Wielbiciel drogich zegarków, Sławomir Nowak, nadal zaskakuje. Najnowsza wersja dotycząca najsłynniejszego zegarka III RP zakłada, ze został sfinansowany przez rodziców ówczesnego ministra. Odkładali z emerytury i renty.
Przedmiot pożądania Sławomira Nowaka, szwajcarski zegarek za około 20 tysięcy. Musiał mu się śnić po nocach. Cała rodzina wiedziała, że o nim marzy. Dlatego żona ówczesnego ministra skłoniła jego rodziców (ojciec: 1000 złotych renty, matka 1500 złotych emerytury), by też solidarnie oszczędzali na urodzinowy prezent. Cała rodzina ciułała, pieniądze zapewne wkładała do skarbonki, gdyż zapłacono za zegarek gotówką.
Zegarek dopełnia wizerunku polityka
-—zeznała wczoraj przed sądem żona Sławomira Nowaka w procesie, które dotyczy zatajenia luksusowego przedmiotu w oświadczeniu majątkowym
Rzeczywiście, zegarek jest wyznacznikiem statusu. Tylko — jeśli uwierzymy w najnowszą wersję — Ulysee Nardin najwyraźniej nie odpowiada statusowi Sławomira Nowaka.
Mężczyzna, którego stać na taki gadżet, wchodzi do butiku i go kupuje, a nie zmusza do dwuletniego oszczędzania wielopokoleniową rodzinę.
To zdecydowanie żałosna historia — Sławomir Nowak tak bardzo chciał pomachać ręką z kosztownym czasomierzem, że rodzice musieli odmawiać sobie znacznie potrzebniejszych rzeczy.
Narcyzm Nowaka (sejmowa ksywka „Belmondo”) jest dość znaną cechą jego osobowości, ale nawet jak na narcyza, to dość mocne. Fakt, że w centrum wieloletnich marzeń dojrzałego mężczyzny był zegarek, świadczy też o jego infantylizmie i wydaje się kompromitujący.
Jako wyborcy — niekoniecznie pana Nowaka — chcielibyśmy, by politycy śnili o trochę ważniejszych rzeczach niż zegarek. I dążyli do śmielej nakreślonych celów niż nabycie czasomierza. Trudno wręcz wyobrazić sobie, by mąż stanu zadręczał rodzinę marzeniami, że spod mankietu koszuli będzie wystawał mu zegarek „dopełniając jego wizerunku ”.
Wśród wielu zabawnie żałosnych wyjaśnień, jakie składał Sławomir Nowak, jedno wydaje mi się szczególnie żałosne i zabawne. Na samym początku afery wyznał mianowicie, że „wymieniał się na zegarki z kolegą ”.
Do czasu afery Nowaka wydawało mi się, że ciuchami i akcesoriami wymieniają się gimnazjalistki, które chcą zrobić wrażenie na obiekcie swych uczuć oraz innych dziewczynach. Czasami robią to nawet dorosłe kobiety — pewna moja znajoma pożyczyła kiedyś od zamożnych koleżanek torebkę Prady, buty Gucciego i parę innych drobiazgów, by na spotkaniu po latach z byłym narzeczonym dać mu do zrozumienia, jaką luksusową kobietę stracił (jestem pewna, że musiałaby mu podtykać metki pod nos, by przekaz dotarł).
Ale wizja ministra, który pożycza zegarek, by inni politycy zzielenieli z zazdrości, jest dość zaskakująca. Mam nadzieję, że wzajemne oglądanie swoich zegarków nie jest obyczajem naszej klasy politycznej.
Takie zwyczaje panowały wśród tzw. „nowych Rosjan ” w latach dziewięćdziesiątych — szacowali swoje garnitury, zegarki, paski, a nawet wąchali perfumy, by poznać status materialny rozmówcy. Nie jest wzór, który warto naśladować.
Żenująca afera z zatajonym w oświadczeniu majątkowym zegarkiem Nowaka, może ukrywać jeszcze bardziej niepokojące treści. Fatalny przedmiot zakupił bowiem pewien biznesmen. Oczywiście za pieniądze ze skarbonki rodziny Nowaka, tak zeznaje były minister.
Jeszcze bardziej zaskakujący jest fakt, że Sławomir Nowak nosił zegarek, zanim został kupiony. Tak wynika ze zdjęć, na których na przegubie Nowaka widać zegarek, choć nie dokonano jeszcze transakcji. I tego już były minister, jak rozbrajająco sam przyznaje, nie potrafi wyjaśnić. Bo trudno to nawet próbować wyjaśnić nie sięgając do metafizyki lub choćby teorii względności Einsteina.
„Zegarek, o którym marzy minister” — to brzmi jak slogan reklamowy. W przeciwieństwie do „zegarek, który kosztuje karierę ”.
Maja Narbutt
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/192790-to-zdecydowanie-zalosna-historia-slawomir-nowak-tak-bardzo-chcial-pomachac-reka-z-kosztownym-czasomierzem-ze-rodzice-musieli-odmawiac-sobie-znacznie-potrzebniejszych-rzeczy