Zawieszając pobór do wojska PO uczyniła krok w kierunku demontażu Polski. To więcej niż zbrodnia, to błąd. Bardzo kosztowny

Fot. Youtube.pl;PAP/Radek Pietruszka
Fot. Youtube.pl;PAP/Radek Pietruszka

Mija sześć lat od fatalnej w skutkach decyzji rządu PO-PSL dotyczącej modelu polskiej armii. W sierpniu 2009 roku ze służby odeszli ostatni poborowi, zaś armia przeszła na zawodowstwo. Do dziś jednak proces prawdziwej profesjonalizacji nie został zakończony. Odejście od armii poborowej jest jednym z elementów na drodze drastycznego obniżenia polskich zdolności obronnych oraz osłabienia bezpieczeństwa narodowego.

Po latach działalności rządu PO-PSL, głównie ministra Klicha, polska armia jest w złym stanie.

Polska armia jest w stanie ochronić 3 procent terytorium

informowały niedawno media, powołując się na wyliczenia m.in. prof. Józefa Marczaka z AON.

Choć MON, w osobie rzecznika Sońty i gen. Packa przekonywał, że to bzdury, szczegółowe wyliczenia od lat prezentuje choćby prof. Żurawski vel Grajewski.

Średnia zdolność mobilizacji na wypadek konieczności obrony własnego terytorium w państwach europejskich wynosi średnio 1,66 procent populacji obywateli. W Polsce ten wskaźnik wynosi obecnie jedynie 0,26. Gorsze zdolności mobilizacyjne oprócz nas mają jedynie Czechy i Luksemburg. Te kraje jednak leżą w środku NATO, nie są z żadnej strony krajem granicznym Sojuszu. (…) Struktura polskiego wojska, silna kadra podoficerska i oficerska, powoduje, że Polska, mimo oficjalnie 100-tysięcznej armii, jest w stanie do obrony kraju wystawić około 30 tysięcy żołnierzy liniowych. Taką siłą można bronić niewielkiego obszaru

mówił w 2012 roku Żurawski portalowi Stefczyk.info.

Z kolei biorąc udział w debacie Arcan prof. Żurawski wyliczał, jakiego terytorium polska armia jest w stanie bronić.

Batalion zmechanizowany (600 żołnierzy) może panować ogniowo w obszarze wyznaczanym przez 9 km frontu i 7 km głębokości ugrupowania - tzn. 63 km². Pas obrony dywizji określany jest na 30-50 km frontu, głębokość wynosi 15-30 km, przy założeniu zbudowania 2-4 pozycji obronnych. 120-tysięczna armia zawodowa (teoretycznie równowartość ośmiu dywizji – choć praktycznie przecież nie jest możliwe, by całość jej stanów osobowych weszła w skład wojsk liniowych) mogłaby więc, użyta obronnie, a nie interwencyjnie, pokryć obszar obejmujący maksymalnie do 12 000 km². Zważywszy, że terytorium Rzeczypospolitej wynosi 312 679 km², że znajdują się na nim 892 miasta, w tym pięć dużych aglomeracji liczących ponad 1 mln mieszkańców każda oraz, że długość granic z samą tylko Rosją i Białorusią wynosi odpowiednio 210 km i 418 km, obrona Polski przy użyciu samej tylko armii ochotniczej, choćby i najbardziej profesjonalnej, jest niemożliwa i to bez względu na to, czy będzie ona liczyła 90, 120, czy 150 tys. żołnierzy

— wyjaśniał Żurawski.

Dr Grzegorz Kwaśniak w książce „Wygaszanie Polski” prezentuje równie niepokojące wyliczenia.

Gdybyśmy chcieli bronić się naprawdę, to biorąc pod uwagę realne możliwości naszych brygad (ukompletowanie, normy taktyczne) oraz długość naszej wschodniej granicy (około 1200 km), a także stan liczebny sił lądowych (13 brygad), to widać jednoznacznie (13 x 10 km), że jesteśmy w stanie bronić jedynie około 10 proc. całkowitej długości naszej wschodniej granicy. I to w najbardziej optymistycznym wariancie

— podkreśla.

Te wyliczenia wskazują jednoznacznie, że polska armia musi zbudować silne zdolności mobilizacyjne rezerwistów. Z racji rozmiaru Polski oraz położenia geopolitycznego liczba potencjalnych żołnierzy, mogących zostać wcielonych do armii i skierowanych szybko do działań bojowych musi być duża. Tego niestety budowany przez Polskę model armii nie zakłada.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.