Prawie pięć razy mniejszy wynik PSL i siedem razy mniej głosów nieważnych. Czy w ciągu niespełna roku Polacy odkochali się w ludowcach i nauczyli głosować?

wPolityce.pl/tvn24
wPolityce.pl/tvn24

Zdecydowane zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych, zdobycie przez tę partię samodzielnej większości w Sejmie i giełda nazwisk wokół składu nowego rządu zdominowały medialny przekaz ostatnich dni. I w zasadzie nie ma się co dziwić, bo to najważniejsze kwestie, które dzieją się w polskim życiu publicznym.

Na marginesie tych historycznych zdarzeń warto jednak zwrócić uwagę na rzecz mniejszą, a konkretnie kondycję Polskie Stronnictwa Ludowego. A raczej na to, jak to możliwe, że w ciągu niespełna roku poparcie dla PSL zmalało z niecałych 24 procent (wybory samorządowe) do nieco ponad 5 (wybory parlamentarne). Krótko mówiąc, gdzie się podziało 20% głosów na PSL z wyborów samorządowych?

Oczywiście w tego typu rozważaniach pojawia się dyżurny argument - PSL to partia stricte samorządowa, stąd zawsze w wyborach do rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich rośnie jak na drożdżach. Temu, kto jest w stanie przyjąć do wiadomości bez cienia wątpliwości, że rodzaj głosowania daje ludowcom pięciokrotny spadek lub zysk, szczerze zazdroszczę wiary.

A przecież lampka ostrzegawcza zapaliła się już rok temu, gdy w badaniu exit poll (w tym roku trafione niemal w stu procentach) PSL okazało się niedoszacowane o ok. 7 punktów procentowych, a PiS przeszacowane o mniej więcej tyle samo.

WIĘCEJ: Oficjalne wyniki NIGDY rażąco nie różniły się od exit poll! Gdyby PSL faktycznie zyskało 10 pp., byłby to pierwszy taki przypadek w najnowszej historii Polski. [ANALIZA]

Zostawmy jednak exit polle, a skupmy się na kilku konkretach, które dziwnym trafem - wszak pasjonujące to zmiany! - nie wzbudzają zainteresowania politologów i socjologów. Czy naprawdę pięciokrotny spadek poparcia Polskiego Stronnictwa Ludowego nie jest wart zbadania, refleksji?

Zwróćmy uwagę na przykład na województwo świętokrzyskie. Niespełna rok temu - królestwo ludowców. Partia spod znaku koniczyny rozbija tam samorządowy bank, sięga po niemal co drugi ważny głos i niepodzielnie rządzi.

Mija kilka miesięcy… I z niespełna 47 procent ludowcy topnieją do 9 procent z hakiem.

Co się stało w tym czasie? Wyborcy pokazali czerwoną kartkę za ostatnie 11 miesięcy w koalicji rządowej? Oprzytomnieli? Stracili nagle zaufanie? Listy kandydatów były gorsze?

A może Gdynia, gdzie za podsumowanie wystarczy wpis jednego z użytkowników Twittera?

Tego typu żonglerkę liczbami, regionami i skokami głosów u ludowców można uprawiać w nieskończoność. Ale pochylmy się jeszcze nad jednym problemem - odsetkiem głosów nieważnych.

Ponad 2,5 proc. wszystkich głosów oddanych w niedzielnych wyborach parlamentarnych było nieważnych

— oznajmił szef PKW.

W ubiegłorocznych wyborach do sejmików wojewódzkich oddano 17,47 proc. nieważnych głosów. I znów - czy to tylko „efekt książeczki”? Czy prawie osiem razy więcej nieważnych głosów nie czyni wybory jakoś tam wypaczonymi, nieoddającymi woli narodu, który poszedł do urn?

Nie czarujmy się - takich analiz i refleksji nie ma, bo musiałby wrócić temat wiarygodności i ewentualnego sfałszowania (wypaczenia, jak zwał tak zwał) wyborów samorządowych. Wszyscy tę sprawę zamietli - jako dowód na „odmęty szaleństwa” - pod dywan. Czasem tylko kwestia ta wraca, gdy pojawia się pomysł PiS na powstanie kilku nowych województw i rozpisania nowych wyborów.

Nie namawiam do wyciągania żadnych konkretnych wniosków - pomyślcie tylko państwo sami, czy wszystko tu trzyma się zdrowego rozsądku. I czy faktycznie środki unijne wydają na poziomie województw ci, na których rok temu oddaliśmy nasze głosy.

PS. A skoro o wyborach samorządowych - może wreszcie doczekamy się pełnego zestawienia wyników? Wszak mija już rok…

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych