NASZ WYWIAD. Prof. Szczerski o kulisach szczytu ONZ, upomnieniu się o 10/04 i spotkaniu Dudy z Putinem. "To ugniatanie ciasta, na pieczenie chleba przyjdzie czas"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Celem prezydenta jest wzmocnienie pozycji i bezpieczeństwa Polski poprzez pogłębienie pozycji w regionie, aktywność na kierunku środkowo-wschodnim i obecność globalną Polski

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Krzysztof Szczerski.

Wywiad przeprowadził Marcin Fijołek.

wPolityce.pl: Panie ministrze, gdy rozmawiałem z panem jeszcze jako posłem opozycji, mówił pan, że polską dyplomację przesunąć inne tory. Ale że jest to jak zmiana kursu dużego statku – wymaga czasu i cierpliwości. Czy dziś, po kilku miesiącach prezydentury Andrzeja Dudy, możemy mówić o stopniowym przesunięciu kursu? Gdzie możemy dostrzec tę zmianę?

Prof. Krzysztof Szczerski, minister w Kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy, odpowiedzialny za sprawy zagraniczne: Po pierwsze miejmy na uwadze to, co jest możliwe dzisiaj do wykonania. Pamiętajmy, że prezydent prowadzi w tym zakresie przede wszystkim politykę personalną, a pełnowymiarowa polityka pozostaje w rękach rządu, przy czym pełnego znaczenia nabiera ona dopiero wtedy, gdy następuje porozumienie między rządową dyplomacją a Pałacem Prezydenckim. Widzimy jednak dużą aktywność prezydenta i jej kierunki, które pokazują, na czym polega ten nowy kurs, o którym pan przypomniał. Jego celem jest wzmocnienie pozycji i bezpieczeństwa Polski poprzez pogłębienie pozycji w regionie, aktywność na kierunku środkowo-wschodnim i obecność globalną Polski – która jest osadzona w UE i NATO, ale i potrafi prowadzić samodzielną politykę.

No właśnie, sam pan wspomniał o ograniczonych prerogatywach prezydenta. Czy to, że Andrzej Duda rozpoczął swoją pracę w warunkach kampanii wyborczej mocno utrudnia mu pracę? Pytam o to, czy współpraca z MSZ odbywa się dobrze na tyle, że kampania nie przekłada się na działania głowy państwa?

Na poziomie celów i działań operacyjnych współpraca z dyplomacją rządową jest dobra, ale pamiętajmy też o czymś, co – mam nadzieję – jest przeszłością, czyli o atakach na prezydenta ze strony partii obecnie rządzącej. Mam tu na myśli głównie niedopuszczalne ataki podczas wizyt zagranicznych prezydenta, podważające mandat głowy państwa do prowadzenia międzynarodowych rozmów na najwyższym szczeblu. Niestety, tego typu zachowania miały miejsce w ostatnim czasie i to oczywiście utrudnia to pracę prezydenta.

Myślę jednak, że powinniśmy odróżnić działania rządu od działania partii rządzących. Kampanię prowadzą partie i mam nadzieję, że ostre wypowiedzi pani premier czy ministrów w kierunku prezydenta są wypowiedziami polityków danej partii, a nie polityków rządu, instytucji publicznych czy przedstawicieli polskiej dyplomacji.

Przyzna pan, że ciężko to odróżnić. Ewa Kopacz mówi nie tylko jako szefowa rządu, ale i jako szefowa Platformy. Nie da się tego oddzielić grubą kreską.

Jasne, ale mówię to na przyszłość – byłoby dobrze, gdybyśmy mogli tę emocjonalną reakcję ze strony polityków rządowych złożyć na karb kampanii wyborczej, mając zarazem nadzieję, że nie zburzyło to relacji między rządem (niezależnie, jak miałby on wyglądać za miesiąc) a prezydentem. Gdyby to miał być trwały rów, byłoby to bardzo niedobre.

Chciałbym jednak zapytać o tę krytykę ze strony rządu. Oto, mówią przedstawiciele dyplomacji i sympatycy dzisiejszej polityki zagranicznej, prezydent Duda i jego otoczenie ostro atakowali dyplomację rządu Platformy, a gdy weszliście na oficjalne salony i wgryzacie się w rzeczywistość, to nie jest już tak źle. Słowem – zajrzeliście w kuluary ONZ w Nowym Jorku, a tam nie ma Polski na kolanach, o której mówiliście. Zauważył pan to?

Zauważyłem przede wszystkim to, że rząd bardzo chętnie przedstawiał sukces prezydenta w Nowym Jorku jako swój sukces. Z wypowiedzi przedstawicieli strony rządowej można było wręcz wywnioskować, że w zasadzie wszystkie decyzje zapadały dzięki pozycji Ewy Kopacz, a prezydent Duda był jedynie ustawiany. (śmiech) Tak oczywiście nie było, ale widać, że do sukcesu prezydenta wszyscy od razu chcą się dopisać. Natomiast stan polskiej polityki zagranicznej będzie można ocenić po wyborach parlamentarnych. Chcę jednak wyraźnie podkreślić, że osobiście nie zmieniam mojej krytyki wobec ośmiu lat polskiej dyplomacji ze strony rządu Platformy. Dla przykładu - wszyscy widzimy dziś, że dwumiesięczna aktywność polityki zagranicznej prezydenta Andrzeja Dudy znacznie przekracza pięcioletnią aktywność prezydenta Bronisława Komorowskiego. Przekracza także w zakresie przekazu politycznego. Oczywiście najważniejszych celów w polityce zagranicznej nie osiąga się z dnia na dzień. Jesteśmy bardzo dalecy od uznania, że wszystko jest za nami i dokonaliśmy cudu.

Ugniatamy to ciasto powoli, a pieczenie chleba jest przed nami. Ale chyba wszyscy widzimy, że polski głos brzmi dzisiaj donośniej niż dotychczas, a machina ruszyła dużo bardziej aktywnie. To zresztą jest obserwowane przez naszych partnerów, nie wszyscy się zgadzają z naszymi postulatami, ale w końcu odnoszą się do polskiego zdania. Zdobywamy tym samym pozycję kraju, który jest słuchanym uczestnikiem najważniejszych rozmów. Nie zawsze będziemy chwaleni, nie zawsze poklepywani po plecach, ale wreszcie jesteśmy obecni. Widzę to po aktywności ambasadorów – oni chcą poznać zdanie prezydenta w różnych sprawach – bo muszą dać znać swoim zwierzchnikom o tym, co myśli prezydent. Nagle stało się bardzo istotne.

1234
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych