Roth na dywaniku u Węglarczyka i Rusin. Trudno o większy nietakt wobec gościa

Fot. wPolityce.pl/TVN
Fot. wPolityce.pl/TVN

Wydawałoby się, że studio telewizji śniadaniowej to ostatnie miejsce, w którym można spodziewać się gęstej atmosfery przesłuchania. Niestety nie uniknął tego niemiecki dziennikarz śledczy Juergen Roth, który na własnej skórze przekonał się, czym pachnie rodzime dziennikarstwo.

Roth, który gościł w programie „Dzień Dobry TVN”, opowiadał o swojej nowej książce „Tajne akta S.” dotyczącej katastrofy smoleńskiej. Jednak od początku stało się jasne, że nie będzie to rozmowa sympatycznych prowadzących z doświadczonym reporterem, który zdradzi kulisy swojej pracy. Bartosz Węglarczyk i Kinga Rusin od początku wyznaczyli oś według której będzie przebiegała wymiana zdań: oni, przedstawiciele oświeconego społeczeństwa i reprezentant świata oszołomów, który wyskakuje ni z tego, ni z owego ze swoimi teoriami.

Węglarczyk był łaskaw stwierdzić, że Roth stawia tezę, która „rozbija nasze pojęcie o europejskiej i polskiej polityce, gdyby była prawdziwą tezą”, jeszcze zanim głos zabrał gość programu. Najwyraźniej jakaś nota cenzora… pardon – introdakszyn (tak, teraz będzie fachowo i w ogóle profeszynal…) była w przypadku osoby Juergena Rotha wskazana.

Zresztą dziennikarz TVN24 miał sprawną sekundantkę w osobie Kingi Rusin, która nie tylko mogła straszyć naburmuszoną miną, ale również pokusiła się o postawienie wiekopomnego pytania:

Po co mamy to jeszcze raz przerabiać?

Nie ma to jak trafne pytania w przypadku niewyjaśnionej sprawy, w dodatku adresowane do… dziennikarza śledczego.

Na nic zdały się tłumaczenia Rotha, że jego celem było ukazanie dwóch punktów widzenia i ich rzetelne zaprezentowanie. To od czytelnika zależy ich ocena. W końcu dla ludzi utożsamiających dziennikarstwo z wcielaniem się w rolę trybuna tej czy innej opcji politycznej, takie stanowisko jest  nie do zaakceptowania. Albo my, albo oni. Nie ma tu miejsca na dyskusję i rzetelność – jest lobbing na rzecz określonego środowiska.

Takie było zresztą przesłanie samego Rotha.

Nie ma dialogu, jest: albo-albo. Uważam, że w demokratycznej kulturze to dosyć ciężki przypadek

— powiedział dziennikarz.

Okazuje się jednak, że dla ludzi, którzy nie potrafią wyjść poza pewien schemat myślenia, stanowisko Rotha to terra incognita. Najlepszym tego przykładem była prostacka puenta Bartosza Węglarczyka:

W demokracji można napisać każdą książkę.

Roth, Węglarczyk już cię nauczy dziennikarstwa…

CZYTAJWNIEŻ: Roth w „Dzień Dobry TVN”: „Są wskazówki, które przemawiają, że w Smoleńsku był zamach”. Dziennikarze zniesmaczeni…

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych