Przełom w wymiarze sprawiedliwości czy prezent dla gangsterów? Szykuje się sądowe trzęsienie ziemi. Co czeka Polaków? NASZA ANALIZA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA/Paweł Supernak/Waldemar Deska
fot. PAP/EPA/Paweł Supernak/Waldemar Deska

Nie ma w dzisiejszej formule organizacyjnej prokuratury takich możliwości, żeby prokurator znał każdą sprawą, na którą chodzi do sądu. Powinno być tak, że prokurator prowadzący postępowanie przygotowawcze, znając akta sprawy, wiedząc jakie ma dowody, broni tego postępowania przed sądem. Ale każdy praktyk wie jak dzisiaj funkcjonuje prokuratura. W momencie, kiedy sędzia nie będzie miał instrumentów dowodowych, bo ma się zachowywać biernie i być jedynie arbitrem, będzie dochodziło do tego, że prokurator nie będzie w stanie przeprowadzić postępowania karnego i udowodnić winy

— ocenia Kownacki.

Poseł przytacza dane z innych krajów, gdzie wprowadzano kontradyktoryjność procesów. Wynika z nich, że przynajmniej w początkowym okresie udział wyroków uniewinniających wynosi nawet 30 proc. A dziś takich wyroków jest zaledwie 2 proc.

Przestępcy w rodzaju Marcina P. (afera Amber Gold – red.) będą mogli chodzić na wolności, bo prokurator nie będzie w stanie poradzić sobie z opiniami kosztującymi setki tysięcy złotych, bo takich pieniędzy prokuratura nie wyda. A dla aferzysty, który ukradł 100 mln zł, dorzucenie miliona czy dwóch milionów na obronę, nie będzie żadnym problemem

— Kownacki zwraca uwagę na aspekt finansowy, który także będzie miał ogromny wpływ na wynik sądowych pojedynków, gdy sędziowie będą jedynie arbitrami.

Środowisko adwokackie ma jednak na ten temat inne zdanie. Zresztą w ocenie całej nowelizacji widać ostry spór na linii prokuratura-palestra.

Wcale nie uważam żeby prokuratura była taka biedna i skazana na pożarcie, bo dysponuje aparatem przymusu, ma policję, służby specjalne. Posiada więc zdecydowanie szersze spektrum możliwości niż adwokat czy nawet najbardziej zamożny i ustosunkowany jego klient. Nie ma co tego aparatu państwa tak strasznie żałować, że ni stąd ni zowąd oskarżony będzie mógł sobie zlecić wydanie własnej opinii i że ta opinia będzie miała w procesie zdecydowanie większe znaczenie niż do tej pory. Bo do tej pory nie miała żadnego znaczenia

— mówi nam mecenas Piotr Pszczółkowski.

Adwokat uważa wprowadzenie do polskiego sądownictwa zasady kontradyktoryjności za krok w dobrą stronę, od dawna oczekiwany.

Modelowo jest to rozwiązanie, do którego należy dążyć. Pytanie czy myśmy do tego dojrzeli systemowo i co ta zmiana będzie oznaczała w polskich realiach. Kierunek jest jednak dobry. Najmniej mnie przekonuje płacz środowiska prokuratorskiego i części środowiska sędziowskiego, że jeszcze nie przyszedł „ten moment”, bo „ten moment” nigdy nie przyjdzie

— zaznacza Pszczółkowski.

Mecenas krytycznie ocenia jednak wprowadzenie do kpk zapisu, wzorowanego na regulacjach amerykańskich, o tzw. owocach zatrutego drzewa. Chodzi o to, że po 1 lipca dla sądu nie będą mogły liczyć się dowody pochodzące z czynu zabronionego, czyli np. z nielegalnego podsłuchu. Pszczółkowski przywołuje przykład, z którym sam się zetknął, gdy dowód pozyskany wskutek włamania do cudzego biura bezsprzecznie przesądził o niewinności człowieka oskarżanego o popełnienie morderstwa. Teraz nie będzie to już możliwe.

Wykluczenie takiego dowodu będzie kłopotliwe. Z jednej strony ograniczy możliwości dowodowe w sprawach wyjątkowych, a z drugiej - umożliwi torpedowanie postępowań. Wiele procesów karnych będzie się toczyło zdecydowanie wolniej, bo wszyscy lawinowo będą udowadniać, że jakiś dowód pochodzi z czynu zabronionego

— ostrzega Pszczółkowski.

Mecenas nie zgadza się z Kownackim, że w nowym systemie prokuratura sobie nie poradzi i jest skazana na pożarcie. Ale, sadząc choćby po wypowiedziach Seremeta, takie obawy nie są odosobnione.

Czytaj dalej na następnej stronie

« poprzednia strona
1234
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych