Rozpowszechniona w III RP mitologia samoczynnych organizacji... O rewolucyjnych konserwatystach w polemice z Łukaszem Warzechą

Fot. Julita Szewczyk
Fot. Julita Szewczyk

Zacząć mógłbym od tego z czym się z Warzechą zgadzam, a jest takich rzeczy sporo.

WIĘCEJ: Warzecha: O rewolucjonistach i konserwatystach. „Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż próbują to przedstawiać partyjni liderzy na wiecach”

Uznaję, że oparcie polityki na podziale patrioci kontra zdrajcy – skądinąd grupy te występują w naszej rzeczywistości – uniemożliwia jej prowadzenie. Przekonany jestem, że w wypadku IPN pozostawienie konkursu byłoby lepszym rozwiązaniem.

Jest takich rzeczy jeszcze trochę, chociaż już ostatni przykład pokazuje różnicę w naszym podejściu do polityki, gdyż o ile pozostawienie konkurs na stanowisko szefa IPN jest rzeczą dobrą, to rozplenienie się takich rozwiązań w skali kraju jest negatywne i w większości stanowisk politycznych należałoby je zlikwidować. Demokratycznie wybrana władza ma prawo dobierać sobie wykonawców swoich planów, co wiąże się z odpowiedzialnością za ich posunięcia. I tak to zresztą robi, a praktyka konkursów w III RP była nie tylko skrajną hipokryzją, ale i marnotrawstwem. I chociaż hipokryzja jako hołd, który występek składa cnocie jest w pewnych wymiarach życia społecznego nie tylko niezbędna ale i pozytywna, to rozplenienie się owych „konkursów” nie ma nic wspólnego z budową standardów, które powinny obowiązywać w dobrze funkcjonującym państwie.

Konserwatyści mają świadomość, że ludzka rzeczywistość musi opierać się na instytucjach, ale, czego Warzecha już nie pisze, wiedzieć powinni, że nie tylko nie ma instytucji doskonałych, ale i nawet dobrze pomyślane wyradzają się w czasie i winny być poddawane stałej kontroli, a ich funkcjonowanie musi być dostosowywane do zmiennej rzeczywistości. Gdyż konserwatyzm jako polityczna orientacja powstał jako reakcja na gwałtowne zmiany polityczne. Wcześniej był po prostu postawą naturalną.

Komunizm to system, który niszczył tradycyjny porządek rzeczy, a instytucje, z państwem na czele, obracał w swoje przeciwieństwo. Na konserwatystach spoczął więc obowiązek dokonania swoistej kontrrewolucji, zasadniczej zmiany ustroju politycznego w Polsce, które nie został dokonany. Powstawały wprawdzie nowe instytucje, ale błyskawicznie wyrodniały przejmowane przez dawne układy personalne. System prawny jest tego najbardziej jaskrawym przykładem.

Można odnieść wrażenie, że Warzecha ulega mitologii samoczynnych organizacji tak rozpowszechnionej w III RP zwłaszcza u jej początku.

Wystarczyć miały właściwe procedury, jeśli ogłosimy je, ludzie zaczną funkcjonować zgodnie z nimi i ład doskonały mamy już zapewniony. Dość banalnie okazało się, że instytucje tworzą ludzie i żadne algorytmy nie wystarczą dla ich sprawnego funkcjonowania.

Obecnie trzeba dokonać głębokiej zmiany personalnej, aby państwo polskie i jego urzędy zaczęły działać w miarę właściwie. Naturalnie, nominacje nie powinny być dokonywane pod kątem partyjnej żarliwości, ale kompetencji. Elementem kompetencji jest jednak akceptacja programu władzy, która odpowiada za zmiany.

Zgadzam się z Warzechą, że grozi nam niebezpieczeństwo ofensywy radykałów, którzy sprawdzali będą nominacje pod kątem dotychczasowej wierności linii partii. Grozi nam jednak także stagnacja jaką obserwujemy w rozmaitych segmentach państwa. W rzeczywistości ludzkiej nic nie jest tak proste jak opozycja Warzechy. Zwłaszcza, że współczesny konserwatysta musi mieć w sobie sporo rewolucyjnej żarliwości, aby przeciwstawić się „postępowemu” duchowi czasu.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.