Zupełnie nie rozumiem oburzenia na profesora Wojciecha Sadurskiego, z którym mamy do czynienia także na tych łamach. Może faktycznie nieco zagalopował się w ferworze politycznej walki o reelekcję jedynego słusznego prezydenta, rozdając tym, którzy mają inne poglądy niż on, w tym Piotrowi Zarembie, łatki antysemitów. Ale z drugiej strony, szacowny pan profesor zaprezentował się jako godny kontynuator pewnego nurtu mającego półwieczną tradycję. A tradycja przecież to w nauce rzecz ważna.
W 1968 roku, po antyżydowskich czystkach, na polskich uczelniach zakwitło pokolenie tak zwanych „docentów marcowych”. Na gwałt awansowanych prostaków gotowych zawsze bronić socjalistycznej władzy i tępić jej wrogów, przypisując im wszystko co najstraszniejsze, czyli wtedy „syjonizm”.
Dziś syjonizm zastąpił antysemityzm, Gomułkę Komorowski, docentów profesorzy, marzec maj. Ale metoda ta sama. Jeśli chcecie Państwo przeczytać nieco więcej o „majowych profesorach” zachęcam do lektury mojego felietonu w najnowszym, poniedziałkowym numerze „w Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/244684-majowi-docenci-wojciech-sadurski-zaprezentowal-sie-jako-godny-kontynuator-pewnego-nurtu-majacego-polwieczna-tradycje