Obama nie zna kierunkowego do Warszawy, ale "Wyborcza" wciąż wierzy, że Tusk odnowi oblicze Europy. Tej Europy

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
premier.gov.pl
premier.gov.pl

Administracja Baracka Obamy nie zna numeru kierunkowego do Warszawy. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć nieobecność Donalda Tuska w wideokonferencji na linii USA - najważniejsi przywódcy Europy, która odbyła się w poniedziałek.

Amerykański prezydent postanowił poruszyć najpilniejsze sprawy ostatnich tygodni: rosyjskiej agresji na Ukrainę, zestrzelenia MH17 i wojny na Bliskim Wschodzie. W tym celu połączył się z premierem Cameronem, kanclerz Merkel i prezydentem Hollandem. Miejsce znalazło się nawet dla włoskiego premiera Matteo Renziego. Do Tuska nikt nie zadzwonił.

Nie mam za grosz satysfakcji z tego powodu. Symboliczny gest Obamy wskazał, że Polska nie jest i w najbliższej przyszłości nie będzie wśród decyzyjnych w Europie. Informacja jest tym bardziej smutna, że rozmawiano o Ukrainie i relacjach z Rosją, a więc „polskiej” działce w UE. Przycichł też nasz premier w sprawie pomysłu unii energetycznej, a obraz ten uzupełniają sygnały wysyłane przez Janusza Piechocińskiego. Wicepremier rządu przyznał kilka tygodni temu, że kolejna „polska” sprawa, czyli kwestie energii w UE, pozostanie pod kontrolą Niemiec.

Komisarzem będzie dotychczasowy komisarz pan Oettinger, kandydat mocarstwa europejskiego…

— tłumaczył Piechociński.

CZYTAJ WIĘCEJ: I na co były te umizgi do Merkel? Klęska gabinetu Tuska w negocjacjach unijnych. Rząd przyznaje, że przegrał wyścig o komisarza ds. energii

Tym „mocarstwem”, zdaniem polskiego wicepremiera, są Niemcy, a swoje interesy realizują między innymi właśnie dzięki komisarzowi Oettingerowi. Niechętny polskim wpływom w tej dziedzinie wystosował zresztą kilka dni temu mocno prorosyjskie stanowisko w sprawie sankcji UE wobec sektora energetycznego Rosji. Oettinger uzasadniał, że sankcje mogłyby zostać wprowadzone „w wypadku gdyby Moskwa wykorzystywała sektor energetyczny do celów politycznych”. Tak jakby nie miało to miejsca od lat.

W tym smutnym scenariuszu bez polskich aktorów w rolach głównych najzabawniejsze jest oderwanie od rzeczywistości rodzimych komentatorów. Niestrudzona Katarzyna Kolenda-Zaleska trzyma kciuki za premiera Tuska i nie dowierza, że ten nie próbuje walczyć za wszelką cenę o unijne stanowiska.

Porównanie Rafała Grupińskiego - do wyjazdu Karola Wojtyły na konklawe - jest na wyrost. A jednak to byłoby coś. Nowe otwarcie, nowy pomysł na Unię Europejską targaną kryzysem. Takie wyzwanie naprawdę premiera nie nęci?

— pyta zmartwiona dziennikarka „Faktów TVN”.

Trzymam kciuki, by polskiemu rządowi udało się wyrwać ważną tekę w Komisji Europejskiej, niechby nawet Polak stanął na czele unijnej dyplomacji. Nie mam jednak złudzeń, że nie wstrząsnęłoby to polityką UE, którą dalej będą sterować Niemcy. Niemniej jednak może udałoby się uzyskać choć minimalny wpływ na kurs UE - na przykład ten wobec Rosji. Ale ani Sikorski, ani nawet premier Tusk po wygranym konklawe nie dadzą UE „nowego oblicza”, nie odnowią Europy. Tej Europy. Żadnych złudzeń. Takie sygnały jak wideokonferencja Obamy bez udziału polskiego premiera wskazują to wyraźnie.

Z jednym mogę się tylko zgodzić z panią redaktor. Premier powinien „odciąć się od tego syfu”, spełnić wolę ludu - co zresztą pokazują sondaże - i po prostu odejść. Niechby to nawet był kierunek brukselski. Pani redaktor będzie ukontentowana, Unia i tak się nie nie zmieni, ale przynajmniej Polska złapie oddech.

——————————————————————————————

Polecamy wSklepiku.pl książkę Jakuba Zajączkowskiego „Unia Europejska w stosunkach międzynarodowych”.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych