Objawiła się Republika 4 Czerwca - spod znaku Kwaśniewskiego, Wałęsy i Komorowskiego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/ Rafał Guz
fot. PAP/ Rafał Guz

Gdyby żył Wojciech Jaruzelski, też powinien być zaproszony na warszawski marsz 4 czerwca i też powinien przemawiać ze sceny – jako prawdziwy pogromca komuny.

4 czerwca to tylko objawiło się z całą oczywistością, ale trwa już od kilku lat. Część elit postsolidarnościowych, ogromna część elit postkomunistycznych oraz grupa, którą można by nazwać elitą elastyczną (bo potrafi służyć różnym panom) uznała się za główny podmiot najnowszej historii Polski. Pojęcia elity używam wyłącznie w odniesieniu do grupy wyróżnionej poprzez posiadanie, funkcję, koligacje bądź pochodzenie, czyli zgodnie z kategoriami prof. Czesława Znamierowskiego. I w jego kategoriach wyróżniającą cechą takich elit jest ich pasożytniczość. Może dlatego tak łatwo uznają się one za sprawcę nie tylko tego, co się obecnie dzieje, ale także tego, co było w przeszłości.

Widok Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego, a w ich tle Mateusza Kijowskiego 4 czerwca 2016 r. na scenie stanowił znakomitą ramę dla czegoś, co można by nazwać złodziejstwem historyczno-symbolicznym. Złodziejstwem, bo chodzi o zawłaszczenie wszelkich zasług w domniemanym odzyskaniu wolności i demokracji oraz zawłaszczeniu jedynie słusznej perspektywy dla wolności i demokracji w Polsce. Dla pasożytniczych elit nie było tysięcy odważnych robotników czy zwyczajnych pracowników, którzy zmienili system, bo tylko ich totalitarna władza się naprawdę bała, ale byli oni. I oni wszystko wywalczyli, potem zbudowali standardy, a teraz wyznaczają kierunki i strzegą zdobyczy wolności i demokracji. Odważni robotnicy to dla nich tylko nawóz historii, bo tak naprawdę za wszystkim stali i stoją oni. A ci nieliczni, którzy kiedyś byli robotnikami, jak Lech Wałęsa czy Władysław Frasyniuk, z dawnym własnym środowiskiem nie chcą mieć nic wspólnego. Oni są elitą pełną gębą. I pełną kieszenią.

Próba zrobienia z 4 czerwca 1989 r. najważniejszego wydarzenia w historii co najmniej ostatniego 30-lecia pokazuje istotę złodziejstwa dokonanego przez pasożytnicze elity. Bo 4 czerwca to święto sztuczne i nadymane na potęgę. Ale ono świetnie się nadaje na główne wydarzenie dla ludzi, którzy odpowiadają za kształt III RP i znakomicie się w niej czują, bo są jej głównymi beneficjantami. Dla prawdziwych bohaterów walki z komuną o wolność i demokrację 4 czerwca nie jest żadnym świętem, bo zdecydowana większość nic z tego nie miała. A dla wielu z nich ten sposób przekazywania władzy, który był konsekwencją 4 czerwca w różnych okresach oznaczał raczej ciężary niż korzyści. Ewidentne korzyści odniosły pasożytnicze elity, dlatego od kilku lat z wielkim zapałem budują legendę 4 czerwca. A przecież konsekwencją 4 czerwca był Wojciech Jaruzelski na stanowisku prezydenta, byli komuniści generałowie w rządzie aż do lipca 1990 r., był brak dekomunizacji i spóźniona oraz bardzo kulawa lustracja, było okopanie się komunistów w gospodarce, finansach i mediach, a wreszcie – opóźnione o dwa lata wolne wybory. Te konsekwencje nie są powodem do chwały i dumy, a wręcz przeciwnie, ale budowniczowie mitu 4 czerwca kompletnie je ignorują. Bo tylko wtedy z 4 czerwca można robić wielkie wydarzenie, a z pasożytniczych elit bohaterów przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

cd na następnej stronie

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych