Kampania Dudy: gdzie jest strategia? „Mastalerek powinien siedzieć w studiu do końca programu i twardo dyskutować”

fot. wPolityce.pl/vod.tvp.pl/PAP/Paweł Topolski
fot. wPolityce.pl/vod.tvp.pl/PAP/Paweł Topolski

Wieczór 3 maja na Twitterze zdominowała dyskusja o tym, czy Marcin Mastalerek dobrze zrobił, wychodząc ze studia TVP Info oraz jakie to może mieć skutki dla kampanii Andrzeja Dudy. Opinie po prawej stronie ułożyły się, można rzec, tradycyjnie. Była więc frakcja rewolucyjnych idealistów (bardzo dobrze, tak trzeba, nie mogą nam pluć w twarz bez końca, odniesiemy moralne zwycięstwo), frakcja zwykłych idealistów (znaczna część widzów nareszcie zobaczy, co się w tej telewizji publicznej dzieje) oraz frakcja realistów, do której zaliczam i siebie (Mastalerek zagrał dokładnie według scenariusza kampanii Bronisława Komorowskiego i uwiarygodnił przekaz „Polska racjonalna kontra Polska radykalna”).

CZYTAJ TAKŻE: Nazwijcie TVP Info „Komorowski Info”! To jest farsa! - mówi Marcin Mastalerek i w geście protestu wychodzi ze studia. ZOBACZ WIDEO

Skracając maksymalnie obszerną argumentację – po pierwsze – moralnie słuszne gesty nie przynoszą zwycięstwa w wyborach, po drugie – skoro ludziom nie otworzyły się oczy przy katastrofie smoleńskiej i tym, co działo się potem, to na pewno nie otworzą się z powodu opuszczenia studia TVP Info przez Mastalerka, po trzecie – widzowie słabo zorientowani, a o takich toczy się gra, nie mieli szans w krótkiej słownej szamotaninie pojąć, dlaczego właściwie rzecznik PiS wychodzi ze studia i nazywa stację „Komorowski Info” (bardzo zresztą trafnie). Wrażenie, które mógł odnieść przeciętny widz, było zapewne takie, że „ci z PiS się znowu obrażają” i „jak tu na takich głosować”. Przy okazji tego zdarzenia trzeba wskazać generalne słabości kampanii Andrzeja Dudy. Trzeba, ponieważ realistycznie patrząc, to właśnie on ma szansę na zrobienie wyłomu w patologicznej strukturze władzy PO, ale ta szansa może mu – i wszystkim, którzy na zmianę liczą – uciec sprzed nosa.

Tak, to prawda, że kampania Andrzeja Dudy miała momenty dobre, a nawet bardzo dobre, z otwierającą konwencją na czele. Ale potem oklapła. Dziś widzimy w sondażach skutki: jeśli traci Bronisław Komorowski, to głównie na rzecz Pawła Kukiza. Andrzej Duda nie jest w stanie przebić się poza próg elektoratu PiS. Można powiedzieć, że w I turze nie musi. Istotnie, 10 maja wystarczy, jeśli urzędujący prezydent nie otrzyma większości głosów. Ale w II turze trzeba już sięgnąć szeroko. Twardy elektorat nie wystarczy, a nawet nie da względnie satysfakcjonującego wyniku.

Tymczasem kampania kandydata PiS sprawia wrażenie bardzo nierównej. Obok dobrze przemyślanych i zorganizowanych wydarzeń lub pomysłów jest wiele elementów, które nie wydają się tworzyć żadnego większego planu, żadnej strategii. Kandydat wciąż jeździ po Polsce, żeby objechać wszystkie powiaty. Brzmi to może atrakcyjnie, ale jest zamiarem kompletnie absurdalnym z punktu widzenia kampanii. Marnuje czas i siły kandydata. Gdyby taki projekt przedstawić amerykańskim lub brytyjskim specjalistom od kampanii wyborczych, popukaliby się w czoło. W Stanach jest jasne, że już na wstępie odsiewa się dwie grupy docelowe: tych, którzy i tak zagłosują na kandydata oraz tych, którzy na niego na pewno nie zagłosują. Macherzy od kampanii doskonale wiedzą, że i na jednych, i na drugich szkoda czasu i pieniędzy. Do ich okręgów kandydat nie jeździ, ich nie agituje. Skupia się na wahających się i nieprzekonanych. Kluczem do sukcesu są swing states – te stany, w których rezultat jest niepewny.

Zgodnie z tą bardzo słuszną logiką Andrzej Duda powinien sobie już co najmniej dwa tygodnie temu odpuścić emablowanie twardego elektoratu (czyli tych, którzy na niego i tak zagłosują) oraz oczywiście twardych wyborców PO czy może raczej: twardych przeciwników PiS. Powinien był się skupić na oczarowywaniu elektoratu wahającego się oraz tego, który w I turze zagłosuje na kogo innego, ale w II może oddać głos na kandydata PiS.

Kilka takich gestów Duda wykonał, ale tu znów zabrakło profesjonalizmu. Pierwszym był pomysł z wyraźnym podwyższeniem kwoty wolnej od podatku. Pomysł świetny i słuszny, pojawił się w kilku wypowiedziach i jednym spocie. Tymczasem powinien był być pompowany przez cały tydzień przez całą machinę partyjną, dziennikarze powinni być bombardowani briefami o kwotach wolnych od podatku w Europie, politycy PiS powinni byli zalewać Twittera odpowiednimi grafikami i przykładami. Temat kwoty wolnej od podatku powinien wracać nawet bez związku z tematami rozmowy we wszystkich audycjach publicystycznych, w których występowaliby politycy PiS jak postulat zburzenia Kartaginy w oracjach Katona Starszego. Nic takiego się nie działo i sprawa utonęła w zgiełku. Wczoraj z kolei Andrzej Duda przedstawił kolejny przebojowy pomysł: obowiązkowe referendum w przypadku uzyskania miliona podpisów. Zostawiam na boku kwestię oceny tej idei – ja uważam ją za słuszną i potrzebną. Rzecz w tym, że prezentacja takiego pomysłu powinna być zaplanowana w detalach, a na jego promocję powinna pracować cała partia. W profesjonalnej machinie wyborczej nie powinno być miejsca na przypadki i samodzielne wyskoki. I dlatego w dniu, gdy Duda ogłosił swój pomysł, Mastalerek powinien siedzieć w studiu do końca programu i twardo dyskutować. Bo jego wyjście przyćmiło niemal kompletnie merytoryczny i nośny wyborczo pomysł kandydata PiS. Jeśli zaś przyjąć, że opuszczenie studia było zaplanowane – tym gorzej świadczy to o działaniach sztabu Dudy i partii. Bo przecież dziś Andrzej Duda ma być gościem tej samej stacji! W jakim świetle postawi go wczorajsze demonstracyjne opuszczenie studia przez rzecznika PiS? Mastalerek wychodzi, a Duda nie? To błąd, który na pewno zostanie przez przeciwników wykorzystany.

CZYTAJ TAKŻE KOMENTARZ MARCINA WIKŁO: Zaszkodzi czy pomoże? „Mastalerek-exit-gate”, czyli rzecznik PiS wychodzi ze studia TVP i co z tego wynika

Nie mówiąc już o tym, że przedstawienie przez kandydata tak rewolucyjnego pomysłu powinno być natychmiast wsparte analizami zgodności z konstytucją, gotowymi projektami zmian w ustawach i ewentualnie ustawie zasadniczej oraz przykładami wykorzystania nowego prawa. Aż wstyd o tym pisać, bo to elementarz. Ale elementarz, do którego nikt się nie stosuje.

Za dużo w tym wszystkim chaosu, improwizacji, za mało profesjonalnego planowania. Przede wszystkim zaś zadziwia brak strategicznego – nie taktycznego – przekierowania kampanii Dudy na potrzeby II tury. To powinno nastąpić tym bardziej, że na niekorzyść przyciągnięcia swing voters działa własny elektorat kandydata PiS, a przynajmniej jego twarda część, złożona z ortodoksów odnoszących się wrogo do każdego, kto nie wspiera bezwarunkowo ich kandydata. Tę wrogość widać w ostatnim czasie szczególnie wobec wyborców Pawła Kukiza i jego samego. To wbrew pozorom spory problem, jeśli przyjmiemy, że szczególnie w przypadku tego kandydata duże znaczenie mają internet i media społecznościowe. A to właśnie tam wyborcy Kukiza zetkną się z wrogością wyborców Dudy. I to może ich ostatecznie zniechęcić do przeniesienia wsparcia w II turze na kandydata PiS. Duda mógłby to w jakimś stopniu skompensować jedynie wykonując w ich stronę serię znaczących gestów, ale skoordynowanych z działaniami całej partii. Bez wyskoków takich jak zapowiedź Ryszarda Czarneckiego, że wytoczy Kukizowi proces o wypowiedzi sprzed kampanii wyborczej, kompletnie nieistotne z punktu widzenia stawki, o jaką toczy się teraz gra.

Tymczasem zjednanie sobie wyborców Kukiza przez Dudę jest o tyle prawdopodobne, że ich antysystemowość nie ma natury totalnej, jak w przypadku fanów Korwin-Mikkego (który paradoksalnie sam jest częścią systemu od lat), ale opiera się na kilku postulatach, obejmujących właśnie kwestię referendów czy zmianę systemu wyborczego (jest tu pole do dyskusji i kompromisu).

Wszystko to wymagałoby jednak drobiazgowego i profesjonalnego planowania. Do ogarnięcia takiej materii byłby może zdolny Adam Bielan, ale on akurat pozostaje na marginesie, choć jest prawdopodobnie najzdolniejszym kampanijnym spin doktorem, którego PiS mógłby zaangażować.

Andrzej Duda zachowuje się dziś tak, jakby miał jeszcze przed sobą miesiące, a nie tygodnie kampanii. A 13 dni pomiędzy I a II turą (jeden dzień odpada na absurdalną ciszę wyborczą) to naprawdę bardzo, bardzo mało. Za mało, żeby skutecznie wprowadzić w życie zupełnie nową strategię kampanijną. O ile się ją w ogóle ma.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.