Prezydent stolicy wykorzystała uroczystości rocznicowe powstania w getcie do politycznej wojenki. Próbowała wywołać wrażenie, że w Polsce budzą się upiory dyskryminacji, nacjonalizmu, antysemityzmu.
Wspominała też o dokumencie, który podpisała wraz z burmistrzami w zjednoczeniu przeciwko antysemityzmowi.
Ponieważ jej amnezja/bezczelność (niepotrzebne skreślić) wydaje się kliniczna, warto przypomnieć fakty, o których wspomniał już Stanisław Janecki, a które opisywałem na jesieni 2014 roku we „wSieci” i na wPolityce.pl. Hanna Gronkiewicz-Waltz nigdy nie zechciała się do nich odnieść. A rzecz jest bulwersująca.
Oto całość mojego artykułu z „wSieci” (numer 46/2014):
Waltzem wokół kamienicy
Rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz (w tym jej mąż) zarobiła fortunę na sprzedaży kamienicy ukradzionej prawowitym żydowskim właścicielom. Pani prezydent twierdzi, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Nasze ustalenia to podważają
Jednym z tematów kończącej się kampanii samorządowej w Warszawie jest kwestia reprywatyzacji. Chętnie mówi o niej starająca się o trzecią kadencję w fotelu prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz- Waltz. Jednak jej dotychczasowe rządy i pozycja na szczycie partii władzy nie przyniosły efektów oczekiwanych przez prawowitych właścicieli nieruchomości, od lat bezskutecznie domagających się zwrotu tego, co im się należy.
Czy jest możliwe, by wiceszefowa PO, tłumacząca brak ustawy reprywatyzacyjnej niechęcią polityków z innych miast i stanem budżetu państwa, w rzeczywistości nie spieszyła się z regulowaniem spraw własności gruntów i kamienic, bo jej rodzina jest beneficjentką rażącej niesprawiedliwości?
Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika nie tylko to, że kamienica, jakiej część przed ośmioma laty trafiła w ręce męża prezydent Warszawy, została ukradziona prawowitym właścicielom. Dodatkowo ustaliliśmy, że wiedzę o bezprawnych działaniach, na których w finale zarobił Andrzej Waltz, najprawdopodobniej musiała mieć również jego małżonka. Sama się tego jednak wypiera.
Początek: fałszerstwo
W październiku 2006 r. rodzinie Waltzów przyznano udział w przedwojennej kamienicy przy ul. Noakowskiego 16. Nieruchomość w ścisłym centrum Warszawy o powierzchni ponad 4 tys. m2 szybko sprzedano. Choć jej wartość rynkowa, zakładając nawet mizerny stan budynku i konieczność kosztownego remontu, mogła wynosić aż 40 mln zł, nabywca – jedna z prężnie działających na stołecznym rynku firm „czyścicieli kamienic” – zapłacił ledwie ok. 15 mln zł. Nie poszukiwano lepszej oferty. Wszystko odbyło się w niezwykłym pośpiechu. Czy dlatego, że najważniejsza osoba w rodzinie miała za chwilę objąć najważniejsze stanowisko w mieście, a wiedziano, że kamienica Waltzom się nie należy? Jak wskazują dokumenty, w tym wyroki sądów, została ona po prostu ukradziona żydowskim właścicielom.
Budynek postawiły przed wojną rodziny Oppenheimów i Regirerów jako jeden z trzech przy tej ulicy. Jakie były losy właścicieli? Szlama Oppenheim zmarł w sowieckim łagrze. Jego siostra Pessa Regirer z d. Oppenheim zmarła w 1940 r. w Warszawie, ich ojczym Hirsz Freudenberg zmarł prawdopodobnie w latach 1940–1945 w ZSRS, Artur Regirer zakończył życie w Buchenwaldzie.
Wiemy to dzięki skrupulatnym ustaleniom urzędników Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej poczynionych w 2012 r. Resort Sławomira Nowaka odnosił się do sprawy, gdyż był właściwy do rozpatrywania wniosku złożonego przez inną firmę z branży nieruchomości, domagającą się stwierdzenia nieważności decyzji Ministerstwa Gospodarki Komunalnej oraz Prezydium Rady Narodowej z 1953 r. w sprawie przyznania prawa własności gruntu. Rzecz dotyczyła działki przy Noakowskiego 12, ale jest to sprawa bliźniacza wobec posesji położonej kilkanaście metrów dalej. Dotyczy tych samych właścicieli oraz spadkobierców i tych samych okradających ich oszustów, co zresztą znajduje odzwierciedlenie w piśmie resortu transportu.
