiertelny bój w obronie zagrożonej demokracji.

Ale natura polskiej polityki zmieniła partie polityczne, i szersze od nich ideowo-polityczne obozy, w warowne twierdze. Nie wygrywa w nich w wielu wypadkach bystrość umysłów i jakość pomysłów (choć oczywiście jakąś wartość nadal zachowują), za to w cenie jest gorliwość we wznoszeniu okrzyków, wojowniczość wobec prawdziwych i urojonych wrogów, oraz coraz bardziej drobiazgowa prawomyślność.

W przypadku prawicy rozumiem dlaczego tak się stało, przez lata była ona oblężoną twierdzą naprawdę. Tym niemniej jeśli w owej logice pilnowania prawomyślności zaczynają działać ludzie inteligentni i pożyteczni, robi się smutno.

W cywilizowanych demokracjach debata, i to podkreślę jak najbardziej publiczna, toczy się również w obrębie partii, o obozach ideowo-politycznych już nie wspomnę. To konserwatyści dyskutowali zawsze najżywiej i pisali często krytycznie o polityce republikańskich prezydentów w USA. To gazety prawicowe i lewicowe w Wielkiej Brytanii czy Francji monitorują i recenzują swoich polityków. Czasem obozy wręcz się dzielą, i to bez rozłamu. Rozbieżne stanowiska konserwatystów brytyjskich w sprawie Brexitu byłyby chyba niepojęte dla polskich rzeczników jedynie słusznej myśli. Tam nie tylko niczego nie niszczą, ale wzmacniają demokrację, czynią ją żywą.

W Polsce język wojny zewnętrznej takie dyskusje tłumi. Połajanki ze strony środowiska „Gazety Polskiej”, jakie spotkały ostatnio Łukasza Warzechę za to, że odważył się oceniać różne posunięcia Antoniego Macierewicza to świadectwo tego, że w obozie wolnościowym zaczynają panować reguły wschodniej kultury politycznej.

W każdym z krajów zachodnich spokojne, rzeczowe wystąpienia europosła Kazimierza Ujazdowskiego, który nie zgadza się ze strategią swojej partii wobec Trybunału Konstytucyjnego, byłyby czymś naturalnym. W Polsce przyjmowane są ze zgrozą, bo kolidują z dworskim modelem funkcjonowania partii. Ponieważ mamy do czynienia z człowiekiem, którego trudno zlekceważyć, nie próbuje mu się na razie zamykać ust w partii. Jest jednak oczywiste, że jego kariera po zakończeniu obecnej kadencji europarlamentarnej jest zamknięta.

Rozumiem, że niektórzy dziennikarze mają coraz większy kłopot z opisywaniem fenomenu: oto polityk wypowiada własne zdanie sprzeczne z jego interesem politycznym. Nic dziwnego, że w poczuciu bezradności sięgają po piętrowe i mocno spiskowe teorie. Tak odbieram tekst Stanisława Janeckiego, który demaskuje Ujazdowskiego na forum naszego portalu. Wolałbym, aby politycy sami zajmowali się pilnowaniem dyscypliny w swoich szeregach.

Hipoteza, że Ujazdowski występował jako samozwańczy mediator w imieniu Jarosława Kaczyńskiego wobec prezesa Rzeplińskiego jest mało przekonująca. Pamiętam bowiem, że sam prezes PiS informował w swoim czasie, iż wysyłał jakichś ludzi na rozmowy z Rzeplińskim. Nie musiał to być Ujazdowski, ale takie rozmowy się toczyły, bo w cywilizowanych krajach rozmawia się, i niekoniecznie musi to być asumpt do głośnych alarmów o spiskach.

Także zgroza Janeckiego z jaką powiadamia nas, że Ujazdowski proponuje kompromis, bo poprosiły go o to środowiska prawnicze, zadziwia. To przypomina logikę autorytarnego życia publicznego, gdzie jakakolwiek solidarność środowiskowa traktowana jest jako rozbijanie jedynie słusznej politycznej wspólnoty. Janecki prezentuje myślenie z karykatury naszych przeciwników. Oni tak właśnie wyobrażają sobie mechanizmy rządzące prawicą.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.