Pomysł sztabu Andrzeja Dudy na wizytę w Londynie jako odpowiedź na sobotnią konwencję Bronisława Komorowskiego był prosty, ale w swej prostocie bardzo dobry. Najkrócej mówiąc, chodziło o to, by Polsce sytych, zadowolonych z siebie elit siedzących w zamkniętej warszawskiej sali przeciwstawić Polskę chcących więcej, którzy - by zrealizować swoje cele i marzenia – musieli wyjechać z III RP. To bardzo ważne, bo dotychczasowe wysiłki kandydatów nie spowodowały jakiejś zasadniczej osi sporu, wokół której toczy się kampania. Brak jasnego, wykrystalizowanego przekazu powodował (i wciąż po trochu powoduje), że wyborcy nie czują potrzeby zmiany. W jakiejś mierze udało się to dziś zmienić, choć patrząc na możliwości można było wycisnąć o wiele więcej i tego należy od Dudy wymagać.
Miałem przyjemność – jako jeden z kilkudziesięciu dziennikarzy zaproszonych przez sztab – uczestniczyć w w wyjeździe kandydata zjednoczonej prawicy do Londynu, więc widziałem to z bliska. Trzeba powiedzieć sobie jasno: Andrzej Duda nie podbił Wielkiej Brytanii. Inna rzecz, czy mógł to osiągnąć w ciągu wyjazdu zorganizowanego w dość spontaniczny sposób. Odpowiedź sztabu PiS na organizowaną przez Platformę konwencję Komorowskiego powstała bez dłuższych przygotowań jak choćby konwencja. I było to widać.
Duda w polskiej szkole sobotniej wysłuchał pretensji i żali kilku rodzin, które wyemigrowały do Wielkiej Brytanii kilka-kilkanaście lat temu, a które nie znalazły w Polsce ani oferty do pozostania, ani później sensownej zachęty do powrotu do kraju. Zarzuty wobec III RP były dość oczywiste: opresyjne państwo w sprawach ekonomicznych i podatkowych, zarżnięte ambicje młodych ludzi na działalność gospodarczą, hamowanie przedsiębiorczości, brak polityki prorodzinnej, wreszcie – brak pracy. Andrzej Duda wysłuchiwał diagnozy, przytakiwał, po czym przedstawił swój pomysł na zmianę tej sytuacji. Pomysł oparty na kilku ogólnych, poprawnych zdaniach, pod którymi podpisałby się pewnie każdy kandydat startujący w tych wyborach. Mówił o 20-letniej córce, której rówieśnicy wyjeżdżają za granicę. O bolesnych statystykach i groźbie wyludnienia i wymarcia Polski. Dopytywany o konkrety swoich recept – na przykład przy reformie ZUS – Duda odsyłał do Narodowej Rady Rozwoju, którą chce powołać przy prezydencie RP po wygranych wyborach.
Kolejne londyńskie aktywności kandydata PiS – obiadowego spotkania z polską młodzieżą chrześcijańską, a później z kombatantami w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (o czym za chwilę) i złożenie kwiatów pod pomnikiem Katyńskim na cmentarzu Gunnersbury pachniały jazdą obowiązkową. Andrzej Duda przedstawiał się podczas nich jako polityk Polski bardziej ambitnej i aktywnej niż ta obecna. Przekaz składny, przygotowany i – znów – niewychodzący poza pewien schemat działania. Zabrakło mrugnięcia okiem, wrzucenia na luz i na przykład wypicia piwa w jednym z pubów. Z takich obrazków również składa się kampania i Duda dobrze to rozumie, patrząc na przebieg jego działań w tegorocznym wyścigu. Dziś tego nie było.
Uwagi do brytyjskiego akcentu w kampanii Dudy warto uzupełnić o kuriozalne zachowanie Cezarego Michalskiego, który na łamach „Newsweeka” zwyczajnie zełgał, opierając swój tekst o tezę, że kandydat PiS bał się pojawić w POSK. Problem polega na tym, że Duda się tam pojawił, a cały tekst lewicowo-liberalnego neofity dobrze pokazuje, jak elity III RP boli dobra kampania Dudy, jak jest celna i jaki – mimo wszystkich wad – odciska efekt na wyścigu o Pałac Prezydencki.
Mnie taki ból nie dotyczy, więc swobodnie mogę napisać o negatywach wyjazdu, do których należy dopisać poziom organizacyjny. Sztabowców PiS zaskoczyły… londyńskie korki, z których powodu trzeba było odwołać spotkanie z polskimi budowlańcami, a dziennikarze przemierzający Londyn w autokarze, nie dotarli wszędzie i większą część dnia spędzili stojąc w korkach.
Szkoda, że sztab kandydata PiS potraktował angielską szansę wyłącznie jak kolejne spotkanie (których odbyło się już ponad sto) w Polsce powiatowej. Londyn został wykorzystany tak samo jak, z całym szacunkiem, Skarżysko-Kamienna czy Radom. Jako wydarzenie ważne dla lokalnej społeczności, poprawne, napisane pod zgrabny schemat, ale i nie wychodzący ponad niego. A tutaj była szansa na coś więcej, na radykalne odróżnienie się od konwencji Bronisława Komorowskiego, na wizerunkowy nokaut. W najlepszym razie mieliśmy dziś wygraną na punkty. To za mało. Pytany o kameralność dzisiejszych spotkań, Duda odpowiadał, że taki jest, niestety, wymóg dynamicznej kampanii – na którą ma pięć miesięcy, i że na dłuższe spotkania będzie miał czas podczas pięciu lat swojej prezydentury. Lubimy, zresztą często słusznie, narzekać na największe programy informacyjne i sposób, w jaki prezentują aktywność największej partii opozycyjnej. Dzisiaj PiS nie zaoferowało im żadnego atrakcyjnego obrazka, który mogliby „sprzedać” swoim widzom.
Wszystkie krytyczne uwagi powinny jedynie mobilizować i dopingować Andrzeja Dudę, w którym tkwi naprawdę spory potencjał, który trzeba jednak nieustannie szlifować. Przykłady konwencji, przejazdu Dudabusem czy widowiskowego spektaklu przedstawienia programu przez kandydata PiS pokazują, że z Platformą da się wygrać także na boisku walki o wizerunek, co do tej pory wydawało się czymś niemal niemożliwym. Duda musi jednak w tej kampanii raz po raz wyprowadzać ciosy nokautujące, ponieważ jego dystans do Komorowskiego jest ciągle (jeszcze?) spory. Wygrana na punkty – jak dziś – może, ale nie musi oznaczać końcowego sukcesu.
Sobotnia korespondencyjna walka między sztabami obu najpoważniejszych kandydatów nie przyniosła zatem zasadniczego przełomu, którego wiele osób oczekiwało. Bronisław Komorowski nie wyszedł poza sztampowy projekt swojej kampanii opartej na swojskim „ho, ho, ho” i zgodzie, a z kolei Andrzej Duda nie wykorzystał w pełni szansy zademonstrowania swojej kandydatury na tle bezbarwnego Komorowskiego. Gra toczy się dalej.
Jeżeli chcesz się dowiedzieć co naprawdę myśli Polska Prawica, czy jej diagnozy wobec rzeczywistości i recepty na Polskę sprawdziły się czy nie - to musisz przeczytać tę książkę!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/236412-duda-nie-podbil-wielkiej-brytanii-pokazal-jasny-podzial-na-polske-zadowolonych-z-siebie-elit-i-polske-ambitnych-i-chcacych-wiecej-relacja-z-londynu