Wraz z Ewą Kopacz odchodzi władza ludzi niepoważnych, dla których rządzenie to tylko „jaja”

fot. PAP/ Jacek Turczyk
fot. PAP/ Jacek Turczyk

Polacy mają dość pajacowania polityków. Mają dość ich wygłupów i ustawek. I mają dość ludzi, którzy z równą lekkością jak wtedy, gdy pajacują, decydują o wydawaniu miliardów złotych.

Dlaczego sejmowe wystąpienie Ewy Kopacz kończące jej urzędowanie jako premiera było wielkim zgrzytem? Okropna forma, zajadłość, agresja, małostkowość, brak klasy i wszechobecna złość to sprawy oczywiste. I znane, bo ustępująca pani premier demonstrowała je zawsze, choć z różnym nasileniem. Ewa Kopacz stała się antybohaterem inauguracyjnego posiedzenia Sejmu VIII kadencji, bo od kilku tygodni do polskiej polityki wraca powaga. To znowu staje się poważne zajęcie poważnych ludzi. Ewa Kopacz i jej kieszonkowy demon Michał Kamiński nawet na koniec pokazali politykę bez powagi. Politykę zawieszoną między maglem, pudelkiem i bazarem. A odarcie polskiej polityki z powagi, głównie przez rządy i polityków PO, jest powodem niskiej frekwencji w wyborach oraz braku szacunku dla polityki i polityków. Wielu wyborców zaczęło wątpić, czy istnieje polityka bez błazenady.

Żeby było jasne, to nie Ewa Kopacz i Michał Kamiński odarli politykę w Polsce z powagi. Największe zasługi mają tu Donald Tusk, a w drugiej kolejności (przez kilka lat aktywności w PO) nadworny błazen byłego premiera - Janusz Palikot. Na trzecim miejscu trzeba by wymienić Bronisława Komorowskiego.

Ewa Kopacz, jako parodystka Tuska, doszła tylko do granic żenady i żałości, dlatego rok jej rządów tak bardzo rzucał się w oczy. Swój udział w procederze odzierania polityki z powagi miał także Kazimierz Marcinkiewicz, ale jego błazeństwa to tylko część tego czasu, gdy był premierem, czyli około trzech-czterech miesięcy. Donald Tusk uprawiał niepoważną politykę z pewnym wdziękiem, w nowoczesnej scenografii i z modnymi gadżetami, więc błazeństwa i niepowaga nie rzucały się tak bardzo w oczy. Ale de facto to był jeden wielki teatr, często przechodzący w cyrk. Donald Tusk z własnej woli nie robił właściwie niczego, co nie dałoby się korzystnie pokazać w mediach. Oczywiście reagował też na sprawy i afery, które nie były mu na rękę, ale tak, żeby je zakopać, a nie rozwiązać. I to też było niepoważne, bo nie wyciągał konsekwencji z bardzo poważnych spraw.

Dla Tuska nic tak naprawdę nie było serio, ale wszystko mu uchodziło, bo w mediach dominowali miłośnicy tej jego niepoważnej politycznej maniery. Mówiono, że to po prostu luzak, choć właściwie niczym się nie różnił od najbardziej pospolitych celebrytów. Tyle tylko, że miał inne ustawki i inne ścianki. &&Łatwo się obecnie zapomina, że to Tusk podpuszczał i z premedytacją wykorzystywał Janusza Palikota, który w latach 2005-2010 był przecież bardzo ważnym politykiem PO, przez kilka miesięcy nawet wiceprzewodniczącym jej klubu. I to obecny przewodniczący PO odpowiada za to, że Palikot zrobił z polityki coś pomiędzy lupanarem i obwoźnymi pokazami kobiet z brodą czy cieląt z dwoma głowami.** Donald Tusk zrobił to z pełną premedytacją choćby dlatego, żeby przy żałosnych wygłupach Palikota celebryctwo samego byłego premiera wyglądało na coś znacznie poważniejszego niż rzeczywiście było. Dopiero po przeprowadzce do Brukseli Donald Tusk doznał szoku, gdyż tam nikt nie miał ochoty tolerować, a tym bardziej chwalić jego luzactwa, lenistwa, ustawek i braku powagi. Od przewodniczącego Rady Europejskiej nikt nie oczekuje, żeby był „jajcarzem”, tylko ma harować, bo jest po prostu urzędnikiem. I to jest jeden z głównych powodów fatalnych notowań byłego polskiego premiera z jednej strony, a z drugiej - jego narastającej frustracji.

cd na kolejnej stronie

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.