wPolityce.pl: Czy pomysł, jaki przedstawił wicepremier Morawiecki, można nazwać „drugim rozbiorem OFE”, jak chce tego opozycja, czy raczej próbą odzyskania i pewnej rekapitulacji funduszy zgromadzonych w OFE?
Prof. Grażyna Ancyparowicz, członkini Rady Polityki Pieniężnej w kadencji 2016–2022: OFE nigdy nie powinny były powstać, powołano je tylko po to aby przyspieszyć wyprzedaż przedsiębiorstw państwowych, jakie jeszcze pozostały po „szokowej terapii” i zapewnić legalny, długoterminowy dostęp transnarodowym korporacjom do środków publicznych. Tych środków, z których powinny być finansowane świadczenia przez ZUS.
OFE należało zlikwidować już w 2005 r., gdy Polska – z powodu finansowania transferów na ich rzecz znalazła się pod presją procedury nadmiernego deficytu. Najpóźniej – w 2009 r., zamiast snuć nierealistyczne koncepcje planu konsolidacji finansów publicznych. Jednak trzeba przyznać, że Jacek Rostowski, forsując w 2010 r. ograniczenie partycypacji OFE w składce, a następnie przeprowadzając ustawę, która radykalnie zmniejszyła transfer publicznych pieniędzy na rzecz tych funduszy wykazał wiele odwagi. Bez tego nasz dług publiczny byłby dziś o jakieś 100 mld większy, a być może na skutek decyzji KE musielibyśmy zacisnąć pasa do granic, trudnych do zniesienia.
Czy nie obawia się Pani, że - jak mówią przedstawiciele opozycji - spółki, które dysponują funduszami z OFE, mocno utracą na wartości, co spowoduje tąpnięcie na giełdzie?
OFE, jeśli uzyskiwały kontrolę nad jakąś spółką giełdową, to zarządzały nią najczęściej w taki sposób, że spółka padała, zwalniając przestrzeń gospodarczą dla zagranicznych firm. Piszę na ten temat dość obszernie w mojej ostatniej książce „Od neoliberalizmu do neokolonializmu. Ćwierć wieku transformacji ustrojowej w Polsce”. Giełdą się nie martwię, bo jak powiedział jeden z jej apologetów – Dariusz Rosati – dobry inwestor zawsze wygrywa, niezależnie od koniunktury. Ze swej strony mogę tylko dodać, że prawdopodobieństwo wygranej rośnie wraz z dostępem do informacji, o czym wiedział już bohater słynnej powieści Maupassanta, Bell Ami. Giełda – może za wyjątkiem parkietu NewConnect i w pewnym stopniu rynku Catalist – szkodzi sferze realnej. Przyciąga kapitały spekulacyjne, które mogłyby – zainwestowane w realną sferę gospodarki tworzyć nowe miejsca pracy i dochody.
Likwidacja OFE może spowolnić proces nabrzmiewania baniek spekulacyjnych, to tylko wyjdzie wszystkim na dobre. Po za tym giełda przeżyła już wiele tąpnięć i nadal przyciąga swoich wyznawców. Poza tym pojawia się pytanie – czy rzeczywiście zmiana instytucji zarządzającej musi spowodować „tąpnięcie” na rynku akcji? Chyba tylko na skutek zmowy dużych inwestorów, prowadzących grę na spadki notowań. Takie praktyki już w przeszłości miały miejsce, o czym wspominam w przywołanej wcześniej mojej książce.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
wPolityce.pl: Czy pomysł, jaki przedstawił wicepremier Morawiecki, można nazwać „drugim rozbiorem OFE”, jak chce tego opozycja, czy raczej próbą odzyskania i pewnej rekapitulacji funduszy zgromadzonych w OFE?
Prof. Grażyna Ancyparowicz, członkini Rady Polityki Pieniężnej w kadencji 2016–2022: OFE nigdy nie powinny były powstać, powołano je tylko po to aby przyspieszyć wyprzedaż przedsiębiorstw państwowych, jakie jeszcze pozostały po „szokowej terapii” i zapewnić legalny, długoterminowy dostęp transnarodowym korporacjom do środków publicznych. Tych środków, z których powinny być finansowane świadczenia przez ZUS.
OFE należało zlikwidować już w 2005 r., gdy Polska – z powodu finansowania transferów na ich rzecz znalazła się pod presją procedury nadmiernego deficytu. Najpóźniej – w 2009 r., zamiast snuć nierealistyczne koncepcje planu konsolidacji finansów publicznych. Jednak trzeba przyznać, że Jacek Rostowski, forsując w 2010 r. ograniczenie partycypacji OFE w składce, a następnie przeprowadzając ustawę, która radykalnie zmniejszyła transfer publicznych pieniędzy na rzecz tych funduszy wykazał wiele odwagi. Bez tego nasz dług publiczny byłby dziś o jakieś 100 mld większy, a być może na skutek decyzji KE musielibyśmy zacisnąć pasa do granic, trudnych do zniesienia.
Czy nie obawia się Pani, że - jak mówią przedstawiciele opozycji - spółki, które dysponują funduszami z OFE, mocno utracą na wartości, co spowoduje tąpnięcie na giełdzie?
OFE, jeśli uzyskiwały kontrolę nad jakąś spółką giełdową, to zarządzały nią najczęściej w taki sposób, że spółka padała, zwalniając przestrzeń gospodarczą dla zagranicznych firm. Piszę na ten temat dość obszernie w mojej ostatniej książce „Od neoliberalizmu do neokolonializmu. Ćwierć wieku transformacji ustrojowej w Polsce”. Giełdą się nie martwię, bo jak powiedział jeden z jej apologetów – Dariusz Rosati – dobry inwestor zawsze wygrywa, niezależnie od koniunktury. Ze swej strony mogę tylko dodać, że prawdopodobieństwo wygranej rośnie wraz z dostępem do informacji, o czym wiedział już bohater słynnej powieści Maupassanta, Bell Ami. Giełda – może za wyjątkiem parkietu NewConnect i w pewnym stopniu rynku Catalist – szkodzi sferze realnej. Przyciąga kapitały spekulacyjne, które mogłyby – zainwestowane w realną sferę gospodarki tworzyć nowe miejsca pracy i dochody.
Likwidacja OFE może spowolnić proces nabrzmiewania baniek spekulacyjnych, to tylko wyjdzie wszystkim na dobre. Po za tym giełda przeżyła już wiele tąpnięć i nadal przyciąga swoich wyznawców. Poza tym pojawia się pytanie – czy rzeczywiście zmiana instytucji zarządzającej musi spowodować „tąpnięcie” na rynku akcji? Chyba tylko na skutek zmowy dużych inwestorów, prowadzących grę na spadki notowań. Takie praktyki już w przeszłości miały miejsce, o czym wspominam w przywołanej wcześniej mojej książce.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/299428-nasz-wywiad-prof-ancyparowicz-ofe-nigdy-nie-powinny-byly-powstac-powolano-je-tylko-po-to-aby-przyspieszyc-wyprzedaz-przedsiebiorstw-panstwowych