IPN ochrzczony "policją historyczną szukającą św. Graala". Jak wyglądają naprawdę kulisy ostatnich działań IPN? W tle telefony od Wachowskiego...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wPolityce.pl/tvn24/M. Czutko
wPolityce.pl/tvn24/M. Czutko

Wejście prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej do domu Czesława Kiszczaka - i odnalezienie w nim dokumentów poświęconych TW „Bolek” - uruchomiło małą lawinę działań IPN, a w konsekwencji również ostre reakcje. Okładki „Gazety Wyborczej” krzyczały więc o „policji historycznej” i „poszukiwaniu św. Graala”, a niektórzy z polityków i publicystów zdążyli już powiązać działania Instytutu z rządzącym PiS.

CZYTAJ WIĘCEJ: Czy IPN zlokalizuje „szafę Jaruzelskiego”? Archiwiści analizują materiały w fundacji w Pułtusku

Z drugiej zaś strony wobec Instytutu kierowane są oskarżenia z, umownie mówiąc, prawej strony, w których IPN-owi zarzucane są opieszałość, a nawet niechęć w sprawie wykonywania kolejnych działań, które pozwoliłyby na ujawnienie nowych dokumentów.

Jak sytuacja wygląda naprawdę? Zajrzenie za kulisy całej sprawy pozwala lepiej zrozumieć pewne kwestie.

Zacznijmy od wizyty Marii Kiszczak w Instytucie Pamięci Narodowej. Faktycznie pierwsze odwiedziny wdowy w IPN miały miejsce pod koniec stycznia - Kiszczak nie mówiąc, czego dotyczy istota sprawy, z którą przyszła, zostawiła wówczas w siedzibie Instytutu namiar na siebie, a następnie konsekwentnie odmawiała spotkań z szeregowymi pracownikami IPN. Dopiero spośród kilku terminów zaproponowanych przez prezesa Kamińskiego wybrała na spotkanie datę 16 lutego.

Jak wyglądało to spotkanie? Wdowa po komunistycznym generale wyliczała, jak dużo kosztował i kosztuje ją nagrobek dla męża, żaliła się na kredyt we frankach i bieżące wydatki. Wreszcie z jednej książki przyniesionej do IPN wyjęła wyrwany fragment teczki TW „Bolek”. Instytut - zdaniem osób, które znają przebieg tej rozmowy - został potraktowany przez Marię Kiszczak jak antykwariat, któremu sprzedaje się co ciekawsze kąski z własnej biblioteki, by zdobyć pieniądze. Wdowa miała też pretensje, że mąż jest już po śmierci oczerniany i że jego pogrzeb nie został uhonorowany państwowym ceremoniałem. Na koniec podała przedstawicielom IPN… numer swojego konta, by ci przelali jej odpowiednią kwotę (oszacowała ją na 90 tysięcy złotych).

Mogłabym z tym pójść do Wałęsy, ale przyszłam tutaj

— miała stwierdzić wdowa po gen. Kiszczaku.

Prezes Instytutu obiecał działać zgodnie z prawem, co wdowa odebrała jako przygotowanie do przekazania pieniędzy i wróciła do domu. Kilka godzin później - po przeprowadzeniu czynności prawnych - zapukali do niej prokuratorzy IPN w towarzystwie policji.

Samo przeszukanie nie miało jednak filmowego charakteru. Zgodnie z procedurami przyjętymi przez śledczych, Maria Kiszczak wskazywała im miejsca w domu, w których ukryte są dokumenty i udostępniała je prokuratorom. Zapewniali, że zostali wpuszczeni w każde miejsce willi, więc obyło się bez spektakularnych obrazków ze zrywaniem boazerii czy przetrząsaniem bibliotek - choć teoretycznie mieli do tego prawo. Mimo tak „pokojowego” sposobu przeszukania, podczas odbioru dokumentów doszło do małej awantury, w której córka Marii Kiszczak robiła jej wyrzuty z powodu tego, że ta zgłosiła się do IPN.

Trzeba jednak zapytać, czy biorąc pod uwagę nie do końca przytomny kontakt z rzeczywistością Marii Kiszczak, śledczy mając ku temu uprawnienia, nie powinni bardziej szczegółowo sprawdzić domu generała. Wdowa po Czesławie Kiszczaku mogła wszak ukryć niektóre z miejsc, w którym zdeponowane były dokumenty albo po prostu o nich nie wiedzieć. Teoria ta ma zresztą jeszcze inne podstawy, jak na przykład domniemane istnienie magazynu, w którym Kiszczak miałby trzymać dokumenty. Są bowiem przesłanki - których jednak do momentu badań organoleptycznych nijak nie można potwierdzić - które pozwalałyby twierdzić, że dokumenty dot. TW „Bolek” leżały w domu Kiszczaka ok. roku-półtora, a wcześniej zostały przyniesione z mocno zawilgoconego miejsca. Z piwnicy Kiszczaków? A może z magazynu, ochrzczonego zresztą mianem „hakowni”, którego na razie prokuratorzy IPN nie mogą zlokalizować?

Ciąg dalszy na następnej stronie.

123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych