Na swej kolejowej trasie po Polsce Ewa Kopacz pokazuje światu, że należy do innej kultury

Fot. PAP/Paweł Supernak
Fot. PAP/Paweł Supernak

Po spotkaniu z premier Kopacz na dworcu obcokrajowcy doznają kulturowego szoku. Bo po przedstawicielce europejskiej elity władzy nie spodziewają się poziomu niewyedukowanej mieszkanki slamsów.

Ewa Kopacz jeździ po Polsce Pendolino, co jest właściwie kpiną z milionów rodaków. Ona wpada do klimatyzowanego ekspresu i uważa, że tak wygląda prawdziwe życie. I jest przekonana, że prowadzi prawdziwe rozmowy z Polakami w Pendolino spotkanymi. Prawdą mają być te różne „dzień dobry” i „tiu, tiu, trala lala”, bo nic innego nie pada podczas zdawkowej wymiany uprzejmości w pociągu czy na peronie.

W istocie nie jest to żadna rozmowa, tylko dość infantylne zagajanie, bo co można powiedzieć, gdy pani premier pyta: „co tam?”, „jak wam się podróżuje?” albo zwierza się, jak jej fajnie w pociągu, bo w limuzynie ma tylko kierowcę za rozmówcę. Przeciętni Polacy dojeżdżają do pracy kiepskimi składami kolei regionalnych czy podmiejskich i mają szczęście, jeśli te zabytki w ogóle jeżdżą. Bo ulubionym zajęciem urzędników Ewy Kopacz oraz samorządowców z jej partii jest likwidowanie połączeń.

Nie byłoby w podróżowaniu Ewy Kopacz nic nadzwyczajnego, bo także Donald Tusk z Pawłem Grasiem jeździli pociągami, gdy akurat mieli taki kaprys. Nadzwyczajne jest to, kogo właściwie Polacy, ale także cudzoziemcy spotykają na dworcu bądź w pociągu. I nie jest to sprawa prywatna, bo wiele z tych spotkań relacjonują telewizje, a potem trafia to do Internetu, czyli właściwie do każdego, kto chciałby na to rzucić okiem.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.