Od kilku dni całą Polskę elektryzuje sprawa złodziejskiej prywatyzacji w Warszawie. Hanna Gronkiewicz-Waltz może mieć z tego powodu poważne problemy. Przypominamy artykuł Marka Pyzy z listopada 2014 roku, w którym dziennikarz „wSieci” ujawnił szczegóły afery wokół przejętej przez prezydent Warszawy żydowskiej kamienicy.
Rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz (w tym jej mąż) zarobiła fortunę na sprzedaży kamienicy ukradzionej prawowitym żydowskim właścicielom. Pani prezydent twierdzi, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Nasze ustalenia to podważają.
Jednym z tematów kończącej się kampanii samorządowej w Warszawie jest kwestia reprywatyzacji. Chętnie mówi o niej starająca się o trzecią kadencję w fotelu prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz- Waltz. Jednak jej dotychczasowe rządy i pozycja na szczycie partii władzy nie przyniosły efektów oczekiwanych przez prawowitych właścicieli nieruchomości, od lat bezskutecznie domagających się zwrotu tego, co im się należy. Czy jest możliwe, by wiceszefowa PO, tłumacząca brak ustawy reprywatyzacyjnej niechęcią polityków z innych miast i stanem budżetu państwa, w rzeczywistości nie spieszyła się z regulowaniem spraw własności gruntów i kamienic, bo jej rodzina jest beneficjentką rażącej niesprawiedliwości?
Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika nie tylko to, że kamienica, jakiej część przed ośmioma laty trafiła w ręce męża prezydent Warszawy, została ukradziona prawowitym właścicielom. Dodatkowo ustaliliśmy, że wiedzę o bezprawnych działaniach, na których w finale zarobił Andrzej Waltz, najprawdopodobniej musiała mieć również jego małżonka. Sama się tego jednak wypiera. Początek: fałszerstwo W październiku 2006 r. rodzinie Waltzów przyznano udział w przedwojennej kamienicy przy ul. Noakowskiego 16. Nieruchomość w ścisłym centrum Warszawy o powierzchni ponad 4 tys. m2 szybko sprzedano. Choć jej wartość rynkowa, zakładając nawet mizerny stan budynku i konieczność kosztownego remontu, mogła wynosić aż 40 mln zł, nabywca – jedna z prężnie działających na stołecznym rynku firm „czyścicieli kamienic” – zapłacił ledwie ok. 15 mln zł. Nie poszukiwano lepszej oferty. Wszystko odbyło się w niezwykłym pośpiechu. Czy dlatego, że najważniejsza osoba w rodzinie miała za chwilę objąć najważniejsze stanowisko w mieście, a wiedziano, że kamienica Waltzom się nie należy? Jak wskazują dokumenty, w tym wyroki sądów, została ona po prostu ukradziona żydowskim właścicielom. Budynek postawiły przed wojną rodziny Oppenheimów i Regirerów jako jeden z trzech przy tej ulicy. Jakie były losy właścicieli? Szlama Oppenheim zmarł w sowieckim łagrze. Jego siostra Pessa Regirer z d. Oppenheim zmarła w 1940 r. w Warszawie, ich ojczym Hirsz Freudenberg zmarł prawdopodobnie w latach 1940–1945 w ZSRS, Artur Regirer zakończył życie w Buchenwaldzie.
Wiemy to dzięki skrupulatnym ustaleniom urzędników Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej poczynionych w 2012 r. Resort Sławomira Nowaka odnosił się do sprawy, gdyż był właściwy do rozpatrywania wniosku złożonego przez inną firmę z branży nieruchomości, domagającą się stwierdzenia nieważności decyzji Ministerstwa Gospodarki Komunalnej oraz Prezydium Rady Narodowej z 1953 r. w sprawie przyznania prawa własności gruntu. Rzecz dotyczyła działki przy Noakowskiego 12, ale jest to sprawa bliźniacza wobec posesji położonej kilkanaście metrów dalej. Dotyczy tych samych właścicieli oraz spadkobierców i tych samych okradających ich oszustów, co zresztą znajduje odzwierciedlenie w piśmie resortu transportu. Co działo się z kamienicą po wojnie? Oto pojawia się współpracownik Urzędu Bezpieczeństwa, niejaki Leon Kalinowski. Jak później ustalą sądy PRL, oszust, który w czasie niemieckiej okupacji wyłudzał od aresztowanych przez gestapo pieniądze, obiecując w zamian pomoc w zwolnieniu. Kalinowski sprzedaje kamienicę przy Noakowskiego 12… samemu sobie. Pozostałe nieruchomości – innym ludziom. Interesujący nas budynek pod numerem 16 kupują Zygmunt Szczechowicz i Roman Kępski. Ten ostatni to wujek Andrzeja Waltza. Dlaczego sprzedającym był Kalinowski?
Był on wspólnikiem w oszustwie Leona Wiśniewskiego, który sfałszował akty notarialne wskazujące, że na przełomie sierpnia i września 1939 r. Oppenheimowie i Regirerowie przyznali mu wyłączność na dysponowanie nieruchomościami przy Noakowskiego oraz budynkiem przy Śniadeckich. W latach 1940–1941 r. Wiśniewski scedował swoje rzekome pełnomocnictwa na Kalinowskiego. Jako prawowici właściciele zginęli bądź zaginęli, oszustwo mu się udało, a jednym z jego beneficjentów został Kępski. Ale nie na długo. W latach 1946–1948 odnalazła się wdowa po Szlamie Oppenheimie i wniosła pozwy karne i cywilne, które zakończyły się skazaniem Kalinowskiego za fałszerstwa na w sumie osiem lat więzienia. Również skarb państwa wystąpił do sądu o stwierdzenie nieważności sfałszowanego pełnomocnictwa i innych czynności, jakich dokonano w wyniku przestępstwa, w tym o wykreślenie odpowiednich wpisów z hipotek. Wniosek ten dotyczył nie tylko Kalinowskiego, lecz także Kępskiego. Pada w nim mocne stwierdzenie o „uznaniu za nieważne wszystkich dalszych aktów sporządzonych na podstawie dokumentów, a mianowicie aktu sprzedaży nieruchomości na ul. Noakowskiego 16 na rzecz R. Kępskiego […]”. W 2012 r. urzędnicy ministerstwa transportu po przeanalizowaniu licznych dokumentów i wyroków stwierdzili, że „na tej podstawie należy uznać w świetle całokształtu okoliczności sprawy, iż zbycie nieruchomości w dniu 15 lutego 1946 r. przez Leona Kalinowskiego posługującego się sfałszowanym pełnomocnictwem jej właścicieli na rzecz tegoż Leona Kalinowskiego występującego jako druga strona tej umowy – jako wynikające z czynu przestępczego jest nieważne i nie wywołuje skutku w postaci przeniesienia prawa do nieruchomości przy ul. Noakowskiego 12”. Decyzja ta dotyczy jednej z trzech ukradzionych żydowskim rodzinom kamienic. Ale stan faktyczny odnośnie do budynku przy Noakowskiego 16 jest identyczny.
Co się stało z nieruchomościami po wyrokach z lat 40.? Za sprawą tzw. dekretu Bieruta budynki zostały znacjonalizowane, a więc spadkobiercy Oppenheimów i Regirerów nie mogli dalej upominać się o swoją własność.
Wskutek tego jako ostatni właściciel we wpisach hipotecznych kamienicy przy Noakowskiego 16 figurował Roman Kępski. I to właśnie on w 1996 r. wystąpił o „zwrot” nieruchomości. Trzy lata później uzyskał od Urzędu Mieszkalnictwa prawo do gruntu pod kamienicą. W 2003 r., gdy Kępski już nie żył, prawo do użytkowania gruntów od kamienicą decyzją Biura Gospodarowania Nieruchomościami przypadło spadkobiercom Kępskiego, czyli m.in. Andrzejowi Waltzowi. Według lokatorów budynku, pilnie badających fałszerstwa w tej sprawie, urzędnicy nie znali wszystkich dokumentów sprzed pół wieku dowodzących złamania prawa, nie dołożyli należytej staranności w zbadaniu tego przypadku i posiłkowali się jedynie zapisami w księgach wieczystych, których w PRL nie skorygowano po wyrokach skazujących Kalinowskiego.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Od kilku dni całą Polskę elektryzuje sprawa złodziejskiej prywatyzacji w Warszawie. Hanna Gronkiewicz-Waltz może mieć z tego powodu poważne problemy. Przypominamy artykuł Marka Pyzy z listopada 2014 roku, w którym dziennikarz „wSieci” ujawnił szczegóły afery wokół przejętej przez prezydent Warszawy żydowskiej kamienicy.
Rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz (w tym jej mąż) zarobiła fortunę na sprzedaży kamienicy ukradzionej prawowitym żydowskim właścicielom. Pani prezydent twierdzi, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Nasze ustalenia to podważają.
Jednym z tematów kończącej się kampanii samorządowej w Warszawie jest kwestia reprywatyzacji. Chętnie mówi o niej starająca się o trzecią kadencję w fotelu prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz- Waltz. Jednak jej dotychczasowe rządy i pozycja na szczycie partii władzy nie przyniosły efektów oczekiwanych przez prawowitych właścicieli nieruchomości, od lat bezskutecznie domagających się zwrotu tego, co im się należy. Czy jest możliwe, by wiceszefowa PO, tłumacząca brak ustawy reprywatyzacyjnej niechęcią polityków z innych miast i stanem budżetu państwa, w rzeczywistości nie spieszyła się z regulowaniem spraw własności gruntów i kamienic, bo jej rodzina jest beneficjentką rażącej niesprawiedliwości?
Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika nie tylko to, że kamienica, jakiej część przed ośmioma laty trafiła w ręce męża prezydent Warszawy, została ukradziona prawowitym właścicielom. Dodatkowo ustaliliśmy, że wiedzę o bezprawnych działaniach, na których w finale zarobił Andrzej Waltz, najprawdopodobniej musiała mieć również jego małżonka. Sama się tego jednak wypiera. Początek: fałszerstwo W październiku 2006 r. rodzinie Waltzów przyznano udział w przedwojennej kamienicy przy ul. Noakowskiego 16. Nieruchomość w ścisłym centrum Warszawy o powierzchni ponad 4 tys. m2 szybko sprzedano. Choć jej wartość rynkowa, zakładając nawet mizerny stan budynku i konieczność kosztownego remontu, mogła wynosić aż 40 mln zł, nabywca – jedna z prężnie działających na stołecznym rynku firm „czyścicieli kamienic” – zapłacił ledwie ok. 15 mln zł. Nie poszukiwano lepszej oferty. Wszystko odbyło się w niezwykłym pośpiechu. Czy dlatego, że najważniejsza osoba w rodzinie miała za chwilę objąć najważniejsze stanowisko w mieście, a wiedziano, że kamienica Waltzom się nie należy? Jak wskazują dokumenty, w tym wyroki sądów, została ona po prostu ukradziona żydowskim właścicielom. Budynek postawiły przed wojną rodziny Oppenheimów i Regirerów jako jeden z trzech przy tej ulicy. Jakie były losy właścicieli? Szlama Oppenheim zmarł w sowieckim łagrze. Jego siostra Pessa Regirer z d. Oppenheim zmarła w 1940 r. w Warszawie, ich ojczym Hirsz Freudenberg zmarł prawdopodobnie w latach 1940–1945 w ZSRS, Artur Regirer zakończył życie w Buchenwaldzie.
Wiemy to dzięki skrupulatnym ustaleniom urzędników Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej poczynionych w 2012 r. Resort Sławomira Nowaka odnosił się do sprawy, gdyż był właściwy do rozpatrywania wniosku złożonego przez inną firmę z branży nieruchomości, domagającą się stwierdzenia nieważności decyzji Ministerstwa Gospodarki Komunalnej oraz Prezydium Rady Narodowej z 1953 r. w sprawie przyznania prawa własności gruntu. Rzecz dotyczyła działki przy Noakowskiego 12, ale jest to sprawa bliźniacza wobec posesji położonej kilkanaście metrów dalej. Dotyczy tych samych właścicieli oraz spadkobierców i tych samych okradających ich oszustów, co zresztą znajduje odzwierciedlenie w piśmie resortu transportu. Co działo się z kamienicą po wojnie? Oto pojawia się współpracownik Urzędu Bezpieczeństwa, niejaki Leon Kalinowski. Jak później ustalą sądy PRL, oszust, który w czasie niemieckiej okupacji wyłudzał od aresztowanych przez gestapo pieniądze, obiecując w zamian pomoc w zwolnieniu. Kalinowski sprzedaje kamienicę przy Noakowskiego 12… samemu sobie. Pozostałe nieruchomości – innym ludziom. Interesujący nas budynek pod numerem 16 kupują Zygmunt Szczechowicz i Roman Kępski. Ten ostatni to wujek Andrzeja Waltza. Dlaczego sprzedającym był Kalinowski?
Był on wspólnikiem w oszustwie Leona Wiśniewskiego, który sfałszował akty notarialne wskazujące, że na przełomie sierpnia i września 1939 r. Oppenheimowie i Regirerowie przyznali mu wyłączność na dysponowanie nieruchomościami przy Noakowskiego oraz budynkiem przy Śniadeckich. W latach 1940–1941 r. Wiśniewski scedował swoje rzekome pełnomocnictwa na Kalinowskiego. Jako prawowici właściciele zginęli bądź zaginęli, oszustwo mu się udało, a jednym z jego beneficjentów został Kępski. Ale nie na długo. W latach 1946–1948 odnalazła się wdowa po Szlamie Oppenheimie i wniosła pozwy karne i cywilne, które zakończyły się skazaniem Kalinowskiego za fałszerstwa na w sumie osiem lat więzienia. Również skarb państwa wystąpił do sądu o stwierdzenie nieważności sfałszowanego pełnomocnictwa i innych czynności, jakich dokonano w wyniku przestępstwa, w tym o wykreślenie odpowiednich wpisów z hipotek. Wniosek ten dotyczył nie tylko Kalinowskiego, lecz także Kępskiego. Pada w nim mocne stwierdzenie o „uznaniu za nieważne wszystkich dalszych aktów sporządzonych na podstawie dokumentów, a mianowicie aktu sprzedaży nieruchomości na ul. Noakowskiego 16 na rzecz R. Kępskiego […]”. W 2012 r. urzędnicy ministerstwa transportu po przeanalizowaniu licznych dokumentów i wyroków stwierdzili, że „na tej podstawie należy uznać w świetle całokształtu okoliczności sprawy, iż zbycie nieruchomości w dniu 15 lutego 1946 r. przez Leona Kalinowskiego posługującego się sfałszowanym pełnomocnictwem jej właścicieli na rzecz tegoż Leona Kalinowskiego występującego jako druga strona tej umowy – jako wynikające z czynu przestępczego jest nieważne i nie wywołuje skutku w postaci przeniesienia prawa do nieruchomości przy ul. Noakowskiego 12”. Decyzja ta dotyczy jednej z trzech ukradzionych żydowskim rodzinom kamienic. Ale stan faktyczny odnośnie do budynku przy Noakowskiego 16 jest identyczny.
Co się stało z nieruchomościami po wyrokach z lat 40.? Za sprawą tzw. dekretu Bieruta budynki zostały znacjonalizowane, a więc spadkobiercy Oppenheimów i Regirerów nie mogli dalej upominać się o swoją własność.
Wskutek tego jako ostatni właściciel we wpisach hipotecznych kamienicy przy Noakowskiego 16 figurował Roman Kępski. I to właśnie on w 1996 r. wystąpił o „zwrot” nieruchomości. Trzy lata później uzyskał od Urzędu Mieszkalnictwa prawo do gruntu pod kamienicą. W 2003 r., gdy Kępski już nie żył, prawo do użytkowania gruntów od kamienicą decyzją Biura Gospodarowania Nieruchomościami przypadło spadkobiercom Kępskiego, czyli m.in. Andrzejowi Waltzowi. Według lokatorów budynku, pilnie badających fałszerstwa w tej sprawie, urzędnicy nie znali wszystkich dokumentów sprzed pół wieku dowodzących złamania prawa, nie dołożyli należytej staranności w zbadaniu tego przypadku i posiłkowali się jedynie zapisami w księgach wieczystych, których w PRL nie skorygowano po wyrokach skazujących Kalinowskiego.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Strona 1 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/305671-czy-ukradziona-kamienica-paralizuje-dzialania-hgw-ws-reprywatyzacji-przypominamy-ustalenia-wsieci