Słowa prof. Markowskiego są najlepszym potwierdzeniem tezy, że okupantom udało się w Polsce bardzo wiele osiągnąć

Medalik wykopany na tzw, Łączce na warszwskich powązkach.
Medalik wykopany na tzw, Łączce na warszwskich powązkach.

Socjolog, prof. Radosław Markowski, wyznał:

Powiem to tak dosadnie, nie po to, aby mnie cytowano. (...) Jako obywatel miłujący ten kraj - specyficznie być może, ale jednak - gdyby mnie spytano co trzeba było zrobić w 1939 r., gdy nas zaatakowano z dwóch stron: ano poddać się rozsądnie.

Wynika z tego, że Radosław Markowski chciałby się poddać się 18 września, bo przecież wcześniej Polska walczyła tylko z Niemcami. Niestety, nie wiemy, komu chciałby się poddać "rozsądnie" Radosław Markowski: tak jak to modne dziś twierdzić na prawicy - Niemcom, czy też jak chciałaby zapewne post-KPP-owska lewica, a więc Sowietom. Biorąc pod uwagę zamiary obu totalitaryzmów wobec Polaków (związane i z "Mein Kampf", i z pragnieniem zemsty za rok 1920), nie wiadomo, co byłoby "rozsądniejsze". W okresie krótkoterminowym - zapewne Niemcy, bo do sprowadzania Polaków do roli niewolników przystąpiliby chyba dopiero po wygraniu wojny. Jeżeli jednak tak - to prof. Markowski powinien chcieć się poddać jeszcze przed 1 września 1939 roku, bo przecież gdy już wojna wybuchła, mleko się rozlało. No i pozostaje nam jeszcze jeden problem: Niemcy wojnę przegrały, a więc Sowieci na naszym terytorium, w ramach zemsty, idąc na Berlin zachowywaliby się dużo brutalniej.

Ale niewykluczone, że prof. Markowski chciałby się poddać po połowie Niemcom i Sowietom. Kto wie, może z wynegocjowanym wcześniej - w ramach poddania się "rozsądnego" - prawem wyboru okupacji?

Wiemy więc, jak chciałby zachować się prof. Markowski w 1939 roku. Mamy też poszlaki, które wskazują jak zachowałby się w innych momentach historycznych:

Powstań mieliśmy dużo, można by podrzucić ich trochę Czechom. Rzecz w tym, że zawsze jest podział na tych, którzy brali udział w powstaniach poświęcając swoje życie w dobrej wierze, heroicznie i z wielkimi stratami. A co innego jest polityczny pomysł na takie hucpy, które nie mają żadnej szansy na realizację czegoś w sensie militarnym i politycznym.

W okresie zaborów prof. Markowski zwalczałby więc wszelkiej maści powstańców. Nie wiemy jednak, co  zrobiłby w chwili, gdy powstanie (jedno albo drugie) już wybuchło? Chroniłby "tkankę narodową" przed młodzieżą powstańczą? Zapewne. Ale jak bardzo by chronił? Biernie czy czynnie?

W 1914 roku - gdyby mieszkał w zaborze austriackim - pewnie łapałby legionistów Piłsudskiego za nogawki, próbując powstrzymać "hucpę". Gdyby mieszkał w Kielcach - zatrzasnąłby okiennice szczególnie głośno. A gdy już Polska przyszła - głosiłby pewnie tezę, że nam ją po prostu dano.

Ogólnie prof. Markowski bohemizuje się nam:

Coraz bardziej jestem Czechem w takich wielkich historycznych wizjach tego, co w Europie się działo. Ta szwejkowska zasada, żeby siedzieć w gospodzie, pilnować temperatury piwa i czekać, aż ci szaleńcy z jednej strony na drugą przejadą, jest być może czymś bardziej normalnym i rozsądnym niż to nasze rzucanie się.

Może to rzeczywiście jest jakiś pomysł dla Polski? W takim jednak razie, musimy przede wszystkim zabić w sobie to umiłowanie wolności, które tak drażniło zawsze - i drażni - naszych potężnych sąsiadów. Fakt, że w kulturze polskiej nas zsocjalizowano, bardzo utrudnia zadanie, ale może socjolog prof. Markowski odkrył jakiś sekret? Może się podzieli? Może kluczem jest codzienne, ale to takie naprawdę codzienne, czytanie "Wyborczej"? Może trzeba czytać razem, w rodzinach, głośno?

No i jednak trzeba Polaków przerzedzić. Droga czeska (zresztą zbanalizowana w optyce prof. Markowskiego) to droga małego narodu, czterokrotnie mniej licznego niż Polacy. Polaków musi być więc mniej, o wiele mniej - i tu, rzeczywiście, jesteśmy na dobrej drodze. Ale też, przydałoby się Polaków gdzieś przesiedlić, bo przecież Czechy leżą na uboczu, a nie na głównym szlaku europejskiej geopolityki, na drodze do Heartlandu. Bez tego, obawiam się, droga czeska nie będzie żadnym możliwym wyborem, bo nam tak wybrać po prostu nie pozwolą.

Zwłaszcza, że droga czeska to przecież tak naprawdę los narodu, któremu elitę wymordowano znacznie wcześniej, bo pod Białą Górą, w roku 1620, i który odradzał się w wieku XIX z ludu, nie mając właściwie narodowych elit.

Propozycja prof. Markowskiego może też niektórym wydawać się ryzykowna, bo skoro wokół szaleją "szaleńcy", to nawet pilnowanie własnego piwa czy zagrody nie chroni przed nieszczęściem, o czym przekonali się czasu zagłodzeni ukraińscy chłopi, rosyjscy kułacy, czy wreszcie Żydzi europejscy. Ale rozumiem, że prof. Markowski woli ryzykować w ten sposób, a nie narażać się otwarcie, ryzykując śmierć za jakąś tam Polskę.

Niestety, słowa prof. Markowskiego są najlepszym potwierdzeniem tezy, że okupantom udało się w Polsce bardzo wiele osiągnąć. W końcu taki wstręt do dziejów własnej wspólnoty i taka - de facto - pogarda dla tych, co zginęli za świętą, polską sprawę (jako do głupich "frajerów"), mogły przyjść tylko z zewnątrz.

Infantylizacja - niepozwalająca dostrzec, że są chwile w dziejach, gdy diabeł panoszy się na ziemi i nie ma żadnego dobrego wyjścia - to już choroba szersza, cywilizacyjna.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.