PO przyparta przez PiS do muru musiała zorganizować Komorowskiemu huczną konwencję. Z tym wyzwaniem niekoniecznie dała sobie radę. NASZA RELACJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

Konwencja Bronisława Komorowskiego bez wątpienia była sprawnie zrealizowanym przedsięwzięciem. Wszystko było dobrze wyreżyserowane, dograne i ze sobą współdziałało. Jednak to nie wystarczy, żeby po inauguracji kampanii prezydenckiej kandydata Platformy mieć pozytywne wrażenia.

CZYTAJ WIĘCEJ: Kolenda-Zaleska nie wytrzymała. „Gdzie jest autor tego przemówienia. Litości”. Internet o Konwencji prezydenta

Przede wszystkim warto zauważyć, że Platforma zrobiła dokładnie takie show, jakie krytykowała w wykonaniu Andrzeja Dudy. Konfetti może nie było, ale jak inaczej nazwać wjazd bronkobusem do hali, w której odbywała się konwencja?* Zdecydowanie było to medialne wydarzenie, które wyborce miało kupić niekoniecznie treścią, lecz opakowaniem. Według mnie nie ma w tym nic dziwnego, że inauguracja kampanii wyborczej robiona jest z rozmachem – tak to działa na całym świecie, więc tak może i w Polsce. Tylko zdecydowanie pełne hipokryzji są wypowiedzi polityków Platformy, którzy przez ostatnie tygodnie krytykowali barwną oprawę konwencji Prawa i Sprawiedliwości, a dziś zrobili dokładnie to samo. Nie wiem czy nawet pod względem dodatkowej oprawy PiS-u nie przegonili: wjazd Bronkobusem był chyba bardziej naciągany niż kolorowe konfetti.

Jednak nawet głośna oprawa muzyczna, stoisko „#GoBron” oraz stojący w hali Bronkobus nie przysłoniły tego, że ta konwencja po prostu była sztuczna. Bronisław Komorowski raczej nie jest chyba fanem takich głośnych, medialnych eventów – zdecydowanie lepiej się czuje w małym, najlepiej swojskim gronie. I to było widać. Do zorganizowania takiej konwencji Platformę przymusiło Prawo i Sprawiedliwość. Rządząca partia, nie chcąc zostać w tyle, musiała zrobić coś podobnego i na podobną skalę, co w lutym zrobił Andrzej Duda. Tylko że konwencja wyborcza sztabu PiS była świeża i innowacyjna. Niczego podobnego nie da się natomiast powiedzieć o konwencji Bronisława Komorowskiego. Zobaczyliśmy nieudaną próbę odwzorowania konwencji PiS-u.

Nieudaną, bo po prostu sztuczną. Organizatorzy konwencji tak bardzo chcieli mieć wszystko dopracowane, że podczas próby ćwiczyli nawet wykonanie… Hymnu narodowego. Prowadzący konwencję wielokrotnie przypominał osobom siedzącym na tle mównicy, że mają być „energiczni” i pamiętać o „popieraniu Komorowskiego”. Chyba zabrakło im też młodych zwolenników pana prezydenta, bo chodząc po sali zgarniali ludzi młodego pokolenia i usadzali ich na eksponowanej trybunie. Co ciekawe musieli też przypomnieć zebranym wolontariuszom o kulturalnym zachowaniu w świetle kamer – wyciszeniu telefonu czy nie żuciu gumy. To zadziwiające, przecież „młodzi, wykształceni” (tak zawsze o swoim elektoracie mówi Platforma) powinni chyba takie rzeczy wiedzieć.

W tym wszystkim zabrakło tam zwyczajnej autentyczności. Nawet hymn nie był wykonywany przez całą salę, tylko przez chór zapewniający oprawę muzyczną. Widać było także, że w tym „maratonie wyborczym” każdy ma swoją określoną rolę. Było i trochę sportu (Robert Korzeniowski) i kultury (J. Kaczmarek) i historii (Władysław Bartoszewski). Poza sławnymi nazwiskami podczas konwencji przemawiała także licealistka, której marzeniem zawsze było poznanie pana prezydenta. Niestety wystąpienie onieśmielonej dziewczyny, która deklarowała, że gdyby miała już prawo wyborcze to głosowałaby na Bronisława Komorowskiego, wypadło sztucznie i chyba nie spełniło swojej funkcji – zapewne miało wzruszyć zebranych. Podobnie z przemówieniem Karoliny Nadolskiej, która dziękowała Annie Komorowskiej za wsparcie podczas walki o prawa do dziecka w Trybunale w Strasburgu. Jednak pomoc jednej kobiecie – jakkolwiek się chwali – nie wykreśli takich wpadek pary prezydenckiej jak np. zignorowanie apeli o spotkanie i wsparcie, kierowanych przez rodziców dzieci niepełnosprawnych.

Ale oczywiście głównymi bohaterami byli Ewa Kopacz i Bronisław Komorowski. Tutaj bardzo wyraźnie zarysowało się jak dalej będzie wyglądała kampania prezydencka Platformy. Pani premier będzie bezpardonowo – i wręcz chamsko – atakowała opozycję i kandydata PiS na prezydenta, a Bronisław Komorowski będzie zapewniał, że łagodzi obyczaje i dąży do zgody. Lekki to rozdźwięk biorąc pod uwagę, że oboje wywodzą się z jednej partii.

Przemówienie Ewy Kopacz w bardzo niewielkim stopniu odniosło się do prezydentury Bronisława Komorowskiego oraz jego osoby. W zdecydowanej części poświęciła je Jarosławowi Kaczyńskiemu i Andrzejowi Dudzie – widać opozycja nieustannie siedzi w jej głowie. Personalne wycieczki do kandydata PiS, określanie go jako „nierozważnego, niedoświadczonego i niesamodzielnego” były nie tylko niesmaczne, ale w ustach Ewy Kopacz brzmiały też groteskowo. W końcu wypowiadała je osoba, która została Prezesem Rady Ministrów nie mając pojęcia ani o gospodarce, ani o obronności, ani o polityce zagranicznej – miała jedynie poparcie Donalda Tuska. Przemówienie Ewy Kopacz zdecydowanie dowiodło, że PO wraca do retoryki „straszenia PiSem” - czyli musi uciekać się już do najniższych pobudek, aby starać się o poparcie wyborców.

Ten agresywny przekaz pani premier złagodzić miał Bronisław Komorowski. I udało mu się to, jednak czytane z kartki przemówienie, było trochę przydługie i monotonne. Generalnie prezydent streścił swoje założenia na II kadencję prezydentury, odnosząc się także do tego, co zrobił w tej mijającej kadencji. Warto zauważyć, że w jego programie pojawiło się dużo propozycji z dziedzin, do których wcześniej odwoływał się Andrzej Duda – przedsiębiorczość, bezrobocie, emigracja. Środowisko Platformy wielokrotnie zarzucało kandydatowi PiS, że to nie są kompetencje głowy państwa, więc teraz Bronisław Komorowski musiał ich lekko zdziwić też do tego nawiązując.

Po tym przemówieniu aż chciałoby się zapytać: co Platforma robiła przez ostatnie 8 lat?

„Zgoda i bezpieczeństwo”, czyli hasło wyborcze Bronisława Komorowskiego niestety niewiele ma wspólnego z dotychczasową działalnością pana prezydenta. Bo trudno mówić o zgodzie, gdy swoje urzędowanie w Pałacu Prezydenckim zaczął od usunięcia krzyża z Krakowskiego Przedmieścia, a teraz nawet nie chce konsultować się ze wszystkimi rodzinami ws. pomnika ofiar poległych w Smoleńsku. Natomiast bezpieczeństwo to hasło, które na swoich sztandarach Komorowski nosi od jakiegoś już czasu. Inicjatywa zwiększenia wydatków na obronność jest bardzo ważna i potrzebna, jednak przecież tę obronność zaniedbał przez tyle lat rząd Platformy. Poza tym Polska nie stara się o udział w międzynarodowej debacie na temat konfliktu na Ukrainie, co też nie pomaga naszemu bezpieczeństwu.

„Maraton poparcia”, bo tak określona została kampania Bronisława Komorowskiego szybko złapał zadyszkę goniąc swojego kontrkandydata. Mimo sprawnej organizacji było sztucznie i nudno – szczególnie gdy przy mikrofonie stanął Bronisław Komorowski. Po konwencji Platformy ewidentnie widać, że urzędujący prezydent wciąż pozostaje w tyle za Andrzejem Dudą.


Doskonała lektura na weekend! Tygodnik „wSieci”. A w nim jak zawsze ważne i aktualne tematy, ciekawe teksty i znakomite fotografie.

Tygodnik dostępny również w wersji elektronicznej!

Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych