Dlaczego należy wzmocnić ochronę pieszych przed „miszczami kierownicy”?

fot. Fratria/wPolityce.pl
fot. Fratria/wPolityce.pl

Mój wpis o potrzebie bezwzględnej ochrony pieszych na przejściach, nie tylko przechodzących, ale i zamierzających przejść, wywołał gorącą dyskusję. Zdaniem niektórych, w tym redaktora Łukasza Warzechy, popieram durny, populistyczny pomysł. I chory. Muszę zatem dodać parę uwag.

Kiedy Jan Kiepura przyjechał pierwszy raz po wojnie do Polski w 1959 roku, to się zdumiał i do radia powiedział, że w Polsce ludzie uciekają przed samochodami jak kury.

To było w czasach, gdy nielicznymi samochodami jeździli niemal wyłącznie dygnitarze, więc było przed kim uciekać. Wtedy, w latach 60., mój szkolny kolega, Marian, miał chyba 10 lat i nie zdążył uciec, na oczach matki zginął, w środku Rawy, na pasach. Oczywiście Marian wtargnął, kierowca, który pruł wołgą przez Rawę na pełny gaz niczemu nie był winien.

To uciekanie jak kury trwa, bo i dziś niektórzy kierowcy, niestety wciąż jeszcze liczni, dygnitarzami czuja się nadal. Ktoś w komentarzach do mojego poprzedniego wpisu trafnie zauważył, że w sieci niemało jest filmików obrazujących, jak „miszczowie kierownicy” wyrzucają w powietrze ludzi na pasach. Całkiem niedawno był taki film, jak samochód wyrzuca w powietrze staruszkę. Będzie się potem tłumaczył, że staruszka, podpierając się laską, znienacka wtargnęła mu na pasy.

Skaranie boskie z tymi pieszymi – ubolewają krytycy wzmocnienia ochrony pieszych. Jakby z kosmosu się wzięli ci piesi, hołota jakaś. Wbiegają, rzucają się pod samochody, nie myślą, gadają przez telefony, jaja sobie robią, niby chcą przejść, a nie przechodzą.

A ja chciałbym tylko przypomnieć, że piesi to my wszyscy. Piesi to nasze dzieci, nasze matki, nasi ojcowie i my sami także, chyba, że ktoś ma lektykę i go noszą.

I owszem, my piesi zachowujemy się często źle. Gadamy przez telefony, zachowujemy się nieuważnie, często bez wyobraźni, zapominamy o własnym bezpieczeństwie. Tacy jesteśmy, po prostu ludzie. Ale to nie powód, żeby nas za to zabijać na pasach.

Na autostradach nas pieszych nie ma, tam nie spacerujemy, tam kierowcy mogą jechać nawet 140 na godzinę, choć „miszczowie” prują dwieście. Ale w miastach i wsiach, czyli w terenie zabudowanym, my piesi jako gatunek występujemy dość powszechnie. Tu żyjemy, mieszkamy, pracujemy, spacerujemy i tu czasami próbujemy przejść przez jezdnie. I tu, ze względu na nasze bezpieczeństwo prawo wprowadziło ograniczenie prędkości do 50 kilometrów na godzinę.

Dlaczego to ograniczenie? Ze względu na budynki stojące przy drodze? Nie, ono jest ze względu na żyjących tam i przemieszczających się ludzi. Ono jest dlatego, żeby kierowca brał poprawkę na to, że jakiś pieszy w niefrasobliwości swojej nagle wtargnie mu na jezdnię. I żeby go od razu za to nie zabijać. Po to jest to ograniczenie, uwzględniające niefrasobliwość nas, ludzi.

Prawo wprowadziło tez przejścia dla pieszych, przez które, w założeniu, my piesi powinniśmy przechodzić szczególnie bezpiecznie. Niestety setki zabitych świadczy, ze na tych przejściach nie jest bezpiecznie i dlatego prawo wymaga refleksji, o która proszę. I zarazem podpowiadam, że należy wprowadzić bezwzględny obowiązek kierowców, by widząc pieszych (czyli nas) przed pasami, zatrzymywali się i pozwalali przejść. Żeby to był bezwzględny obowiązek kierowców, a nie łaska czy tylko gest dobrej woli. Bo jak to będzie, tak jak obecnie gest dobrej woli, to mamy to co mamy. Uprzejmy kierowca zatrzymuje się, a cham pojedzie i zabije. A potem tłumaczy się, nierzadko skutecznie, że denat mu wtargnął.

cd na następnej stronie

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.