Zachowanie Bronisława Komorowskiego po pierwszej turze wyborów, to niezłe jaja. Kurze rzecz jasna. Pech chciał, że niczym bumerang wróciły do Głowy Państwa wszystkie gafy i lapsusy z ostatnich miesięcy czy nawet lat.
Po pierwsze wystarczyło popatrzeć na twarze osób zebranych w sztabie prezydenta (szczególnie godna polecenia była ta Hanny Gronkiewicz-Waltz, która uśmiechnęła się dopiero, gdy zauważyła, że jest w telewizji oraz ta szanownej małżonki pana prezydenta). Wszyscy wyglądali jakby najedli się prezydenckiego BIGOSU. Na twarzach zebranych malował się głęboki BUL i wyglądali jakby stracili cień NADZIEJI.
Sam Bronisław Komorowski wyglądał, jakby zrozumiał, że czas specjalisty od kur oraz polowań właśnie dobiegł końca. Być może nawet doznał olśnienia, że Polsce:
szkodzi wrzask, szkodzi specjalista od kur.
A o zgodzie i bezpieczeństwie prezydent wrzeszczał w kampanii sporo. Zwłaszcza, gdy dzielił Polskę na racjonalną i radykalną, siejąc poważny zamęt w kwestii, do której grupy sam siebie zalicza.
Gdy to do niego dotarło ulotnił się z własnego sztabu niczym woda, co to najpierw „stanowi zagrożenie, a potem spływa.” Okazało się, że rację miał prezydent Komorowski gdy mówił po powodzi: „Ludzie są już oswojeni, obyci z żywiołem”. I faktycznie na nic się zdało straszenie PiS-em.
Nim jednak prezydent spłynął, niczym owa woda do Bałtyku, wezwał do debaty Andrzeja Dudę. Jego okrzyk brzmiał, niczym słynne:
Chodź szogunie.
I był o tyle żenujący, że Andrzej Duda, urzędującą głowę państwa wzywał wcześniej do debaty wielokrotnie. A sam Bronisław Komorowski nie pojawił się na debacie kandydatów na prezydenta przed pierwszą turą wyborów. Wolał stację, gdzie mógł sobie podebatować z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami. I tak okazało się, że jaki prezydent, taka debata.
Wyglądało też na to, że wynik pierwszej tury wyborów podziałał na prezydenta niczym lewatywa, którą sam doradzał podczas uroczystości upamiętniającej 100. rocznicę wymarszu I Kompanii Kadrowej. I pewnie dlatego stwierdził, że jego porażka w pierwszej turze, to żółta kartka dla całego obozu władzy.
Wreszcie Bronisław Komorowski postanowił possać palec (niczym ten cielak w Szlachcinie ssał prezydencki) wyborcom Pawła Kukiza i nieoczekiwanie zadeklarował się jako zwolennik inicjatyw obywatelskich, choć do tej pory żadnej nie wspierał.
Czytaj także:
W ramach wewnętrznej przemiany postanowił więc wesprzeć JOW-y.
To sygnał, szczególnie jeśli chodzi o bardzo dobry wynik Pawła Kukiza. To ważny sygnał w oczekiwaniu na zmiany dotyczące relacji między obywatelem a państwem. (…) To jest pytanie o rolę referendów i JOW. Odczytuję poparcie dla Kukiza jako oczekiwanie na szybkie zmiany w tym zakresie
— mówił prezydent.
Informuję, że zamierzam zarządzić - za zgodą Senatu - ogólnopolskie referendum. Chodzi o to, by obywatele rozstrzygnęli parę istotnych kwestii
— zadeklarował.
Z powodu nagłej przemiany Bronisława Komorowskiego wszystkie kaszaloty (i nie tylko) pękają ze śmiechu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/244090-bigos-lewatywa-i-kurze-jaja-po-pierwszej-turze-wyborow-prezydenckich