Paweł Borowski, autor spotu promującego Polskę na świecie, w sposób wybitnie nieporadny tłumaczy się z zaskakujących zabiegów, jakich dokonał w filmie. Nie widzi on powodów, by tłumaczyć się z tego, że usunął symbole religijne w swoim filmiku.

Ten film budują obrazy, które wyobraża sobie młody chłopak, słuchając opowieści kolegi. Kiedy słyszy o śpiącym kamiennym wielkoludzie, trudno żeby wyobraził go sobie z krzyżem na nosie

— tłumaczy „Gazecie Wyborczej” reżyser, pytany dlaczego na najsłynniejszej polskiej górze nie ma krzyża, który z Giewontem kojarzy się wszystkim turystom.

Pytany o krzyż, który powinien być na jednym ze średniowiecznych sztandarów twórca filmiku również tłumaczy się nieporadnie:

I znowu - chłopak puszczający wodze wyobraźni nie musiał wiedzieć, co to bitwa pod Grunwaldem. Kiedy usłyszał od kolegi, że ten widział średniowieczną bitwę na ulicach Warszawy, po prostu wyobraził sobie rycerzy.

A jakby jeszcze ktoś miał wątpliwości Borowski stawia kropkę nad „i”:

Takich nieścisłości jest znacznie więcej, jak choćby ta, że stadion został wyciągnięty z morza. Przecież - o ile mi wiadomo - powstał on w trochę inny sposób. Albo smok noszący garnitur - przecież smoki nie istnieją, a już na pewno nie noszą garniturów.

I wszystko jasne. Kto czepia się braku krzyży, niech się zmierzy ze smokiem w garniturze…

Na koniec Borowski zaznacza.

Właśnie taki był zamysł - żeby wizja dziecka odbiegała od rzeczywistości. W ostatniej scenie filmu, gdy wizja dziecka się kończy i wracamy do rzeczywistości, widać jak koledzy oglądają zdjęcia na tablecie - na tych zdjęciach krzyże są zarówno na Giewoncie, jak i na sztandarach w „Bitwie pod Grunwaldem” Matejki

— tłumaczy.

Trudno przyjąć te tłumaczenia za wystarczające. Wymazywanie symboliki religijnej ze spotów promocyjnych wygląda na celowy zabieg. Spot Borowskiego wygląda, jakby czynił on wiele, by Polska nikomu z krzyżem się nie kojarzyła. Krzyż jednak przeszkadza?

KL

ZOBACZ SPOT