NASZ WYWIAD. Prof. Krasnodębski: "We współczesnych Niemczech istnieje trwałe i silne uprzedzenie do tradycyjnej polskiej tożsamości politycznej"

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Cały proces tzw. pojednania polsko-niemieckiego jest w wyniku tej postawy ułomny i chorobliwy. Bo przecież jeśli ktoś chce się z kimś pojednać, to akceptuje wszystkie jego cechy, szanuje jego tożsamość

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl socjolog prof. Zdzisław Krasnodębski, eurodeputowany PiS.

wPolityce.pl: Skąd się bierze w niemieckich mediach ta fala niechęci, frustracji i wręcz paniki w opisach sytuacji w Polsce?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Po pierwsze bierze to z ignorancji. Wielu z dziennikarzy uwierzyło we współkreowany przez sobie propagandowy obraz Polski jako kraju sukcesu, bez większych problemów, PO jako wspaniałej partii i Donalda Tuska jako ojca narodu. Często się pada ofiarą własnej propagandy. Trudno się więc nawet dziwić frustracji, przeradzającej się w agresji, kogoś, kto nigdy nie zdobył się na rzetelną analizę….

Lub wspierał się tylko jednym źródłem, np. gazetą Michnika…

No właśnie, albo jeszcze TVN czy „Newsweekiem, i nie wnikał w mechanizmy rządzenia Platformy Obywatelskiej, w nastroje Polaków, w problemy kraju. Przeciętny Niemiec, czerpiący swą wiedzę z niemieckich mediów, na  pewno mógł być zdziwiony, zszokowany wynikiem wyborów, a teraz podejmowanymi działaniami partii zwycięskiej.

Drugi powód to uprzedzenia, które dotyczą ludzi i partii o prawicowych poglądach. We współczesnej Europie można być, co najwyżej centro-prawicowym. Określenie prawica ma negatywny wydźwięk, określenie partia narodowo-konserwatywna, używany w Niemczech w odniesieniu do PiS, służy stygmatyzacji – nigdy tak się nie określa CDU czy CSU, choć do nich określenie to, rozumiane neutralnie, pasowałoby nie tylko równie dobrze, a o wiele lepiej.

Czasami można odnieść wrażenie, że są to uprzedzenia, czy resentymenty wobec narodowości polskiej.

We współczesnych Niemczech istnieje - i to jest trzeci powód zjawiska, o którym mówimy – trwałe i silne uprzedzenie może nie do Polaków jako grupy narodowościowej czy etnicznej, ale do tradycyjnej polskiej tożsamości politycznej, do klasycznej polskiej narracji narodowej, do polskiej formy polityczności.

Niezwykle charakterystyczny dla takiego podejścia był artykuł we „Frankfurter Allgemeine Zeitung” poświęcony Jarosławowi Kaczyńskiemu, gdzie nazwano go „powstańcem”. Opisano prezesa PiS jako polityka zakorzenionego w tradycji polskich powstań narodowych.

Z naszego punktu widzenia ten opis, ta definicja, byłby bardzo pochlebnym opisem. Ale dla Niemców to opis negatywny. Oni uważają – podobnie jak skrajna lewica w Polsce - że klasyczna polska narracja, nasz sposób rozumienia siebie, miejsca Polski w świecie, są anachroniczne, nacjonalistyczne, wrogie. A działania modernizacyjne powinny spowodować, że to ma zniknąć. A nie znika, ku ich zaskoczeniu.

Cały proces tzw. pojednania polsko-niemieckiego jest w wyniku tej postawy ułomny i chorobliwy. Bo przecież jeśli ktoś chce się z kimś pojednać, to akceptuje wszystkie jego cechy, szanuje jego tożsamość. A w tym wypadku nie ma tej akceptacji ze strony niemieckiej, lecz próba „wychowywania” nas, przekształcenia Polaków w inny naród, aby tych wszystkich „Kaczyńskich“, utożsamiających się z tradycją narodową, przemienić w zmodernizowanych „Tusków“ uznających ją za nienormalności - tak, jak traktuje się ją w głównej niemieckiej narracji (a także w GW, Tok FM. Newsweeku Polska,TVN czy Krytyce Politycznej).

Muszę powiedzieć, że miałem nadzieję, że przez te osiem, dziesięć ostatnich lat niemieccy dziennikarze,oraz ci, którzy odpowiadają za analizę spraw polskich w think tankach i na uniwersytetach, czegoś się nauczyli i  i już nie popełnią błędów z lat 2005-2007. Okazuje się jednak, że byłem zbyt optymistyczny.

Czwarty powód to silne interesy narodowe. One sprawiają, że Niemcy nie są w stanie dostrzec racjonalności w naszych działaniach. Niedawno ukazał się w „Die Welt” bardzo trafny komentarz, który przestrzegał Niemcy przed popełnianiem błędu automatycznego utożsamiania interesów Niemiec, polityki Niemiec z interesami całej Europy, z polityką wyrażającej interesy Europy. Im naprawdę wydaje się, że zawsze mają mają rację i zawsze mówią w imieniu całej Europy.

Niestety społeczeństwo niemieckie zatraciło umiejętność spojrzenia na siebie z perspektywy innych, dystansu wobec siebie, zrelatywizowania swoich interesów. Uderzający jako element szerszej kultury politycznej republiki berlińskiej jest brak autokrytycyzmu. Uderzające jest na przykład, że Niemcy, którzy tak dbają o solidarność europejską nie są w stanie odnieść się krytycznie do Nord Stream 2  choć 10 państw wystąpiło w protestem w tej sprawie albo, że nie mimo takiej dbałości o ekologię nie demonstrują przeciw oszustom z Volkswagena.

Ciąg dalszy czytaj na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.