Marek Biernacki: Przegrana Komorowskiego to efekt liberalizacji kursu PO. "Przyjmowanie byłych działaczy SLD to skazywanie się na marginalizację". NASZ WYWIAD

wPolityce.pl/tvn24
wPolityce.pl/tvn24

Nikt nie lubi bezideowości, a nie ukrywajmy porażka Komorowskiego jest spowodowana też tym, że za bardzo poszedł w kierunku skrajnie liberalnym, a nawet lewicowym. I to jest ten podstawowy problem, który zaważył na jego klęsce

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Marek Biernacki, poseł PO, były minister sprawiedliwości.

wPolityce.pl: Pojawiły się informacje, że po porażce Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich, Platforma Obywatelska chce pójść w lewą stronę i na listach wyborczych w wyborach parlamentarnych pojawią się takie nazwiska jak Grzegorz Napieralski, Ryszard Kalisz czy Wojciech Olejniczak. Czy odpowiadają Panu takie zamiany w ugrupowaniu?

Marek Biernacki: Powiem tak: to jest świat według „Gazety Wyborczej”. To zupełnie nierealny scenariusz. Przyjęcie tych ludzi oznaczałoby dla PO całkowitą marginalizację. Tak jak ci panowie, którzy są teraz marginesem politycznym. Nikt nie lubi jak partia staje się całkowicie bezideowa, a nie ukrywajmy - porażka Komorowskiego jest spowodowana też tym, że za bardzo poszedł w sprawy światopoglądowe i w kierunku skrajnie liberalnym, a nawet lewicowym. I to jest ten podstawowy problem, który zaważył na jego klęsce. To nie jest przegrana, to jest klęska! Z 70 proc. poparcia na początku kampanii stracić tyle głosów, to trzeba naprawdę mocno się „starać”.

Inni politycy PO uważają, że zwrócenie się w lewą stronę, to dobry kierunek w perspektywie wyborów parlamentarnych…

CZYTAJ WIĘCEJ: A jednak Centrolew? Antoni Mężydło: „Z Ryszardem Kaliszem na listach Platformy nie miałbym powodu czuć się źle”. NASZ WYWIAD

Podkreślam, że zdobycie 1 procenta głosów elektoratu lewicowego, wiązałoby się ze stratą 10-20 proc. dotychczasowych wyborców. Tak trzeba ważyć te propozycje. Tego typu polityka transferowa nie ma szans powodzenia. Teraz raczej trzeba przeanalizować kampanię, wszystkie popełnione błędy i ewentualnie zmienić strategię, taktykę, by dotrzeć do obywateli. Na pewno nie dotrze się do obywateli poszerzając się o spektrum, którego nie ma. W Anglii dostrzeżono już podział w sferze politycznej, że są partie o poglądach wolnorynkowych, a z drugiej strony socjalnych. U nas na miejscu tej frakcji socjalnej jest Prawo i Sprawiedliwość, a ten stary podział ideowo-światopoglądowy już przestał istnieć. Jest może kilku Don Kichotów, którzy myślą, że stary świat istnieje, ale trzeba realnie stanąć na ziemi i spokojnie, w ciszy, przeanalizować to, co się stało. Musimy udowodnić obywatelom, że nie jesteśmy partią przegraną.

Jak pan ocenia słowa Adama Michnika, który ocenił, że wynik wyborów prezydenckich jest zagrożeniem dla demokracji w Polsce i jest to aksamitna droga do dyktatury?

Każde wyniki wyborów trzeba szanować. Po to tworzyliśmy demokracje, żeby szanować jej reguły - że raz się wygrywa i rządzi, a innym razem przegrywa i trzeba przekazać władzę. Nie ukrywajmy, że obywatele mają już chyba trochę dość wojny PO z PiS, wojny polsko-polskiej. To jest bardzo widoczne i jest to bardzo niebezpieczne nie tylko dla Platformy, ale też dla PiS, bo muszą stworzyć zupełnie inny przekaz do obywateli. Na tym polega demokracja. Wolę wyborców trzeba uszanować, a nie mówić, że to droga do dyktatury. Jeśli ktoś za każdym razem, kiedy nie wygrywa jego faworyt, mówi, że zmierza się do dyktatury, to sam chce do niej zmierzać.

