Wywiad komisarz Elżbiety Bieńkowskiej dla „Vivy” zostanie nam na długo w pamięci. Kto wie, może stanie się jednym z symboli epoki, która z infantylizmu uczyniła główne motto państwa polskiego?
Bo słowa Bieńkowskiej rzeczywiście, jak już zauważono, brzmią niewiarygodnie. Brzmią jak kabaretowy pastisz…
Niedawno numerolożka postawiła mi horoskop z daty urodzenia. Jestem Wodnikiem. Powiedziała, że wszystko w moim życiu dzieje się w sposób bardzo naturalny dzięki mojej dobrej pracy. Ta pani nic o mnie nie wiedziała, a wszystko się zgadzało, nawet daty.
(…) bardzo lubię wróżby i horoskopy, poprawiają mi humor. Zwłaszcza, że ten numerologiczny usłyszałam, kiedy byłam w złym momencie. I on mnie podbudował.
Tak naprawdę infantylizm Bieńkowskiej wybrzmiewa w pełni we fragmencie dotyczącym przesłuchań w Parlamencie Europejskim. To jest przecież na poziomie „Samochwały”, co w kącie stała:
Wprawdzie usiłowałam się dowiedzieć wcześniej, jak wyglądały wysłuchania poprzednich polskich komisarzy, ale nikt nie odpowiedział mi precyzyjnie na to pytanie.
Zaraz po przesłuchaniu odebrałam entuzjastyczne gratulacje i recenzje, że moje wystąpienie było świetne. Tak też zostało przedstawione w zagranicznych mediach. I tak chcę o tym dalej myśleć. Choć potem nagle się okazało, że być może nie było tak super, a niektóre osoby rozkręciły całą kampanię w polskich mediach, przedstawiając to zupełnie inaczej i bardzo krytycznie wobec mnie, i warto dodać, że były to osoby, które w dzień po wysłuchaniu w samolocie z Brukseli do Polski chwaliły mnie na cały głos, że to najlepsze wysłuchanie, jakie słyszały. Dostałam więc jeszcze jedną nauczkę, i to smutne, że od osób, którym w jakimś sensie zaufałam i liczyłam na bliską współpracę w nowym miejscu. Natomiast koleżanka, czeska komisarz, zapytała: „Ile ty się uczyłaś do tych przesłuchań, bo byłaś najlepsza z nas wszystkich?”Odparłam: „A wiesz, jak wtedy w Polsce huczało na mój temat?”. Mam więc trochę żalu, osad został, chociaż staram się takich uczuć nie pielęgnować. Jestem jednak trochę pamiętliwa, z czym trudno mi się czasami uporać.
To wszystko jest jednak tylko pozornie śmieszne. Bo Elżbieta Bieńkowska przez 6 lat kierowała polskim ministerstwem rozwoju regionalnego, a przez rok - była wicepremierem oraz ministrem infrastruktury i rozwoju. Odpowiadała więc za wykorzystanie i dystrybucję miliardów unijnej pomocy. Nie tylko w sensie ich opapierowania; to ona decydowała, jak Polska wykorzysta tę - jak nas przekonują - historyczną szansę. A są to kwestie arcyważne: jakie dziedziny wzmocnić, gdzie szukać szansy na globalnych rynkach, na jakie sektory postawić. To są pytania czysto polityczne, na które trzeba odpowiadać politycznie, państwowo.
Bieńkowska do myślenia odpowiednio dojrzałego nie wydaje się zdolna. Ona nie rozumie, sądzę, że to w ogóle jest jakieś wyzwanie. Jest zdolna co najwyżej do wykonywania poleceń i pilnowania, by na wszystko były odpowiednie kwitki. Czyli do polityki zwanej kserokopiarką, pożądanej u urzędników niskich szczebli, ale dyskwalifikującej u polityków-decydentów.
Zbudowanie przemyślanej polityki rozwojowej, opartej o staranną analizę naszej sytuacji - to wydaje się być powyżej kompetencji tej klientki wróżek.
Także dlatego, że przy tym poziomie skupienia na sobie nie ma mowy o myśleniu państwowym.
Gdy za lat 10, 20, albo wcześniej, albo później, wszyscy już dostrzega rzecz oczywistą - a więc fakt, że unijne pieniądze zostały wydane wręcz prostacko, po afrykańsku - warto będzie przywołać wywiad Bieńkowskiej o numerolożkach i wróżkach. Wówczas nie będzie śmieszył; będzie przerażał.
A dlaczego kogoś tak niedojrzałego wzięto do Brukseli? Właśnie dlatego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/228478-wywiad-bienkowskiej-smieszy-tylko-troche-bo-przeciez-to-ta-klientka-wrozek-decydowala-o-unijnych-miliardach