Nie tyranizujmy sami siebie. O historycznym dialogu z Ukraińcami, który nie bardzo wychodzi

PAP/EPA
PAP/EPA

Ihor Jusznowski, jeden z sygnatariuszy opublikowanego tydzień temu listu ukraińskich autorytetów do Polaków, udzielił wywiadu, który pozwala zorientować się, jaka wizja tragicznego splotu polsko-ukraińskiego z lat II wojny jest bliska i jemu, i – jak można przypuszczać – innym osobom, podpisanym pod listem. Jego zawikłany wywód zawiera jeden ważny element, który optymistycznie można zinterpretować jako popychający polsko-ukraiński dialog do przodu. Ale jest on tak (celowo?) zamaskowany, i tonie w takiej ilości nieprawd i półprawd, że może wcale nie spełnić takiej roli.

Zanim jednak skrytykuję Jusznowskiego, jedno zastrzeżenie i jedna informacja. Zastrzeżenie jest takie: jak by pesymistycznie nie oceniać możliwości dojścia do polsko-ukraińskiego porozumienia dotyczącego zbrodni wołyńskiej, to w oczywisty sposób nie zmienia to podstawowych faktów. Takich mianowicie, iż podstawowym polskim interesem jest utrzymanie ukraińskiej niepodległości wobec Rosji. I że sprzeczność w interpretacji historii i sferze symboliki jest ważna i bolesna, ale innych istotnych sprzeczności interesów między obecną Polską a obecną Ukrainą nie ma, i wręcz trudno sobie je wyobrazić.

Informacja zaś jest taka, że podpisany m.in.przez Jusznowskiego list został już utożsamiony przez polską opinię z frazą „przepraszamy i prosimy o przebaczenie”. Wzbudza to zrozumiałe zastrzeżenia, bo takie hasło sugeruje co najmniej równorzędność przewinień, jeśli nie ich przewagę po stronie, do której adresuje się ten apel. Autorów listu należy jednak w pewnym zakresie bronić. Bo jednak w sporządzonym przez nich tekście najpierw pada zdanie: „Prosimy o przebaczenie za popełnione przez nas zbrodnie oraz krzywdy – to jest to naszą myślą przewodnią”. A dopiero potem, w następnym akapicie czytamy: „Prosimy o przebaczenie oraz my tak samo przebaczamy zbrodnie i krzywdy, popełnione wobec nas”. Tak kolejność i ten akapit mogą sugerować, że autorzy tekstu czują, iż postawienie na jednej płaszczyźnie wołyńskich win Ukraińców i Polaków – razi.

Powiedziawszy to, wróćmy do wywiadu Jusznowskiego.

Pada w nim ważne zdanie:

I to ta druga (banderowska – PS) UPA była tą siłą, która spowodowała ukraińsko-polską masakrę.

Można je zrozumieć jako przyznanie że (tak jak było w istocie, i co jest nie do zakwestionowania na gruncie faktów) eksterminacja Polaków nie była efektem lokalnej wojny i spirali odwetów, tylko wykonaniem podjętej na zimno decyzji kierownictwa OUN. To byłoby cenne, bo ta kontrowersja jest obecnie rdzeniem i zwornikiem konfliktu historycznego. Strona ukraińska przyznać tego nie chce i nie potrafi, czemu trudno się dziwić w sytuacji, w której na UPA buduje się podstawowy mit narodowy. Jak tu więc powiedzieć, że najwięksi bohaterowie wojny o niepodległość - Roman Szuchewycz („Taras Czuprynka”, komendant główny UPA; poległ w walce z NKWD siedem lat po wymordowaniu Polaków) oraz Dmytro Klaczkiwski („Kłym Sawur”, dowódca UPA na Wołyniu; również poległ z ręki Rosjan) byli zbrodniarzami…?

Jeśli więc Jusznowski chciał powiedzieć to, co ja optymistycznie mu przypisuję, to byłoby to bardzo cenne i odważne. Cóż, kiedy zdanie to nie tylko samo w sobie nie jest jasne, ale też obudowane jest ogromną ilością tez, sprowadzających jego wymowę niemal do zera. Bo wprawdzie „druga UPA” w jakiś sposób „spowodowała masakrę”, ale zarazem „oddziały polskich partyzantów wrogo odnosiły się do ukraińskich partyzantów”, a Polacy znajdowali się w niemieckiej administracji okupacyjnej. Czyli klasyczna obecna narracja ukraińska: wszyscy byli winni, była równowaga zła i zbrodni („trudno powiedzieć, kto jest bardziej winny”…, nie wiem jak można takie zdanie pogodzić z tym wcześniejszym o UPA, która spowodowała masakrę, ale to już pytanie do Jusznowskiego).

W dodatku „liczba ofiar wśród polskich i ukraińskich mieszkańców, które podaje strona polska, wyraźnie nie odpowiada rzeczywistości” – profesor kwestionuje szacunki polskich historyków, choć rozbrajająco dodaje, że „mamy mniej informacji na ten temat…”. No i clou: „Polacy byli okupantami na naszej ziemi”…

Chciałbym być dobrze zrozumiany. To prawda, że większość mieszkańców kresów południowo-wschodnich to byli Ukraińcy, którzy polskich rządów na tych terenach raczej sobie nie życzyli. I bynajmniej nie uważam, żeby te polskie rządy były szczytem czy to humanitaryzmu, czy to rozsądku. Będące odpowiedzią na akty terroru bezmyślne wprowadzenie zasady odpowiedzialności zbiorowej (pacyfikacje wsi), obóz koncentracyjny w Berezie, zawstydzające niszczenie cerkwi na Chełmszczyźnie, zabijanie bez sądu pochodzących z terenu Polski ukraińskich ochotników, którzy wracali do kraju po nieudanej próbie ustanowienia państwa ukraińskiego na Rusi Zakarpackiej – to wszystko było, by użyć (wypowiedzianych w innym kontekście – zajęcia Zaolzia) słów Lecha Kaczyńskiego – „nie tylko błędem, ale i grzechem”. Te działania budowały grunt pod popularność ukraińskiej irredenty i ukraińskiego nacjonalizmu.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.