Płużański: Kiszczak grozi. Wysłał sygnał: „zostawcie mnie w spokoju, albo wykorzystam swoją wiedzę”. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl: Czesław Kiszczak, komunistyczny zbrodniarz i szef PRLowskiej bezpieki, mówi w „Super Expressie”, jak niszczono teczki ludzi obecnych dziś w życiu publicznym. Wskazuje, że chodzi o polityków, ludzi sztuki, księży. Czy to forma groźby pod adresem ludzi, od których obecnie zależy los Kiszczaka?

Tadeusz Płużański: Oczywiście, tak to należy oceniać. Czesław Kiszczak jest sprawnym graczem. Tą rozmową pokazuje, że kontroluje sytuacje, mówi to, co chce powiedzieć. Dodatkowo pokazuje, co on mógłby zrobić, gdyby komuś przyszło do głowy dalej badać, ścigać, czy stawiać go przed sądem. Przekaz jest jasny: „jeśli będziecie chcieli złamać umowy okrągłostołowe, które zakładały abolicję dla komunistycznej wierchuszki, to będę rozmawiał z wami inaczej”. Teraz Kiszczak nie ujawnia nazwisk osób, które się rzekomo zgłaszały z prośbami o zniszczenie teczek, ale jeśli ten „spektakl nienawiści” będzie kontynuowany, to zapewne Kiszczak nazwiska zacznie ujawniać. O to chodzi w tym przekazie.

Sądzi Pan, że te teczki rzeczywiście zostały zniszczone?

Ja w to nie wierzę. Zakładam, że jak istniała „szafa Lesiaka”, tak istnieje „szafa Kiszczaka”, a te najważniejsze akta, nad którymi miał on pełną kontrolę, wciąż trzyma u siebie. On ich nie przekazał nikomu. Ma je zapewne zdeponowane w bezpiecznym miejscu. Te akta, jak no sam mówi, dotyczą najważniejszych osób w państwie. Również tych, którzy przy okrągłym stole współdecydowali o kształcie obecnego państwa i wzięli udział w podziale łupów. Kiszczak tych akt może użyć. Obecnie grozi palcem tym, którzy nie chcą realizować umów zawartych przy okrągłym stole.

W rzekomym niszczeniu akt Kiszczak nie widzi zdaje się niczego skandalicznego. Jak oceniać ten proceder?

Samo niszczenie akt było skandaliczne. Te akta nie miały prawa płonąć, jednak zostały zniszczone. Działo się to za wiedzą ówczesnego premiera, którego dziś nazywa się „pierwszym niekomunistycznym premierem Polski”. Pamiętamy słynną rozmowę Mazowieckiego z Kiszczakiem, w czasie której padło pytanie: co wy tam palicie? To scena niczym z filmu „Psy”. A Kiszczak przyznawał, że akta rzeczywiście płoną. On przyznawał, że podejmuje decyzje w tej sprawie. Tłumaczył jednak Mazowieckiemu, że to lepiej dla niego i polityków strony opozycyjnej, bo te materiały ją właśnie obciążają. Dziś mamy dalszy ciąg tej sytuacji. To, co powiedział dziś Kiszczak, świadczy o genezie III RP. Nastąpiło podzielenie się władzą między rządzącymi przed 1989 rokiem i koncesjonowaną opozycją. Kiszczak i jemu podobni zachowali jednak pełną kontrolę nad aktami bezpieki. To dla niego jest glejt bezpieczeństwa.

Jaka może być siła tych teczek dziś? Minęło przecież już 25 lat. Czy ta bomba tykająca pod niektórymi ludźmi publicznymi wciąż jest silna?

Można się spierać, na ile te teczki mogą być dziś istotne. Obecna rozmowa, obecne słowa Kiszczaka mogą sugerować, że te materiały i teczki wciąż mają swoją rangę i znaczenie. Jednym z podstawowych błędów i zaniedbań III RP jest to, że te akta nie trafiły do archiwów. Akta, które może mieć w dyspozycji Kiszczak, również powinny trafić do państwowego archiwum. Jednak tam nie trafiły, a nikt nie wyegzekwował również ich przekazania. Co więcej, sądzę, że również inni prominenci komunistyczni przechowują akta. III RP rozkłada ręce, choć powinna przejąć materiały wielkiej wartości historycznej oraz być może dowodowej w procesach komunistycznych zbrodniarzy.

Jest Pan dziennikarzem „Super Expressu”. Nie sądzi Pan, że pokazywanie Kiszczaka, jako starszego, schorowanego Pana, powoduje, że czytelnicy zaczynają czuć do niego współczucie? Czy takie zachowanie przystoi?

Rzeczywiście można mieć takie wrażenie. Ja nie jestem zwolennikiem takiego działania, przedstawiania w ten sposób Kiszczaka i jemu podobnych. Mi się ten materiał, sposób prowadzenia rozmowy nie podobał. Ten tekst sugerował, że to jest starszy schorowany pan, od którego należy się odczepić. Sądzę, że taki wywiad należałoby prowadzić w zupełnie inny sposób. Jego należało przycisnąć i zapytać o kilka szalenie trudnych dla niego spraw, np. o ofiary reżimu komunistycznego. Szkoda, że takich pytań zabrakło. Jednak oczywiście warto z Kiszczakiem rozmawiać. Trudno robić zarzut komuś z faktu, że taka rozmowa się odbyła. Sam bym chętnie porozmawiał z Kiszczakiem, ta rozmowa wyglądałaby jednak zupełnie inaczej. Najważniejszy obecnie wydaje mi się sygnał, jaki on wysłał: zostawcie mnie w spokoju, bo inaczej wykorzystam swoją wiedzę i akta przeciwko wam.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych