Przed chwilą endecki poseł Robert Winnicki zarzucił z sejmowej trybuny wicemarszałkowi Ryszardowi Terleckiemu, a tak naprawdę całemu PiS, prowadzenie „polityki banderowskiej”. Bezpośrednim powodem było zignorowane podczas debaty o Trybunale Konstytucyjnym żądanie aby posłowie wyszli do manifestacji kresowian. Ale tak naprawdę było nim odrzucenie przez partię rządzącą pomysłu uczynienia z 11 lipca Dnia Ludobójstwa Kresowian. PiS woli inną datę: 17 września.
To apogeum niedobrej spirali, jaka rozkręca się przez wiele ostatnich tygodni. Mamy do czynienia z dziwnymi incydentami, choćby z bijatyką, której tłem jest zawieszenie małego ruchu granicznego na wschodniej granicy Polski. W kontekście tego incydentu można nawet zrozumieć dlaczego szef MSW Mariusz Błaszczak nie wpuścił ukraińskiego zespołu oskarżanego o operowanie „banderowskimi symbolami” – to była okazja do kolejnej awantury. Ale powiem szczerze: tak jak Pawła Reszkę razi mnie pasywność policji i wymiaru sprawiedliwości wobec napaści na ukraińską procesję w Przemyślu. Niezależnie od oceny, co kto na siebie na włożył i do jakich symboli się odwoływał, prawa nie może stanowić na ulicy pięść narodowego kibola.
Z tym, że jest to część większej całości. PiS się miota. Próbuje zadowolić po części antyukraińskie nastroje dużych grup swojego elektoratu, który może uciec do Kukizowców, w tej sprawie coraz częściej występującego w roli polskiego Jobbiku. Stąd twardy list pisowskich parlamentarzystów czy częściowe przyzwolenie na „antybanderowskie akcje”.
Z drugiej strony próbuje jednak ratować co się da z politycznego założenia, że nie ma sensu robić z Ukraińców głównych wrogów. Tym te wysiłki są bardziej rozpaczliwe, że w sferach rządowych mocne jest przekonanie, że Rosja szykuje jakieś uderzenie na Ukrainę – być może tego lata. W tej sytuacji nie powinniśmy być w fundamentalnym konflikcie z zagrożonym państwie. – Żeby wyjaśniać sobie historyczne zaszłości z Ukraińcami, musimy mieć niezależną Ukrainę – powiedział sensownie Jarosław Sellin w parlamencie.
Nie jestem entuzjastą każdego posunięcia partii rządzącej. Właśnie uchwalili w brzydkim stylu ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. Ale przyznam szczerze: w tej sprawie ich rozumiem i trochę żałuję. Są atakowani z dwóch stron.
Narodowe portale i narodowi blogerzy biją w nich bezpardonowo. Rozumiem emocje ludzi, którzy stracili na Wołyniu bliskich, ale rozgrzanie tych emocji do białości akurat wtedy, gdy z ukraińskiej strony pojawiły się jakieś przymiarki do historycznego pojednania jawią mi się – wiem, że wywołam histerię tych środowisk – jak wywołanie na zamówienie.
List grupy ukraińskich autorytetów był grubo niewystarczający. Ale stawiam pytanie: co jest ważniejsze? Czy najbardziej bolesne historyczne obrachunki? Czy fakt, że z dzisiejszą Ukrainą nie dzielą nas – inaczej niż z Niemcami czy Rosją – realne różnice interesów. Za to łączy obawa przed tymi samymi zagrożeniami. To z powodu tych zagrożeń tak potrzebujemy sił NATO w regionie.
Z drugiej strony w rząd PiS biją środowiska proukraińskie żądające od tej partii swoistego samospalenia. Poświęćcie swoje interesy, zraźcie część swoich wyborców, brzmi często wprost artykułowane żądanie. Takie ruchy jak mianowanie niezwykle życzliwego sprawie ukraińskiej ambasadora w Kijowie Jana Piekło idą natychmiast w zapomnienie.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przed chwilą endecki poseł Robert Winnicki zarzucił z sejmowej trybuny wicemarszałkowi Ryszardowi Terleckiemu, a tak naprawdę całemu PiS, prowadzenie „polityki banderowskiej”. Bezpośrednim powodem było zignorowane podczas debaty o Trybunale Konstytucyjnym żądanie aby posłowie wyszli do manifestacji kresowian. Ale tak naprawdę było nim odrzucenie przez partię rządzącą pomysłu uczynienia z 11 lipca Dnia Ludobójstwa Kresowian. PiS woli inną datę: 17 września.
To apogeum niedobrej spirali, jaka rozkręca się przez wiele ostatnich tygodni. Mamy do czynienia z dziwnymi incydentami, choćby z bijatyką, której tłem jest zawieszenie małego ruchu granicznego na wschodniej granicy Polski. W kontekście tego incydentu można nawet zrozumieć dlaczego szef MSW Mariusz Błaszczak nie wpuścił ukraińskiego zespołu oskarżanego o operowanie „banderowskimi symbolami” – to była okazja do kolejnej awantury. Ale powiem szczerze: tak jak Pawła Reszkę razi mnie pasywność policji i wymiaru sprawiedliwości wobec napaści na ukraińską procesję w Przemyślu. Niezależnie od oceny, co kto na siebie na włożył i do jakich symboli się odwoływał, prawa nie może stanowić na ulicy pięść narodowego kibola.
Z tym, że jest to część większej całości. PiS się miota. Próbuje zadowolić po części antyukraińskie nastroje dużych grup swojego elektoratu, który może uciec do Kukizowców, w tej sprawie coraz częściej występującego w roli polskiego Jobbiku. Stąd twardy list pisowskich parlamentarzystów czy częściowe przyzwolenie na „antybanderowskie akcje”.
Z drugiej strony próbuje jednak ratować co się da z politycznego założenia, że nie ma sensu robić z Ukraińców głównych wrogów. Tym te wysiłki są bardziej rozpaczliwe, że w sferach rządowych mocne jest przekonanie, że Rosja szykuje jakieś uderzenie na Ukrainę – być może tego lata. W tej sytuacji nie powinniśmy być w fundamentalnym konflikcie z zagrożonym państwie. – Żeby wyjaśniać sobie historyczne zaszłości z Ukraińcami, musimy mieć niezależną Ukrainę – powiedział sensownie Jarosław Sellin w parlamencie.
Nie jestem entuzjastą każdego posunięcia partii rządzącej. Właśnie uchwalili w brzydkim stylu ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. Ale przyznam szczerze: w tej sprawie ich rozumiem i trochę żałuję. Są atakowani z dwóch stron.
Narodowe portale i narodowi blogerzy biją w nich bezpardonowo. Rozumiem emocje ludzi, którzy stracili na Wołyniu bliskich, ale rozgrzanie tych emocji do białości akurat wtedy, gdy z ukraińskiej strony pojawiły się jakieś przymiarki do historycznego pojednania jawią mi się – wiem, że wywołam histerię tych środowisk – jak wywołanie na zamówienie.
List grupy ukraińskich autorytetów był grubo niewystarczający. Ale stawiam pytanie: co jest ważniejsze? Czy najbardziej bolesne historyczne obrachunki? Czy fakt, że z dzisiejszą Ukrainą nie dzielą nas – inaczej niż z Niemcami czy Rosją – realne różnice interesów. Za to łączy obawa przed tymi samymi zagrożeniami. To z powodu tych zagrożeń tak potrzebujemy sił NATO w regionie.
Z drugiej strony w rząd PiS biją środowiska proukraińskie żądające od tej partii swoistego samospalenia. Poświęćcie swoje interesy, zraźcie część swoich wyborców, brzmi często wprost artykułowane żądanie. Takie ruchy jak mianowanie niezwykle życzliwego sprawie ukraińskiej ambasadora w Kijowie Jana Piekło idą natychmiast w zapomnienie.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/299769-w-sprawach-ukrainskich-pis-sie-miota-i-akurat-w-tej-sprawie-rozumiem-kaczynskiego-jak-w-malo-ktorej