Zlewozmywakowa psychoanaliza zamiast naukowej refleksji nie przystoi prof. Jadwidze Staniszkis

Fot. Fratria
Fot. Fratria

Zaglądanie do głowy Jarosława Kaczyńskiego może być nawet barwne oraz żywo komentowane, tylko staje się częścią świata rozrywki, a nie nauki.

Prof. Jadwiga Staniszkis (i nie tylko ona) wpadła w pułapkę kuchennej psychoanalizy. I po raz kolejny, tylko jeszcze bardziej niż poprzednio, poddała jej narzędziom Jarosława Kaczyńskiego. Najkrócej metoda kuchennej czy też zlewozmywakowej psychoanalizy polega na tym, że samozwańczy następcy Freuda, Junga, Fromma, Horney, Kohuta, Siegela czy Lacana (w zależności od tego, jaka szkoła jest im bliższa) wchodzą do głowy obiektu swoich rozważań i przypisują mu różne motywy działania na podstawie znalezionych w głowie popędów, traum, procesów psychicznych czy kompleksów. Jadwiga Staniszkis znalazła w głowie Jarosława Kaczyńskiego osamotnienie, nieufność, lęk przed światem, podejrzliwość, strach, manipulowanie ludźmi, ich demoralizowanie, a przede wszystkim złe instynkty. A to wszystko wygląda tym gorzej, że Jarosław Kaczyński wykazuje inteligencję, co rodzi podejrzenia, że działa cynicznie. I na tej podstawie prof. Staniszkis rekonstruuje motywy działania prezesa PiS oraz ich zgubne skutki, bowiem w takiej sytuacji inne być nie mogą. Ma się to przekładać na patologizację władzy, degenerację elit władzy oraz zepsucie całego państwa i jego zewnętrznych reakcji.

Problem z kuchenną czy też zlewozmywakową psychoanalizą polega na tym, że jest ona właściwie nieweryfikowalna. Można „analizowanej” osobie przypisać co się chce, byleby to się układało w jakiś w miarę spójny obraz. Kuchenna psychoanaliza jest też wyrazem intelektualnej bezradności, bo oznacza rezygnację z „klasycznych” form analizy, opartej przede wszystkim na faktach, procesach, zjawiskach, ich związkach i skutkach. Zaglądanie do głowy i znajdowanie tam upiorów bywa owocne w sztuce, czego dowodem choćby cykle grafik Francisca Goi „Kaprysy” czy „Szaleństwa”, ale dla intelektualisty jest totalną porażką. Po pierwsze dlatego, że odkrywa wspomnianą już bezradność badacza. Po drugie, jest to wyraz wyjątkowej łatwizny, bo sprowadza się wszystko do banalnych kategorii psychologicznych, co może jest na miejscu w południowoamerykańskich serialach, ale nie w nauce czy narracjach nauką się posiłkujących. Po trzecie, jest wyrazem intelektualnego lenistwa, gdyż kuchenną psychoanalizę może stosować każdy i nie wymaga ona właściwie żadnego „warsztatu”. Tyle tylko, że w wersji prof. Staniszkis mamy w użyciu inne pojęcia niż w wersji, dajmy na to, zwykłej kucharki. Po czwarte wreszcie, kuchenna psychoanaliza oznacza rezygnację z poważnego traktowania spraw i zjawisk, a oddanie się zwykłemu plotkarstwu i kompletne poddanie emocjom, co dla intelektualisty jest zabójcze – jak wszystko, co antyrozumowe – bo go niebywale banalizuje.

I cóż z tego, że prof. Jadwiga Staniszkis znajduje w głowie Jarosława Kaczyńskiego jakieś traumy, kompleksy i demony, skoro równie dobrze można powiedzieć, że to obraz zawartości jej własnej głowy – w formie projekcji na prezesa PiS. Tak naprawdę niczego to nie wyjaśnia poza stanem psychiki i emocji samej pani profesor. Jest jej emocjonalnym rozliczeniem z własnym zaangażowaniem politycznym po stronie Jarosława Kaczyńskiego (z różnymi wzlotami i upadkami, ale jednak). Z jej rozmowy z Magdą Jethon na portalu KOD (ale też z wcześniejszych wywiadów) wynika, że jest zawiedziona, iż polityka PiS oraz Jarosława Kaczyńskiego nie potoczyła się zgodnie z jej wyobrażeniami i wskazówkami. A skoro tak się stało, to znaczy, że PiS i Kaczyński robią wszystko źle. I niczego nie rozumieją, zaś wszystko rozumie prof. Jadwiga Staniszkis. I choćby z tego powodu tym bardziej cierpi i tym mocniej jest sfrustrowana.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.