Media publiczne nie muszą być narzędziem tępej propagandy

Patologie nie były rozłożone równomiernie. W niektórych miejscach (nie posługuję się tu konkretnymi przykładami, ale każdy kto rozumie złożoność publicznych mediów, doskonale wie, o czym i o kim mowa) były właściwie nieobecne. Dotyczy to czasami problematyki odległej od polityki, ale czasami niekoniecznie. Nawet w TVP można znaleźć dziennikarzy, którzy za głębokiej Platformy traktowali swoich rozmówców z różnych stron identycznie, a rozmowy prowadzili profesjonalnie. To samo dotyczy Polskiego Radia, w tym i tych anten, które bywają najmocniej kojarzone z propagowaniem przekazu przychylnego dla poprzedniej władzy. Doskonale wiedzą to politycy PiS, bo przecież bywali gośćmi dziennikarzy, do których nie mieli zastrzeżeń, przychodzili do nich chętnie i szanowali ich profesjonalizm. Jako komentator również w mediach publicznych, którego drogi nie jeden raz krzyżowały się tam z drogami polityków ówczesnej opozycji, a dziś partii rządzącej, wiem to z pierwszej ręki.

Byłoby zatem bardzo niedobrze, gdyby miotła miała zmieść również tych, którzy swoją pracę wykonywali właściwie i w niczym standardów nie naruszyli. Dla mnie ich sytuacja będzie probierzem dobrej woli i intencji nowej władzy. Trzeba przy tym odróżnić – co niełatwo wytłumaczyć osobom spoza mediów – zawodowych pracowników mediów publicznych od współpracowników. Ci ostatni byli zatrudniani przez politycznie ustawionych szefów anten do prowadzenia własnych programów, a robili to w sposób odbijający zwykle ich poglądy – przy czym uczciwie trzeba powiedzieć, że na ogół, w przyjętej formule audycji, mieli do tego prawo. Ale też nie powinni się dziś burzyć, jeśli swoje audycje stracą. Problem w tym, że ich nastawienie obciąża dziś również zawodowców, którzy działali w ramach zasad.

Podobnie jak obciążają ich wyskoki może nawet nie bardzo licznych, ale za to bardzo widocznych zawodowców, którzy postanowili odejść w glorii chwały męczenników walki „o demokrację” i przestali się liczyć z jakimikolwiek standardami – jak słynna dziennikarka od wywiadu z wicepremierem Glińskim. Jeśli miotła zamiecie bardzo szeroko i nie oszczędzi również tych, którzy zachowywali się przyzwoicie, nie należy mieć złudzeń: gdy przy następnym obrocie koła politycznej fortuny nowi rządzący zastosują bez żadnych skrupułów metodę spalonej ziemi, strona konserwatywna nie będzie mieć żadnego mandatu, żeby narzekać i bić na alarm. Tak jak dziś nie ma go Platforma. Jak słusznie napisał Robert Mazurek – wszystko wraca. Tam, gdzie PiS niczego nie naprawia, ale po prostu odwraca wektory, w przyszłości, po kolejnej zmianie, zobaczymy rzeź jeszcze brutalniejszą niż poprzednia. Mam poważne wątpliwości, czy nowa władza sobie to uświadamia.

Przyjmuję zatem, że wybór szefów mediów publicznych musi być dziś polityczny. Nie uważam jednak, żeby musiało to oznaczać zamienienie ich w narzędzie tępej prorządowej propagandy – choć obawiam się, że takie jest oczekiwanie wielu, w tym niektórych polityków obozu rządzącego. Jak zwykle wiele będzie zależało od poszczególnych osób. Dwa skrajne przykłady z poprzedniego okresu rządów PiS to Jerzy Targalski i Krzysztof Skowroński. Ten pierwszy, wiceprezes Polskiego Radia, za sprawą swoich działań, a może nawet bardziej ich formy niż treści, pozostawił po sobie jak najgorsze wspomnienia. O tym drugim, dyrektorze Programu III, tamtejsi dziennikarze do dzisiaj mówią z szacunkiem.

Można być szefem z politycznej nominacji, a mimo to robić media rzetelne i trzymające standardy, pracowników traktować sprawiedliwie i nie ulegać bezpośrednim politycznym naciskom. A te oczywiście będą – każdy doświadczony pracownik publicznych mediów wie, że telefony od politycznych dysponentów potrafią nie milknąć.

Prezesem TVP, który potrafił się temu naciskowi przeciwstawiać, był Bronisław Wildstein – i za to też niestety został odwołany z inicjatywy Jarosława Kaczyńskiego, który tej niezależności nie akceptował, co nie jest dobrą wróżbą na przyszłość. To jego następca Andrzej Urbański sprowadził do TVP Tomasza Lisa. Dzisiaj mam nadzieję, że nowi szefowie mediów publicznych będą bliżsi modelowi Wildsteina i Skowrońskiego niż Targalskiego czy Urbańskiego.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.