Histeryczne zachowanie Olejnik wobec Brudzińskiego jest tym samym sposobem zastępowania realiów infantylną nierzeczywistością, co wyobrażenia sędziego Łączewskiego o pracy tajnych służb

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Andrzej Krauze
Andrzej Krauze

Monika Olejnik wyrzuciła Joachima Brudzińskiego ze studia - obwieścił niezawodny Wojciech Czuchnowski w gazecie Michnika. Nawet gdyby to była prawda, a nie jest, byłby to dla dziennikarza, gospodarza programu, powód do wstydu, a nie dumy.

Bo to totalna zawodowa klęska. Prowadzący program nie jest ani panienką z pensji, która może wpadać w humory, ani jaskiniowcem z maczugą, który może swego gościa okładać po łbie. Ma używać inteligencji i ewentualnie ironii, a nie urządzać w studiu nawalanki z gośćmi. Choćby z tego powodu, że to wysoce nieprofesjonalne. Chyba że się nie jest dziennikarzem, a tylko takiego udaje. Ale nie chcę pisać o problemach Moniki Olejnik z tożsamością i paroma innymi sprawami, bo zrobił to już wszechstronnie Piotr Zaremba. Interesuje mnie nierzeczywistość, która nas otacza, wytwarzana w dużym stopniu przez dziennikarzy - i tych prawdziwych, i przebierańców.

CZYTAJ WIĘCEJ: Awantura w tvn24. Olejnik przerywa program, gdy Brudziński przypomniał jej „podwózkę” przez Urbana. „On nie jest moim przyjacielem!”

W nierzeczywistości obecnej fazy III RP mamy albo kompletnie załgany obraz, albo niebywale infantylny, i nie wiadomo co gorsze. Oto sędzia Wojciech Łączewski skazał Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA, na trzy lata więzienia i dziesięcioletni zakaz zajmowania stanowisk. Ten sam sędzia zasłynął - podczas rozpatrywania zażalenia dziennikarza Telewizji Republika Jana Pawlickiego na działania policji - barwnym stwierdzeniem, że „procesy intelektualne osób zatrzymujących dziennikarzy w tej niezbyt dynamicznej sytuacji nie nadążyły”. Teraz to określenie mógłby zastosować do siebie samego. Podobnie jak towarzysze dziennikarze z gazety Michnika, radiowęzła tej gazety (jak zabawnie Jacek Kurski nazwał radio Tok FM) oraz przemysłowej telewizji takich jak oni (TVN 24), którzy od kilku dni wydziwiają o sądzie nad IV RP. Zarówno oni, jak i sędzia Łączewski „nie nadążają w tej niezbyt dynamicznej sytuacji”.

Oto dowiadujemy się, że agenci tajnej służby (w tym wypadku antykorupcyjnej, ale odnosi się to nie tylko do CBA) robią tak straszne rzeczy, jak podszywanie się pod kogoś innego, opowiadanie wymyślonych historii tym, których rozpracowują, picie wódki, szpanowanie, podpuszczanie i inne metody zdobywania zaufania oraz rozwiązywania języków. Nawet średnio rozgarnięty gimnazjalista, nie orientujący się w kuchni tzw. przykrywkowców czy wcieleniowców, ale oglądający jakieś filmy fabularne oparte na prawdziwych historiach, np. „Donnie Brasco” Mike’a Newella, wie, że agent musi to wszystko robi

Gdyby tego nie robił, nic by nie osiągnął, a utrzymywanie takich jak on nie miałoby żadnego sensu. Szczególnie dotyczy to funkcjonariuszy rozpracowujących narkobiznes oraz zajmujących się zwalczaniem korupcji. Chłoptaś w garniturku, o nienagannych manierach, niepijący, używający języka nauczycielek z pensji dla dziewcząt i z wypisaną na twarzy przynależnością do tajnej służby mógłby od razu się poddać, upić na umór albo strzelić sobie w łeb z bezsilności.

Jeśli sędzia Łączewski oraz ludzie z gazety Michnika, jej radiowęzła oraz zaprzyjaźnionej telewizji przemysłowej wyobrażają sobie, że tak powinny działać służby, to są po prostu dziecinni. Albo nie wiedzą, o czym mówią. Albo tylko udają głupich. Szczególnie mocno i jasno ta sprawa wyszła przy okazji afery z tzw. willą Kwaśniewskich w Kazimierzu Dolnym. CBA odkryło ewidentny szwindel, zastawiło pułapki zgodnie ze sztuką i zdobyło dowody. Winnych skazano, ale tylko niektórych. Wątek państwa Kwaśniewskich został umorzony, zaś Mariusz Kamiński miał mieć postawione zarzuty, ale sejmowa większość, w tym niektórzy posłowie PO, nie zgodzili się na uchylenie mu immunitetu. Gazeta, radiowęzeł i telewizja przemysłowa przez lata wydziwiali nad tym, kto i jak pozował z pieniędzmi przygotowanymi na potrzeby pułapki zastawionej przez CBA oraz za kogo podawali się agenci, czym jeździli i jak się ubierali. Sprawa ewidentnego szwindlu i ukrywania majątku nikogo z tego towarzystwa nie interesowała. Tak to można od razu dać sobie spokój ze zwalczaniem korupcji i innych przestępstw, bo jakoś winni nie przychodzą skruszeni do prokuratorów i nie przyznają się do winy. Ale ten infantylny obraz, w którym działający pod przykrywką ludzie służb powinni być grzecznymi dziewczynkami i chłoptasiami jest kolportowany jak aksjomat. Bo tak się dziwnie składa, że skorumpowani to najczęściej koledzy i przyjaciele tych, którzy dziecinadę postulują i prezentują.

Zachowanie Moniki Olejnik wobec Joachima Brudzińskiego (a wcześniej w stosunku do dziesiątek innych jej gości) jest tym samym sposobem zastępowania realiów infantylną nierzeczywistością, co wyobrażenia sędziego Łączewskiego o pracy tajnych służb. Dotyczy to zresztą wielu innych prowadzących programy, i to nie tylko w jednej telewizji przemysłowej. Pani redaktor wychodzi z roli, nie radzi sobie, nie jest przygotowana, więc wyciąga maczugę spod stołu i pomaga sobie w taki jaskiniowy sposób. A potem koledzy z gazety i jej radiowęzła odwracają kota ogonem i z zaatakowanego gościa robią winnego. Ciekawe, czy te same osoby zapraszają kogoś do swego domu, a potem urządzają mu jazdę bez trzymanki, by w końcu stwierdzić, że to było najście a nie wizyta na zaproszenie i może jeszcze na koniec wzywają znajomych karków z bejsbolami.

Mamy do czynienia z kompletnym pomieszaniem z poplątaniem, wynikającym z braku profesjonalizmu, niewiedzy, naiwności albo obłudy oraz przypisywania sobie roli, do której odgrywania nie ma się najmniejszych kwalifikacji. Bo potem wychodzi z tego farsa podszyta totalną hipokryzją. Źle, jeśli ta farsa jest odgrywana w sądach, bo mimo wszystko nie do tego one służą. I nie ma żadnego powodu, że godzić się na farsową nierzeczywistość. Bo gdyby miało być inaczej, powinniśmy zanucić refren piosenki Kuby Sienkiewicza: „wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy, hej, hej, la, la, la, la, hej, hej, hej”. I przyznać, że wszystko, co nas otacza, to pijany sen wariata.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych