Fragment wywiadu rzeki z Krzysztofem Szczerskim. „Będziemy cudzoziemcami we własnej kulturze”

Fot. materiał promocyjny
Fot. materiał promocyjny

Media nie są strażnikami prawdy, wspólnego dobra, tylko służą określonej grupie, która sprawuje władzę. W Polsce dotyczy to niestety także mediów zwanych mylnie publicznymi.

Budowanie jedności europejskiej i udawanie, że nigdy nie było na tym kontynencie jedności, która wyrastała z wiary chrześcijańskiej, jest konstruowaniem bardzo sztucznego, utopijnego tworu. Dlaczego ludzie mają odwoływać się do czegoś, co ktoś wymyślił przed 50 laty i udawać, że nastąpiła nowa era, której teraz mamy być patriotami? Przedtem niby nie było nic? To jest absurdalne myślenie. Jan Paweł II zawsze bardzo wyraźnie podkreślał, że Europa w dzisiejszym kształcie rozpoczęła się wraz z ewangelizacją naszego kontynentu. Do europejskiej cywilizacji wchodziło się przez chrzest.

Wróćmy do dwóch koncepcji polityki – jednej, opartej na obiektywnych wartościach, dobru wspólnym, prawdzie, i drugiej, funkcjonującej tylko jako sposób osiągania władzy i utrzymywania się przy niej.

Przed rewolucją francuską takie systemy jak makiawelizm budowały politykę pozbawioną etyki, której domeną była skuteczność, jednak nie głoszono, że cały świat ma być pozbawiony etyki czy religijności. Bycie poza etyką odnosiło się tylko do władcy, gdyż uważano, że skrupuły przeszkadzają w rządzeniu. To zaś, co stworzył sekularyzm zrodzony z koncepcji oświeceniowo-rewolucyjnych, to przekonanie, że świat w ogóle nie potrzebuje wartości religijnych, bo rozum zastąpił też refleksję etyczną. Człowiek sam dla siebie tworzy normy i sam dla siebie jest punktem odniesienia. A to właśnie stanowi podwalinę wszelkich totalitaryzmów. Takie myślenie otworzyło wiele innych drzwi – bo już nie tylko polityka może być nieetyczna, ale też życie społeczne, kultura, edukacja, wszystko, co wokół nas. Cały świat można pozbawić wartości. Praktyka bez Boga prowadzi dziś już nie tylko do krwawych totalitaryzmów, ale też do konsumpcjonizmu, materializmu, przed czym przestrzegał Jan Paweł II. Życie ludzkie, także to najbardziej bezbronne, staje się ofiarą takiej polityki. Stąd nieustanne nawoływania świętego Papieża do szerzenia cywilizacji życia przeciw cywilizacji śmierci, której przejawem jest m.in. aborcja – jeden z dramatów współczesnej kultury. Dzisiaj świat odrzucając Wojtyłę, podąża w kierunku jeszcze bardziej dramatycznym.

Bardzo alarmującym symptomem tego, że społeczeństwo czy naród wchodzą w totalitaryzm, jest fascynacja technikami zdobywania władzy, które obecnie są niebywale rozwijane. Marketing polityczny uchodzi za coś bardzo pożytecznego, został nobilitowany. Zdobywanie głosów wyborców i łaskawości mediów staje się celem polityków wszelkiej maści, opozycja niestety również zmierza w tym kierunku. Tym sposobem prawda i dobro stają się tylko tłem dla polityki, a nie jej celem.

To interesujące spojrzenie. Ja jestem wielkim przeciwnikiem marketingu politycznego. Gdy powstawał on jako praktyka, fascynowano się nim na uczelniach, eksponowano w programach naukowych, była tendencja, by wszystko do tego marketingu, jako nowego kierunku, który rzekomo uratuje nauki polityczne, sprowadzać. Dla mnie to jest absurdalne. Marketing polityczny inaczej rozumie politykę – nie jako antyczną cnotę, która jest obowiązkiem każdego obywatela, tylko jako sprawność techniczną. Tymczasem polityka jest cnotą i można powiedzieć: chrześcijańskim obowiązkiem. Dlaczego? Bo polityka w chrześcijańskim rozumieniu zakłada działanie dla wspólnoty. Marketing polityczny zaś odwołuje się do ludzi jako indywidualnych konsumentów, na tym polega. W myśl tego każdy indywidualny konsument dostaje indywidualną dawkę propagandy (reklamy) i na jej podstawie podejmuje indywidualną decyzję (zgodną z oczekiwaniami propagandzisty) na rynku politycznym.

Marketing polityczny służy de facto manipulowaniu społeczeństwem, a wyborcami w szczególności.

Otóż to, a im bardziej jesteśmy zdezintegrowani, tym skuteczniejsza jest manipulacja. Papież mówił – i to określenie też bardzo mi się podoba – że mamy dziś „wyblakłe wspólnoty”. Przecież użycie słowa „Solidarność” jako nazwy dla ruchu wolnościowego w PRL-u nie zrodziło się znikąd. To Ojciec Święty Jan Paweł II w trakcie swojej pierwszej pielgrzymki do Polski w 1979 r. cały czas mówił o solidarności i do niej zachęcał. Solidarność jest bowiem podstawą, spoiwem wszystkich wspólnot. Im bardziej zdezintegrowane społeczeństwo, tym bardziej wyblakłe wspólnoty.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.