Słuchając Kopacz, chciałoby się zakrzyknąć: Tusku, wróć! Problem w tym, że to on skazał nas na ten cyrk

PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

Chyba jeszcze nigdy dziennikarze od lewa do prawa nie byli tak zgodni w sprawie chłodnej oceny wystąpienia premiera rządu. Ewa Kopacz w 15 minut krótkiej konferencji prasowej dała radę udowodnić, że jest kompletnie nieprzygotowana do swojego stanowiska.

Jeśli decyzja Donalda Tuska miała na celu wywołanie tęsknoty za jego rządami, to udało mu się to w stu procentach. Już po pierwszej konferencji nowej pani premier chciałoby się zakrzyknąć: Tusku, wróć! Problem tylko w tym, że to były już premier skazał nas na rządy Ewy Kopacz. Nie wiem, co kierowało Tuskiem, że wyznaczył akurat byłą minister zdrowia (bo że to jego decyzja - nie ma wątpliwości), ale musi on bardzo nie lubić Polski i Polaków. Nie wierzę, że nie było mu wstyd, gdy zobaczył absurdalną wypowiedź Kopacz w najważniejszej w tej chwili sprawie - czyli rosyjskiej agresji na Ukrainie. Słowa nowej premier zostały zresztą już odpowiednio odebrane za granicą (także w Rosji). Sygnał był prosty: Polska odpuszcza sprawy Ukrainy, mówi o tym i zdanie Ewy Kopacz, i wymiana szefa polskiej dyplomacji, i nowy szef MSW.

CZYTAJ WIĘCEJ: Broń na Ukrainę? „Wie Pan, jestem kobietą…” Pierwsza wypowiedź Kopacz i pierwsza kompromitacja

Czasy są takie, że nie ma czasu na naukę bycia premierem. Dlatego apel Bronisława Komorowskiego o „100 dni spokoju” dla gabinetu Kopacz jest niedorzeczny. Nowa szef rządu nie ma czasu się docierać, uczyć kompetencji i fachu, co zresztą zajęłoby jej kilka ładnych lat. Premier Rzeczpospolitej Polskiej musi mieć tu i teraz szerokie rozeznanie w sprawach międzynarodowych i energetycznych, musi znać się na służbach specjalnych, zasadach działania wywiadu i kontrwywiadu, musi umieć przewidywać i myśleć o trzech ruchach do przodu. Trzy krótkie pytania od dziennikarzy na wczorajszej konferencji (na więcej, mimo naszych próśb, nie pozwolono) dobitnie udowodniły, że Kopacz nie spełnia żadnego z tych warunków. A przecież przed dziennikarzami nie da się uciekać w nieskończoność.

Byłem na auli politechniki podczas tego piętnastominutowego przedstawienia. Kopacz ewidentnie była przyuczona przez tego samego magika od public relations co Donald Tusk. Problem w tym, że Kopacz w porównaniu z Tuskiem jest mało pojętnym uczniem. Absurdalne (i seksistowskie) porównanie w sprawie broni na Ukrainie i mało skoordynowane ruchy rękoma mające pokazać jedność i obronę, zasłużyły na dwóję z wykrzyknikiem także w kategoriach PR. Były nerwy, mylenie funkcji nowych ministrów i wreszcie kuriozalna wypowiedź ws. Ukrainy. Objęty kierunek nowej premier, która pozycjonuje się jako gospodyni pilnująca ogniska domowego może nawet zdałby egzamin wizerunkowy, ale nie dziś, nie w tak trudnych czasach.

To rzecz jasna wielka szansa dla opozycji. Jarosław Kaczyński powinien dążyć do telewizyjnej debaty z Kopacz. O czymkolwiek - o ile Tusk był trudnym przeciwnikiem, o tyle Kopacz jest do pokonania.

Za puentę niech posłuży mała anegdota. Gdy podzieliłem się swoimi wątpliwościami co do kompetencji nowej premier z jedną z osób powołanych przez Kopacz do rządu, usłyszałem złośliwą odpowiedź: „Musimy być dzielni”.

Tyle nam pozostało. Dzielność. I nadzieja, że ten cyrk potrwa jeszcze tylko rok.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.