Mateusz Kijowski jest przynajmniej duchowym dzieckiem George’a Sorosa i Zygmunta Baumana

fot. Fratria
fot. Fratria

Sporo się ostatnio mówi i pisze o możliwych źródłach finansowania KOD oraz możliwych miejscach, gdzie się ugniata plastelinę, z której został ulepiony i jest doraźnie wciąż ugniatany i przerabiany. Niezależnie od tego, czy prawdziwe są plotki o roli George’a Sorosa, jakiejś odmianie postępowej międzynarodówki czy tylko środowiska Adama Michnika, ma to wtórne znaczenie. Jeśli są bowiem jacyś dysponenci pieniędzy i wpływów (głównie medialnych) mający konkretne zamówienie, byleby utrzymywało się ono w paradygmacie ponowoczesności, to „wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”. Kijowski nie musiał być od razu modelem docelowym, ale ponieważ się sprawdza, więc został. I teraz jest obwożony po Europie i Ameryce jako typ idealny polskiego „ponowoczesnego lidera”. Jego liczne wady w niczym nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie, bo tych mankamentów można używać jako argumentu, że Kijowski nigdy nie będzie żadnym „talibem” czy „wielkim inkwizytorem” z „Braci Karamazow” Fiodora Dostojewskiego (albo w konkretnej wersji Tomasa de Torquemady z „Ciemności kryją ziemię” Jerzego Andrzejewskiego). Ponowoczesny lider może mieć morze wad, byleby nie był podatny na „taliban” i „inkwizycję”. I w tym ma tkwić potencjał ponowoczesnego tolerancjonizmu jako filaru postępowej ideologii dla Polski w najbliższych latach. I do tego modelu Mateusz Kijowski pasuje wręcz idealnie.

Tak jak Wałęsa miał być wyzwaniem oraz testem dla późnego komunizmu, tak Kijowski jest wyzwaniem i testem dla nowego konserwatyzmu. Dlatego dla heroldów ponowoczesności w rodzaju George’a Sorosa czy Zygmunta Baumana (a w politycznym wymiarze np. Martina Schulza czy Guya Verhofstadta) tak ważne jest, by ktoś taki pojawił się i odniósł sukces właśnie w Polsce, czyli w społeczeństwie mimo wszystko tradycjonalistycznym i katolickim. Sukces w Polsce byłby znakomitym prognostykiem dla zachodnich społeczeństw, znacznie mniej konserwatywnych i mniej przywiązanych do religii. Dlatego w Kijowskiego się inwestuje i rozkłada nad nim parasol, niezależnie od tego, kto i z jakim zaangażowaniem to robi. Trudno powiedzieć, jaką formę miałby przybrać sukces eksperymentu społecznego, z jakim mamy do czynienia w związku z kreacją Kijowskiego i KOD, ale zapewne chodzi o nowy typ społeczeństwa, które znajdzie się w takim stanie świadomości, że mogłoby z siebie wyłonić wyłącznie postępową władzę. Z Kijowskim i KOD chodzi o to, żeby „dobra zmiana” została skontrowana, a perspektywicznie zastąpiona przez „ponowoczesną zmianę”. Ponowoczesną, czyli ponad PO i Nowoczesną, nie mówiąc o PSL.

cd na następnej stronie

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.