List byłych prezydentów, ministrów i kilku działaczy dawnej opozycji z kręgów późniejszej Unii Wolności (wyjąwszy Ryszarda Bugaja, do którego zresztą z szacunku za dokonania w przeszłości poniższego komentarza nie odnoszę) jest wyrazem procesu dziczenia opozycji.
To zrozumiałe: ani inspirowana z Warszawy międzynarodowa presja, ani medialny „zamach stanu” z przełomu roku, ani demonstracje nie przyniosły załamania poparcia dla nowej władzy. Sondaże są stabilne, rząd ma sporo sukcesów, z programem 500+ na pierwszym miejscu.
W tej sytuacji przywódcy opozycji - rozumianej bardzo szeroko, może nawet bardziej społecznie niż politycznie - mają do wyboru albo uznać prawo wyborców do przeprowadzenia naprawy państwa, ale krzyczeć jeszcze głośniej, już na granicy wrzasku. Zgodnie z naturą III RP, która nauczyła ich, że wszelkie zmiany kursu są krótkotrwałe, wybrali to drugie. Nie zauważyli, że tym razem nie jest to rok 1992 ani 2005. To rok 2015 i rządy prawicy potrwają długo.
W treści listu uderza brak jakichkolwiek konkretów.
Dominują ogólne insynuacje, będą czystym refleksem propagandowego przesłania opozycji. Jaką wartość poznawczą ma bowiem np. zdanie:
Parlament pracuje pod dyktando niewielkiej większości lekceważąc argumenty i interesy mniejszości.
Trzeba sporej pewności siebie, by zdecydować się na takie zdanie po 8 latach rządów Platformy Obywatelskiej.
Nie brakuje też oczywistych kłamstw, które dyskwalifikują list szczególnie mocno. Np. fragment o ochronie życia:
Pojawiają się projekty drakońskich ustaw, takich jak bezwzględny zakaz przerywania ciąży. Władza eskaluje konflikty i podziały w społeczeństwie
List jest tak skonstruowany, że dążenie do „bezwzględnego zakazu przerywania ciąży” przypisane jest rządzącym. Każdy, kto ma choć odrobinę dobrej woli, wie, że projekty ustaw w tej sprawie nie mają nic wspólnego z rządzącymi, są wynikiem oddolnych akcji społecznych. I co ważne, pojawiały się również w okresie rządów PO.
Autorzy listu przekonują, że „z wiarygodnego, cenionego partnera w Unii i NATO”, stajemy się „państwem specjalnej troski”. I to zdanie rzeczywiście im się udało. W tych kilku słowach zdołali bowiem zamknąć całe swoje jestestwo polityczne, i cały swój problem. Potrafią zabiegać tylko o poklepywanie po plecach, innej polityki wyobrazić sobie nie umieją. I teraz wzajemnie przekonują się, że inaczej się nie da, że rzekomo nie ma przestrzeni między protektoratem a izolacją. Co przecież nie jest prawdą.
W jeszcze jednym punkcie trzeba autorom listu przyznać rację: tak, potrzebna jest maksymalna mobilizacja społeczna. Tylko w ten sposób wykorzystamy dzisiejszą szansę na porządne państwo polskie. Szansę, która teraz utracona, szybko nie wróci.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/290578-byli-prezydenci-maja-racje-potrzebna-jest-maksymalna-mobilizacja-spoleczna-w-obronie-dobrej-zmiany