KOD, czyli ochoczy chłopi pańszczyźniani. "Dowodzą, że indywidualne myślenie jest im całkowicie obce"

Fot. PAP/Żmijewski
Fot. PAP/Żmijewski

Komitet Obrony Demokracji jest dowodem na to, że historia powtarza się jako farsa. Przez osiem lat rządów PO Polska widziała wiele wystąpień opozycji w sprawach dla ludzi ważnych – od umieszczenia TV Trwam na multipleksie, poprzez sposób podejścia przez ówczesną władzę do katastrofy Smoleńskiej, na jej stosunku do polskiej tożsamości i niepodległości skończywszy (czego najlepszym wyrazem był Marsz Niepodległości, zwłaszcza w ciągu trzech pierwszych lat swojego funkcjonowania). Dziś niby dzieje się coś podobnego, tyle że z przeciwnej strony, a jednak symetrii tu nie ma. A jeśli już, to jest to symetria w krzywym zwierciadle. KOD i jego wystąpienia sprawiają wrażenie, jakby w jednym miejscu i organizacji zgromadziły się wszystkie lemingi ze wszystkich dowcipów, anegdot i groteskowych opowieści z poprzednich lat i postanowiły nas ubawić swoimi wspólnymi wystąpieniami, dowodząc ostatecznie, że są dokładnie tak mało świadomi, tak bezmyślni i tak łatwo ulegają manipulacjom jak wcześniej sądziliśmy.

Anegdotycznych dowodów jest aż nadto. Oto na przykład ktoś na demonstracji KOD stwierdza, że Jaruzelski bardziej przestrzegał konstytucji niż Kaczyński. Pomijając już oczy-wisty absurd i, mówiąc delikatnie, niestosowność porównywania polityka, który z komunistycznym systemem walczył, do krwawego dyktatora winnego śmierci co najmniej setek osób i cierpieniom milionów, świadczy to o zwykłym braku wiedzy. Wszak tak broniony przez KOD-erów Trybunał Konstytucyjny w roku 2011, rozpatrując wniosek złożony trzy lata wcześniej przez śp. Janusza Kochanowskiego, rzecznika praw obywatelskich, stwierdził, że dekrety wprowadzające stan wojenny były sprzeczne z konstytucją PRL.

Mateusz Kijowski, niemiłosiernie pompowany przez Giewu lider KOD, opowiada – jak się wydaje, całkiem na serio – banialuki o tym, że Bronisław Komorowski był najwybitniejszym prezydentem III RP, bo próbował budować wspólnotę poprzez akcję z czekoladowym orłem (naprawdę, to nie żart).

Demonstranci wymachują konstytucją, którą mają zapewne w ręku po raz pierwszy w życiu i traktują ją jak prawo objawione, zapominając, że pisali ją konkretni politycy z Alek-sandrem Kwaśniewskim na czele, w konkretnym momencie politycznym, pod własne potrze-by, a po spełnieniu odpowiednich warunków demokratycznie wybrani przedstawiciele narodu mają prawo ją zmienić.

KOD-owcy dają się złapać na wyjęty z kontekstu cytat o „gorszym sorcie Polaków” (słowa, nawiasem mówiąc, niepotrzebne, bo łatwe właśnie do zmanipulowania) i paradują w koszulkach lub z kartkami z takim właśnie tekstem. W ten sposób dowodzą, że indywidualne myślenie jest im całkowicie obce. O ile bowiem w pierwszym momencie można się złapać na zabiegi wrogich rządowi mediów, to osoba samodzielnie myśląca sprawdziłaby w końcu jed-nak źródło tak kontrowersyjnego cytatu, a wówczas musiałaby stwierdzić, że lider PiS miał konkretnie na myśli osoby szkalujące Polskę za granicą – czyli na przykład postaci w rodzaju Tomasza Grossa (który zresztą pod akcję „najgorszy sort Polaków” się podłączył, przy czym w jego akurat wypadku jest to w pełni uzasadnione). Nie miał zaś na myśli Kaczyński wszystkich demonstrujących przeciw obecnej władzy. U zaKODowanych lemingów ciąg skojarzeń jest jednak automatyczny: skoro takie słowa miał powiedzieć Kaczor, a Kaczor – wiadomo – z definicji jest zły i wstrętny, to na pewno musiał mieć mnie na myśli, skoro ja Kaczora nie lubię. Po co cokolwiek sprawdzać.

Jeśli założyć, że znaczną część wśród protestujących stanowią przedstawiciele wielkomiejskiej (głównie warszawskiej oczywiście) pseudoklasy średniej (pseudo, bo oplątanej niestety w większości zobowiązaniami kredytowymi), to absurdem jest, że dają się wodzić za nos człowiekowi, który reprezentuje polityczny interes instytucji na nich właśnie żerujących – banków. Ale żeby to zrozumieć, trzeba by być choć odrobinę bardziej przenikliwym niż typowy pochłaniacz komentarzy Jarosława Kurskiego czy Piotra Pacewicza.

Dodajmy do tego rzecz wielokrotnie już opisywaną i analizowaną, czyli fakt, że KOD trwa w ścisłej symbiozie z postaciami i politykami, którzy mają w walce z obecną władzą całkiem wymierny, wprost finansowy interes, by wspomnieć właśnie „Gazetę Wyborczą” czy udzielającego się w ostatnią sobotę Tomasza Lisa. Jeśli przyjąć, że redaktor Lis nie oszalał (robię takie założenie, bo mam go za starego, choć faktycznie z lekka sfiksowanego cynika), to musi mieć potem niezły ubaw z tego, jak udało mu się do własnych interesów zaprząc całkiem pokaźną grupę naiwniaków. Którzy podobnie pracują na rzecz Petru, częściowo PO i innych. Ot – magnateria III RP i odwalające za nią robotę chłopstwo. A nawet jeszcze gorzej, ponieważ chłopi pańszczyźniani w I Rzeczpospolitej, począwszy od XVII wieku, mieli pełną świadomość własnej sytuacji i co jakiś czas się buntowali, a ci tutaj nie tylko tej świadomości nie mają i nie tylko się nie buntują, ale nawet więcej: odrabiają pańszczyznę z największą ochotą i entuzjazmem.

Wszystko to jest jak żywcem wyjęte z dowcipów o lemingach i każda myśląca osoba miałaby pełne prawo skwitować ten „ruch społeczny” odwołaniem do takich właśnie krotochwil. Problem w tym, że byłoby to trochę za proste. Ja już pisałem w jednym ze swoich tek-stów, w KOD są różne grupy ludzi. Jakąś ich część – raczej nie większość, ale być może też nie grupę bardzo małą – stanowią osoby, które po rozczarowaniu rządami PO być może głosowały na Andrzeja Dudę, a może nawet na PiS, ale wobec realizowanej przez partię rządzącą taktyki czują się rozczarowane.

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych