Zabawne! Szef CBA tłumaczy się z afery podsłuchowej: "Ja nie dałem się nagrać - ja zostałem nagrany w sposób podstępny"

Fot. TVP Info/wPolityce
Fot. TVP Info/wPolityce

Złodzieje dwa razy w ciągu jednego miesiąca włamali się do mojego mieszkania i doszczętnie mnie okradli. Proszę powiedzieć: dałem się okraść czy zostałem okradziony?

— pyta Paweł Wojtunik, szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego w rozmowie z portalem Onet.pl. W wywiadzie chwali działalność CBA, ogłasza jej sukcesy, oczyszcza się z zarzutów i buduje wizerunek. Oprócz wątku afery podkarpackiej, pojawia się także element działań operacyjnych. Wynika z nich, że prowokacja, za którą tak uporczywie oczerniany jest Mariusz Kamiński, jest metodą cenioną i wykorzystywaną w służbach Wojtunika.

W sposób przedziwny Wojtunik tłumaczy się z afery podsłuchowej. Twierdzi, że jego rozmowa z Elżbietą Bieńkowską o zwiększeniu funduszy na Biuro była powinnością wobec funkcjonariuszy. Nie zamierza też przyjmować argumentów, że jako szef służb nie powinien dać się nagrać.

Zarzut pod hasłem „dałeś się nagrać” nie jest fair. Dochodzi tu do pewnej manipulacji. Ja nie dałem się nagrać - ja zostałem nagrany w sposób podstępny. Mamy XXI wiek i jest wiele sposobów, by nagrać rozmowę

— tłumaczy szef CBA.

CZYTAJ WIĘCEJ: „Ale jaja, ale jaja, ale jaja!” Rozbawiona Bieńkowska po opowieściach Wojtunika o Sienkiewiczu. [NAGRANIE]

Kiedyś, kiedy byłem naczelnikiem w jednym z najbardziej elitarnych oddziałów w policji, złodzieje dwa razy w ciągu jednego miesiąca włamali się do mojego mieszkania i doszczętnie mnie okradli. Proszę powiedzieć: dałem się okraść czy zostałem okradziony? Raczej to drugie, byłem ofiarą przestępstwa

— dodaje. Wojtunik komentuje też fakt, że Prokuratura Okręgowa w Lublinie prowadzi śledztwo w sprawie przekroczenia przez szefa CBA uprawnień w związku z utajnieniem przez niego materiałów dotyczących afery podsłuchowej. Zdaniem prokuratury, mógł w ten sposób działać na szkodę interesu publicznego. Zapytany o to, dlaczego nie chciał ich odtajnić, odpowiedział:

Takie twierdzenie uważam za niezrozumiałe, a wręcz skandaliczne. Od kiedy przekazaliśmy prokuraturze materiał w postaci nagrań z afery taśmowej, toczy się absurdalny spór o klauzulę niejawności tych materiałów. Paradoksem jest to, że w spawie tzw. afery taśmowej występuję w kilku osobach. Jestem pokrzywdzonym, świadkiem, szefem instytucji, która udostępnia materiały operacyjne prokuraturze i wreszcie osobą podejrzewaną o przekroczenie uprawnień za to, że staram się zapewnić należytą ochronę materiałom, które przekazaliśmy. Niektórzy wręcz twierdzą, że jestem bardziej celem działań prokuratury, niż pokrzywdzonym czy świadkiem, którego prawa powinny być zagwarantowane

— tłumaczy, dodając że ochrona źródeł informacji jest dla niego kluczowa, dlatego strzeże tajności nagrań.

Z jego wypowiedzi wynika, że ma wrażenie, iż prokuratura się na niego uwzięła.

Dalszy ciąg na następnej stronie

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych