Mariusz A. Kamiński: Prezydencka ustawa miała nas przygotować na zagrożenia. Jest zupełnie inaczej. NASZ WYWIAD

Fot. PAP/Jakub Kamiński
Fot. PAP/Jakub Kamiński

Mamy projekt przygotowany w sposób fatalny. Są trzy opinie konstytucjonalistów na temat niezgodności tych przepisów z konstytucją

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Mariusz A. Kamiński, poseł niezrzeszony z komisji obrony.

wPolityce.pl: Na obecnym posiedzeniu Sejmu odbyła się debata dotycząca prezydenckiego projektu ustawy o obronności. Oficjalnie mówi się, że chodzi o lepsze przygotowanie Polski na wypadek wojny. Czy zatem po wprowadzeniu tych przepisów w życie będziemy bezpieczniejsi?

Mariusz A. Kamiński: Z tą ustawą wiązano wielkie oczekiwania i nadzieje. Mówiło się o tym, że to odpowiedź na wojnę hybrydową, na nowoczesne zagrożenia, przed którymi po kryzysie ukraińskim stanęła cała Europa. Jednak jest zupełnie inaczej. Mamy projekt przygotowany w sposób fatalny. Te przepisy regulują jedynie jedną kwestie, kiedy się kończy, a kiedy zaczyna tzw. czas wojny. W polskich ustawach ten termin jest używany w sposób bardzo częsty, ale dopiero obecnie ustawa prezydencka precyzuje jak termin ten rozumieć. Jednak cały projekt zawiera bardzo wiele błędów. Są trzy opinie konstytucjonalistów na temat niezgodności tych przepisów z konstytucją. Projekt udało się nieznacznie poprawić, ale wciąż nie na tyle, by z czystym sumieniem zagłosować za tą propozycją.

Na czym polegają główne bolączki? Dlaczego Pan tego projektu nie popiera?

Wciąż niewystarczająca jest definicja czasu wojny. BBN proponował formułkę, że czas wojny ogłasza się „w razie zbrojnej napaści na terytorium RP”. Jednak to nie odpowiada nowoczesnym rozwiązaniom, jak choćby zmasowany atak cybernetyczny, czy inne zagrożenia nowego typu. Ta definicja nie obejmuje ich. Przekonywałem komisję, by dłużej pracować nad tym projektem, nad definicją, jednak BBN i koalicja poszła na łatwiznę. Całe szczęście udało się chociaż przeforsować skutecznie poprawkę, która zmieniła definicję, wskazując, że w razie potrzeby obrony państwa prezydent na wniosek Rady Ministrów ogłasza czas wojny. Jednak nie rozwiązany pozostał spór dotyczący tego, czy Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych, w trakcie czasu wojny, powinien dowodzić całymi Siłami Zbrojnymi, czy też tylko wydzielonymi przez szefa MON, czy też tymi zapisanymi w narodowych planach obrony.

Pan za którą opcją się opowiada?

Naczelny Dowódca SZ, ze względu na dynamikę sytuacji czasu wojny, powinien dowodzić całymi Siłami Zbrojnymi. Od jego decyzji powinno zależeć w jakim stopniu i skali użyć należy wojsk. BBN, na czele z ministrem Koziejem, uznaje jednak, że NDSZ powinien dowodzić jedynie częścią wojsk. Wcześniej twierdzono, że Dowódca powinien dowodzić jedynie siłami wyznaczonymi przez MON, obecnie zmieniono na zapis, że chodzi o jednostki zapisane w narodowych planach obrony. Jednak to sytuacja kuriozalna. Gdy NDSZ będzie chciał użyć innych jednostek, które nie są zapisane w planach, to w czasie wojny należało będzie zmieniać te dkumenty. To absurd!

Gdy patrzy Pan na owoce pracy duetu Bronisław Komorowski-Stanisław Koziej, jest Pan spokojny o politykę bezpieczeństwa w Polsce?

Sama ocena polityki międzynarodowej, a także polityki bezpieczeństwa w wykonaniu prezydenta Komorowskiego jest bardzo negatywna. Pamiętajmy, że on pomylił się w odniesieniu do Rosji, czy Ukrainy. Gdy Julia Tymszenko była więziona, Bronisław Komorowski spotykał się z Janukowyczem wielokrotnie. Polityka zbliżania wobec Rosji okazała się zupełną pomyłką, co pokazał kryzys ukraiński. Równie wiele błędów popełniono w polityce krajowej. Najpoważniejszym z nich są zmiany struktury dowodzenia. Ten projekt został przygotowany w MON, ale miał akceptację BBNu. Na jego mocy zlikwidowano pięć Rodzajów Sił Zbrojnych, powołano na ich miejsce dwa nowe Dowództwa. Ten projekt został zaskarżony przez PiS do Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli TK uzna, że tamte przepisy są niekonstytucyjne, na co są duże szanse. to wywróci do góry nogami również ustawę, o której rozmawiamy.

Czy widząc, co dzieje się w wojsku, w strukturach podległych MSW, sądzi Pan, że Polska jest dobrze przygotowana na stojące przed nią wyzwania?

Od lat zajmuję się MONem i na tym się skupiam. Rząd przeznacza duże środki na modernizację wojska, ale trzeba je umiejętnie wydawać. Niektóre programy trzeba przyspieszyć, by odpowiedzieć umiejętnie na to, co działo się na Ukrainie, by móc reagować. A na pewno nie można marnotrawić tych pieniędzy. Przypomnę, że w ciągu ostatnich siedmiu lat MON z tytułu niewykorzystanych środków ponad 8 mld złotych. To jest olbrzymi problem, jeśli chodzi o modernizację. Kolejną bolączką są nasze rezerwy, czyli Narodowe Siły Rezerwowe. NSR miało w pewnej mierze zastąpić pobór, jednak ten projekt okazał się zupełną klapą. Ten projekt należy rozwiązać. Jest wiele problemów, nad którymi należy się zastanowić. Mam wrażenie, że MON i BBN robią jednak nieprzemyślane ruchy. Takim była zmiana systemu dowodzenia Siłami Zbrojnymi.

Ciągnie się za Panem afera „kilometrówkowa”. Co się dzieje w tej sprawie? Czy ktoś stawiał Panu jakieś zarzuty?

Potwierdzam to, co mówiłem cały czas. Działałem zgodnie z prawem i powszechną praktyką sejmową, stosowaną przez wszystkich posłów. W związku z tym, że istniał spór prawny, a Kancelaria Sejmu na nowo zinterpretowała przepisy, zwróciłem wszystkie środki, pobrane w związku z moimi wyjazdami. Czekam na rozstrzygnięcie tej sprawy, ale koncentruję się na pracy związanej z obronnością. Temu tematowi poświęciłem się jako parlamentarzysta.

CZYTAJ WIĘCEJ: Zagadka „Chodź szogunie” rozwiązana: to była gra strategiczna! Koziej szykowany na naczelnego wodza?

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.