Co działo się z kamienicą po wojnie? Oto pojawia się współpracownik Urzędu Bezpieczeństwa, niejaki Leon Kalinowski. Jak później ustalą sądy PRL, oszust, który w czasie niemieckiej okupacji wyłudzał od aresztowanych przez gestapo pieniądze, obiecując w zamian pomoc w zwolnieniu. Kalinowski sprzedaje kamienicę przy Noakowskiego 12… samemu sobie. Pozostałe nieruchomości – innym ludziom. Interesujący nas budynek pod numerem 16 kupują Zygmunt Szczechowicz i Roman Kępski. Ten ostatni to wujek Andrzeja Waltza.
Dlaczego sprzedającym był Kalinowski? Był on wspólnikiem w oszustwie Leona Wiśniewskiego, który sfałszował akty notarialne wskazujące, że na przełomie sierpnia i września 1939 r. Oppenheimowie i Regirerowie przyznali mu wyłączność na dysponowanie nieruchomościami przy Noakowskiego oraz budynkiem przy Śniadeckich. W latach 1940–1941 r. Wiśniewski scedował swoje rzekome pełnomocnictwa na Kalinowskiego. Jako prawowici właściciele zginęli bądź zaginęli, oszustwo mu się udało, a jednym z jego beneficjentów został Kępski.
Ale nie na długo. W latach 1946–1948 odnalazła się wdowa po Szlamie Oppenheimie i wniosła pozwy karne i cywilne, które zakończyły się skazaniem Kalinowskiego za fałszerstwa na w sumie osiem lat więzienia.
Również skarb państwa wystąpił do sądu o stwierdzenie nieważności sfałszowanego pełnomocnictwa i innych czynności, jakich dokonano w wyniku przestępstwa, w tym o wykreślenie odpowiednich wpisów z hipotek. Wniosek ten dotyczył nie tylko Kalinowskiego, lecz także Kępskiego. Pada w nim mocne stwierdzenie o „uznaniu za nieważne wszystkich dalszych aktów sporządzonych na podstawie dokumentów, a mianowicie aktu sprzedaży nieruchomości na ul. Noakowskiego 16 na rzecz R. Kępskiego […]”.
W 2012 r. urzędnicy ministerstwa transportu po przeanalizowaniu licznych dokumentów i wyroków stwierdzili, że „na tej podstawie należy uznać w świetle całokształtu okoliczności sprawy, iż zbycie nieruchomości w dniu 15 lutego 1946 r. przez Leona Kalinowskiego posługującego się sfałszowanym pełnomocnictwem jej właścicieli na rzecz tegoż Leona Kalinowskiego występującego jako druga strona tej umowy – jako wynikające z czynu przestępczego jest nieważne i nie wywołuje skutku w postaci przeniesienia prawa do nieruchomości przy ul. Noakowskiego 12”. Decyzja ta dotyczy jednej z trzech ukradzionych żydowskim rodzinom kamienic. Ale stan faktyczny odnośnie do budynku przy Noakowskiego 16 jest identyczny.
Powrót wujka
Co się stało z nieruchomościami po wyrokach z lat 40.? Za sprawą tzw. dekretu Bieruta budynki zostały znacjonalizowane, a więc spadkobiercy Oppenheimów i Regirerów nie mogli dalej upominać się o swoją własność. Wskutek tego jako ostatni właściciel we wpisach hipotecznych kamienicy przy Noakowskiego 16 figurował Roman Kępski. I to właśnie on w 1996 r. wystąpił o „zwrot” nieruchomości. Trzy lata później uzyskał od Urzędu Mieszkalnictwa prawo do gruntu pod kamienicą. W 2003 r., gdy Kępski już nie żył, prawo do użytkowania gruntów pod kamienicą decyzją Biura Gospodarowania Nieruchomościami przypadło spadkobiercom Kępskiego, czyli m.in. Andrzejowi Waltzowi. Według lokatorów budynku, pilnie badających fałszerstwa w tej sprawie, urzędnicy nie znali wszystkich dokumentów sprzed pół wieku dowodzących złamania prawa, nie dołożyli należytej staranności w zbadaniu tego przypadku i posiłkowali się jedynie zapisami w księgach wieczystych, których w PRL nie skorygowano po wyrokach skazujących Kalinowskiego.
Po kolejnych trzech latach, na kilka dni przed drugą turą wyborów samorządowych, Waltzowie otrzymują od miasta pozytywną decyzję – budynek jest ich. Prawie 27 proc. uzyskuje mąż prezydent Warszawy i ich córka Dominika. Licząca 4 tys. m2 atrakcyjna kamienica nie zostaje jednak wystawiona na rynek, lecz natychmiast sprzedana nowo powstałej wówczas firmie. Spółka ta (bądź podmioty od niej zależne) w ciągu dwóch kadencji rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz uzyskała kilka innych bardzo atrakcyjnych kamienic.
Sprzedaż pozyskanej z takim trudem kamienicy w takim tempie i za taką cenę musi zaskakiwać. Odzyskanie kamienicy było jednak oparte na kruchych podstawach, co dobitnie pokazuje los bliźniaczego budynku, który decyzją resortu transportu nie został zwrócony pseudospadkobiercom. Późniejsze decyzje prokuratury w tej sprawie dowodzą tego, że kamienica przy ul. Noakowskiego 16 słusznie była wówczas uznawana za „gorący kartofel”. Szybka sprzedaż dawała nowemu właścicielowi możliwość tłumaczenia iż nabył ją w dobrej wierze. To z kolei utrudniało ewentualne unieważnienie transakcji wskutek ujawnionych później wątpliwości i nowych faktów.
Późniejsze decyzje prokuratury w tej sprawie dowodzą tego, że kamienica przy ul. Noakowskiego 16 słusznie była wówczas uznawana za „gorący kartofel”. Szybka sprzedaż dawała nowemu właścicielowi możliwość tłumaczenia iż nabył ją w dobrej wierze. To z kolei utrudniało ewentualne unieważnienie transakcji wskutek ujawnionych później wątpliwości i nowych faktów.
Poszkodowani byli też dotychczasowi lokatorzy z Noakowskiego 16, których brutalnymi metodami tzw. czyścicieli kamienic (czynsze wzrosły o 400 proc.) wyrzucono z zajmowanych od kilkudziesięciu lat mieszkań. Dzięki ich zawiadomieniu do prokuratury w tej sprawie poczynione zostały ustalenia niekorzystne dla rodziny Waltzów
W czerwcu 2010 r. śledczy zaskarżyli decyzję dotyczącą zwrotu nieruchomości. Prokuratura stwierdziła, że w tej sprawie miało miejsce „rażące naruszenie prawa”. Prokurator napisał, że w wyniku dekretu Bieruta wujek Waltzów nie mógł skutecznie nabyć prawa do gruntu przy Noakowskiego 16. „Jak to już wykazano powyżej, składając wniosek, Roman Kępski nie był uprawniony do złożenia wniosku, co więcej nie był w tej sytuacji stroną postępowania, gdyż nie był ani dotychczasowym właścicielem gruntu, ani jego następcą prawnym […], wnioskodawca nie posiadał nawet statusu posiadacza tego gruntu” – stwierdził prokurator Krzysztof Kosieradzki z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Wola. Ustalił on, że „dokonywanie dalszych wpisów w tych księgach na rzecz innych osób niż gmina miasta Warszawa stało się niedopuszczalne. Niezgodność księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym mająca charakter niezgodności z prawem publicznym wyłącza też dopuszczalność powoływania się na rękojmię ksiąg wieczystych”. Pismo prokuratora Krzysztofa Kosieradzkiego jest jednoznaczne. Wujek Waltzów nie miał prawa odzyskać gruntu ani powoływać się na to, że został wpisany do księgi wieczystej jako właściciel. Wydawałoby się, że tak mocny dokument musi doprowadzić do unieważnienia zwrotu kamienicy. A jednak, stało się inaczej! Sprawa się rozmyła, a Samorządowe Kolegium Odwoławcze, któremu podlegają decyzje administracyjne, lakonicznie stwierdziło, że oddala zażalenie prokuratury.
Przed miesiącem Marcin Bajko, dyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami w stołecznym ratuszu, utyskiwał w „Gazecie Wyborczej”, że musi się imać różnych „sztuczek”, by tereny zajmowane dziś np. przez przedszkola, gimnazja, licea nie były oddawane dawnym właścicielom. Szkoły coraz częściej tracą boiska, a miasto nie może z tym nic zrobić, bo prawo wiąże mu ręce. Ten sam Bajko w 2006 r. kierował miejskim biurem, które zdecydowało o przyznaniu kamienicy przy Noakowskiego 16 Waltzom. Zapytana o tę kwestię Hanna Gronkiewicz-Waltz odpowiedziała nie na temat, myląc rok 2006 (przyznanie budynku swojej rodzinie) z 2003 (wieczystą dzierżawą gruntu pod kamienicą). Na marginesie: jeżeli to Bajko, postać uchodząca w świecie urzędniczym za kontrowersyjną, byłby odpowiedzialny za korzystną dla Waltzów decyzję, to zdaniem naszych kilku rozmówców, rzucałoby to nowe światło na jego silną pozycję w miejskich strukturach urzędniczych.
Waltzowie umywają ręce
Jak tę sprawę komentuje mąż pani prezydent? Odniósł się do niej w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” z grudnia 2006 r. Prowadzący rozmowę ustawili problem jako szukanie przez PiS haków na krzywdzoną kandydatkę PO. Jej małżonek odpowiadał więc: „Zastanawialiśmy się, do którego pokolenia mamy tłumaczyć się z majątków przed PiS”. Dalej mąż stołecznej prezydent stwierdził: „To była przedwojenna kamienica drugiego męża mojej cioci”.
W ostatnim zdaniu zawarta jest głęboka manipulacja. Wynika z niego bowiem to, że rodzina Waltzów miała przed wojną jakąś kamienicę. Nie jest prawdą ani to, ani fakt, jakoby wuj pana Andrzeja stał się właścicielem budynku zgodnie z prawem. Doszło do tego w wyniku fałszerstwa dokonanego po wojnie, a mimo wyroku sądu karnego Roman Kępski był wpisany do hipoteki przez cały okres PRL. Przyznanie mu kamienicy przez miejskich urzędników nie zmienia tego, że została ona, mówiąc wprost, ukradziona żydowskim właścicielom lub ich spadkobiercom.
Zadaliśmy wiele pytań również pani prezydent. Zapytana, czy ma świadomość, że kamienica została w latach 40. ubiegłego wieku skradziona żydowskim właścicielom, odpowiedziała wymijająco: „O tym, kto jest spadkobiercą, decydują prawomocne wyroki sądów. Do czasu ich ewentualnego uchylenia spadkobiercą jest osoba wskazana w wyroku sądu. W tej sprawie żaden z wyroków nie został wzruszony”. A zatem od odpowiedzi się uchyliła. Inna sprawa, że o wzruszenie wyroku mogła wystąpić sama Gronkiewicz- -Waltz, choćby mając informacje uzyskane z prokuratury o fałszerstwach dokonanych po wojnie.
Pani prezydent twierdzi, że nie zna faktu złożenia przez prawowitą właścicielkę Marię Oppenheim doniesienia do prokuratury w sprawie przestępstw na jej majątku. Zarzeka się również, że nie zna wyroku sądu z 1948 r. skazującego Leona Kalinowskiego na pięć lat więzienia za sfałszowanie aktów notarialnych dotyczących Noakowskiego 16. Odpowiada także, że nie zna decyzji administracyjnych i sądowych dotyczących innych nieruchomości należących przed wojną do Oppenheimów.
Te zaprzeczenia mocno zaskakują, bo wspomniane wyżej pismo ministerstwa transportu z 2012 r. o tym mówi. Dotarliśmy do niego. W rozdzielniku jasno stoi, że trafiło m.in. do prezydent Warszawy. Zakładając więc – nawet naiwnie, przyznajmy – że Waltzowie nie interesowali się dogłębnie losami nieruchomości, że byli głusi na informacje podawane przez lokatorów kamienicy, którzy nagłaśniali nieprawidłowości (dotyczące ich niedawnych mieszkań!), dokument z resortu Sławomira Nowaka wyraźnie je opisuje.
Ciekawa jest też odpowiedź pani prezydent Warszawy na pytanie, czy zna dokument z 8.06.2010, sygnatura akt II Pa 14/09, w którym prokuratura zarzuca, że decyzja o zwrocie kamienicy przy Noakowskiego 16 była podjęta z rażącym naruszeniem prawa. Hanna Gronkiewicz-Waltz odpowiada: „Do Urzędu m.st. Warszawy nie wpłynęło żadne pismo prokuratury opatrzone datą 8.06.2010 i sygnaturą II Pa 14/09; pismem z taką sygnaturą w roku 2009 Prokuratura Okręgowa w Warszawie zwróciła się jedynie o wypożyczenie akt własnościowych nieruchomości Noakowskiego 16”. Mamy uwierzyć, że pani prezydent ma świadomość, iż prokuratura interesuje się nieruchomością, na której jej rodzina zarobiła majątek, ale nie chce wiedzieć dokładnie, o co chodzi? To zdumiewające zachowanie.
Pani prezydent trzeba wierzyć na słowo. Ale to niezwykle trudne w obliczu wielu faktów, które w tej sprawie przedstawiamy. Dodatkowo dokument ministerstwa transportu z 2012 r. złożony na biurku pani prezydent każe domniemywać, że od co najmniej dwóch lat Hanna Gronkiewicz-Waltz prawdopodobnie wie, w jaki sposób wuj jej męża wszedł w posiadanie atrakcyjnej nieruchomości w sercu stolicy. Trudno uwierzyć by nie miała świadomości, że kamienica na której jej najbliższa rodzina zarobiła miliony, została żydowskim właścicielom po prostu ukradziona. By naprawdę sądziła, że jej mąż jest ich spadkobiercą.
Jak wynika z naszych ustaleń, część prawowitych spadkobierców wciąż żyje i mieszka w Warszawie. Czy rodzina pani prezydent zechce pomóc w naprawieniu wyrządzonym im krzywd? Czy potrafi zderzyć się z etycznym wymiarem całej sprawy?
Hanna Gronkiewicz-Waltz planuje rządzić Warszawą po raz trzeci. Apelujemy więc, by jeszcze przed wyborami samorządowymi zostały ujawnione wszystkie dokumenty dotyczące sprawy kamienicy przy ul. Noakowskiego 16. Biała księga sprawy Waltzów powinna się ukazać jeszcze przed głosowaniem 16 listopada.
Żadnej białej księgi oczywiście nie było. Były za to wymijające odpowiedzi, zrzucanie odpowiedzialności na urzędników ratusza za kadencji Lecha Kaczyńskiego, a także ucieczka z konferencji prasowej. Więcej w poniższych linkach.
Z tej sprawy rodzina prezydent Warszawy nigdy się nie wytłumaczyła. To nie dziwi, bo jedyną możliwością byłoby przyznanie się do przejęcia mienia ukradzionego prawowitym właścicielom i oddanie zarobionych na sprzedaży nieruchomości pieniędzy.
Skoro Gronkiewicz-Waltz wybrała pilnowanie trefnego majątku i milczenie na temat czerpania korzyści z paserstwa na niekorzyść Żydów, mogłaby przynajmniej ograniczyć swój tupet i darować sobie rocznicowe wypatrywanie antysemityzmu w dzisiejszej Polsce.
Bo, mówiąc najprościej, sama raczej nie ma czystego sumienia.
CZYTAJ TAKŻE:
K R A D Z I E Ż! – pani prezydent Gronkiewicz-Waltz trzeba przeliterować
Ping-pong w sprawie kamienicy. Gronkiewicz-Waltz udaje chińskiego mistrza, a przegrywa każdą piłkę
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/289515-czy-hgw-ma-prawo-odzywac-sie-ws-antysemityzmu-jej-rodzina-zbila-fortune-na-kamienicy-ukradzionej-zydom