Piecha: Wprowadzenie "pigułki po" bez recepty to zabieg lobbystyczny i polityczny. ROZMOWA wPolityce

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Facebook
Fot. Facebook

Rząd PO-PSL znowu wprowadza Polaków w błąd w sprawie tabletki „dzień po”, która według rzecznika Ministerstwa Zdrowia „musi” być sprzedawana bez recepty, bo tak nakazuje Komisja Europejska.

CZYTAJ WIĘCEJ: Ktoś tu kłamie. Resort zdrowia powołując się na KE chce pigułki „pięć dni po” bez recepty. KE: to sprawa Polski

O pigułce „dzień po” z polityką w tle rozmawiamy z Bolesławem Piechą, lekarzem-ginekologiem, eurodeputowanym PiS.

wPolityce.pl: Czy sprawa pigułki wczesnoporonnej to zabieg lobbystyczny – ze strony firmy farmaceutycznej, lub jakichś sił politycznych?

Bolesław Piecha: Mam nieodparte wrażenie, że chodzi i o jedno i o drugie. Ten polityczny to oczywiście pochodzący z różnych grup lewackich, feministycznych i innych, liberalnych obyczajowo. Z drugiej strony chodzi o interesy firm farmaceutycznych. A to dlatego, że leki podzielone są na dwie podstawowe grupy. Jedna to grupa leków przypisywanych przez lekarza, a druga to w wolnej sprzedaży, tzw. grupa OTC. Od dawna jest tak, że podmioty walczą o dostęp do pierwszej grupy, ale tylko wówczas, gdy leki są refundowane przez państwo. Jeżeli firmie nie uda się wprowadzić swojego leku na tę pierwszą listę, to rozpoczyna walkę o wprowadzenie specyfiku na OTC, czyli o dopuszczenie do wolnej sprzedaży.

Zauważył pan jakieś działania lobbystyczne w Brukseli?

One nie koncentrowały się w okolicach Parlamentu Europejskiego, lecz wokół Komisji Europejskiej. A konkretnie w SANCO - dyrektoriacie ogólnym, która zajmuje się zdrowiem. Drugim takim miejsce styku rynku europejskiego i firm farmaceutycznych EMA, czyli urząd rejestracji leków europejskich. Ten lek, o którym mówimy, jest już dawno zarejestrowany, także w Polsce. Tyle tylko, że był na receptę. Słyszałem, że w oparciu o raporty EMA’y uznano, że lek jest bezpieczny i może być sprzedawany w wolnej sprzedaży.

Jak działa ten lek? Ma działanie aborcyjne, tak jak obawiają się środowiska pro life?

To jest działanie w ostatniej chwili hamujące owulację. Ale jest małe „ale”. Nikt tak naprawdę nie wie, kiedy jest ta owulacja. Jeśli nie obserwuje się jej „on line” za pomocą dobrego aparatu USG, to nikt nie wie, kiedy odbywa się owulacja. Według EMA’y powinien on być zastosowany do 24 godzin po stosunku, a teraz dowiadujemy się, że nawet do pięciu dni. A w tym czasie już dawno mogło dojść do owulacji. Ale nadal nie wiemy, czy w tym czasie doszło do zapłodnienia komórki jajowej i jakie są jej dalsze losy. Obawiam się, że właśnie zapłodniona komórka mogąca dać nowe życie, ze względu na zastosowanie pigułki, może się nie zagnieździć. Tak więc może ta pigułka tłumić ciążę, która normalnie by się rozwijała. Konsekwencje zdrowotne dla kobiety mogą być bardzo groźne. Ona przecież nie zna mechanizmu działania, dat, które powinny być wzięte pod uwagę. Pozbawiona jest kontroli medycznej.

Pojawiły się pogłoski, że zażycie tego leku w większej dawce podczas zaawansowanej ciąży, „spędzi płód”. Czy to prawda? Czy ta pigułka może mieć działanie wprost aborcyjne?

Nie wiem, ale wydaje mi się, że zaawansowanej ciąży te pigułki nie zaszkodzą, natomiast mogą one uszkodzić płód. Nie mamy w tym względzie przeprowadzonych testów na kobietach ciężarnych. Każdy lek ma wskazania i przeciwwskazania. Po dopuszczeniu tej pigułki do wolnej sprzedaży wkrótce pewnie poznamy jakie są te przeciwwskazania. I może tak być, że lek zostanie wycofany ze sprzedaży. EMA już podejmowała takie decyzje.

Skąd to zamieszanie w Polsce? Najpierw mówiono, że wprowadzenie do sprzedaży pigułki do wolnej sprzedaży to sprawa wewnętrzna państw unijnych, zaś niedługo potem, że miało to być obligatoryjne?

To, jakie leki zostaną wprowadzone na rynek do wolnej sprzedaży zależy tylko i wyłącznie od decyzji danego kraju – jego ministerstwa zdrowia. EMA mówi tylko o warunkach bezpieczeństwa stosowania danego leku i wydaje rekomendację, że lek może być dopuszczony do wolnej sprzedaży. Natomiast kwestię dostępności leku, czy to na receptę, czy w wolnej sprzedaży regulują przepisy wewnątrzkrajowe.

Czyli mamy do czynienia być może z działaniem wyborczym Platformy Obywatelskiej, która chce zabonusować w środowiskach lewicowych?

Tak, to działanie PO obliczone na kampanię wyborczą, bo to minister zdrowia będzie musiał podjąć decyzję, czy pigułka będzie dopuszczona do sprzedaży na receptę, czy poza nią. Rynek leków w UE nie działa w ramach „automatu”, że coś trzeba wprowadzić na rynek wolnej sprzedaży. To musi być rozporządzenie rządowe. Tak więc, jeśli Bartosz Arłukowicz mówi, że „on nic już nie może zrobić”, to jest to kłamstwo. Bo może zrobić wszystko.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych