Przez moment wahałem się, czy zabierać głos w sprawie kondycji psychicznej oraz moralnej Wojciecha Sadurskiego, który (w jego ustach to nie zaskakuje) oskarżył Piotra Zarembę o antysemityzm (tchórzliwie potem usuwając ten fragment tekstu), a uczynił to w artykule o wdzięcznym tytule „Czas łajdaków”. Postanowiłem jednak zrobić to, bo autor poświęconej temu kuriozalnemu przypadkowi notatki na naszym portalu zatrzymał się w pół drogi.
Sadurski bowiem od dawna ukrywa się przed procesem, który za podobny, wystosowany przez niego wobec Zaremby stek obelg wytacza mu mój kolega. Ukrywa się, nie udostępniając (mimo złożonej publicznie zapowiedzi) adresu, koniecznego do złożenia pozwu. Udostępnił jedynie adres mającej go podobno reprezentować kancelarii prawnej. Podobno, bo kancelaria ta pozwu nie przyjęła, czyli nie został on złożony i proces nie może się rozpocząć. Zaremba wytykał mu to w swoich tekstach, wzywał do wyjścia z ukrycia. Bez efektu.
Ot, tzw. zachowanie procesowe, w polskim systemie pranym – skuteczne. Można by wyśmiać Sadurskiego za to, że buńczucznie zapowiedział iż do procesu stanie, a w rzeczywistości udaje, że nie istnieje, ale to tyle. Tylko że jeśli Sadurski nie kontentuje się faktem, że w ten sposób efektywnie zapewnia sobie immunitet i bezkarność, nie siedzi w tej jednak nieco krępującej kwestii cicho, i sam publicznie wraca do tej sprawy, sam ją publicznie przywołuje, to jednak to coś oznacza. Co?
Przypadek Sadurskiego jest na granicy nazwania go klinicznym
– napisał nasz portal. Nieco zbyt wstrzemięźliwie. Opisane powyżej zachowanie owego gentelmana pozwala stwierdzić, że tę granicę przekroczył, i to krokiem bardzo zdecydowanym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/278813-sadurski-jest-jednak-juz-za-cienka-czerwona-linia