Mateusz Kijowski jest przynajmniej duchowym dzieckiem George’a Sorosa i Zygmunta Baumana

fot. Fratria
fot. Fratria

Oczywiście do „ponowoczesnej zmiany” jeszcze bardzo daleko i Mateusz Kijowski może tak samo szybko zniknąć jak szybko został stworzony. Na razie jest lepiony, kreowany i lansowany, bo spełnia kryteria kogoś, kogo uznano za przeciwwagę dla tradycjonalizmu czy konserwatyzmu, które wyniosły do władzy Prawo i Sprawiedliwość. Jeśli Kijowski potrafi wyprowadzać tysiące ludzi na ulice i przy pomocy mediów oraz ukrytych mocodawców można go wciąż kreować na lidera, jest na swoim miejscu. I nadal będzie pompowany, jeśli będzie skuteczny. Jest bardzo charakterystyczne, że Mateusz Kijowski dopiero się uczy tego, kim jest, kogo reprezentuje i jakie idee wyznaje. Kijowski jest obecnie na początkowym etapie Elizy Doolittle stwarzanej przez prof. Henry’ego Higginsa w „Pigmalionie” George’a Bernarda Shawa. Ten proces jeszcze potrwa, bo to, kim Kijowski ma być, zależy do tego, jak na niego reaguje polskie społeczeństwo.

Gdyby Mateusz Kijowski się nie sprawdzał w roli „ponowoczesnego lidera”, zostanie zastąpiony przez kogoś jeszcze bardziej ponowoczesnego i jeszcze podatniejszego na lepienie. Albo przez kogoś mniej ponowoczesnego, gdyby się okazało, że polskie społeczeństwo nie jest aż tak nowoczesne, jak się sponsorom i mentorom Kijowskiego wydawało. W każdym razie, gdyby sobie wyobrazić George’a Sorosa i Zygmunta Baumana jako kreatorów Mateusza Kijowskiego, byłby to niesamowity chichot historii z powodu ich życiowych doświadczeń. I wielkie memento. A niezależnie od tego, jak jest naprawdę, w sensie ideowym, duchowym czy pod kątem konceptu Kijowski już jest dzieckiem Sorosa i Baumana. I będzie nim coraz bardziej.

« poprzednia strona
123

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.