Mówi Pan, że granie wojną polsko-polską się nie sprawdziło. A przecież podczas wieczoru wyborczego sam Bronisław Komorowski powrócił do tych podziałów mówiąc o „fali agresji i nienawiści”, która wpłynęła na wynik wyborów. Czy zatem widzi pan dla prezydenta Komorowskiego miejsce na scenie politycznej?

To zależy tylko i wyłącznie od niego. Bronisław Komorowski ma jeszcze potencjał, ma energię, co było widać w kampanii. Mówię o tym, że obywatele mają dość wojny polsko-polskiej, tej atmosfery napięcia, nienawiści, która jest prezentowana przez polityków zwłaszcza w mediach. Obywatele oczekują dyskusji merytorycznej, spierania się na argumenty, a nie na inwektywy. To, że powstała duża grupa ludzi antysystemowych wynika z braku zrozumienia problemów społecznych. Nie oczekiwałbym, że ugrupowanie Pawła Kukiza to będzie jakaś skrajna partia w typie Palikota, ale raczej będzie to całkiem racjonalne ugrupowanie z silnym wsparciem samorządowym. I zauważmy, że zapotrzebowanie na taką partię jest. Co więcej, nie ma nawet zalążka partii Petru -Olechowski-Balcerowicz, a już społeczeństwo wyraża nią zainteresowanie. To pokazuje, że ludzie chcą czegoś nowego.

A nie obawiacie się, że właśnie to ugrupowanie „wymiecie” was ze sceny politycznej?

Myślę, że scena polityczna będzie na jesień bardzo ciekawa, bo na pewno ruch Kukiza będzie angażował elektorat PiS i PO. Także partia Petru będzie zabierała naszych wyborców, ale to będzie także rywalizacja na argumenty. I to jest ważne, że obywatele będą mogli wybierać bardziej merytorycznie niż demagogicznie. Przetasowania jesienne mogą być bardzo ciekawe, bo życie nie uznaje próżni. Już w tej kampanii zobaczyliśmy, że jest nowe spojrzenie na świat polityki. Wspomnę tylko, że liczono w wyborczą niedzielę, że wynik Komorowskiego będzie poprawiał się po południu, tymczasem okazało się, że wcale tak się nie stało.

W tej kampanii upadła dotychczasowa teoria o braku zdolności koalicyjnej PiS. Czy ten brak zdolności koalicyjnej jest teraz po stronie PO?

Nigdy nie uważałem, że PiS nie ma zdolności koalicyjnej, ponieważ wiem jaki cel przyświeca prezesowi Kaczyńskiemu, czyli rozliczenie Smoleńska. Co jest zupełnie naturalne. I tutaj będzie leżał jego podstawowy warunek w szukaniu konsensu koalicyjnego. Kiedyś byłem bardzo mocno atakowany za słowa o tym, że nie widzę realnej szansy na koalicję z SLD. Tymczasem PO skręciła mocno w lewo i zabraliśmy część ideowego elektoratu SLD, PiS zabrał część elektoratu socjalnego SLD i w ten oto sposób zlikwidowaliśmy tego potencjalnego koalicjanta. Mimo wszystko myślę, że na jesieni każdy będzie miał zdolność koalicyjną. Moi koledzy, jak i panowie z PiS, muszą jednak uważać, żeby nie obudzić się w „rzeczywistości” tworzonej przez media. Bo to nie jest rzeczywistość. To jest świat stworzony według mediów, a nie świat realny.

Rozmawiał Jerzy Kubrak.

CZYTAJ TAKŻE: A jednak Centrolew? Antoni Mężydło: „Z Ryszardem Kaliszem na listach Platformy nie miałbym powodu czuć się źle”. NASZ WYWIAD


Każdy, kogo interesuje prawda, powinien zapoznać się z tą książką!

Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” autorstwa Wojciecha Sumlińskiego. Pozycja w ciągłej sprzedaży wSklepiku.pl. Polecamy!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.