Kto się boi „Roja”? "Ten film nie przeszedł selekcji z powodów stricte politycznych"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Materiały prasowe
Materiały prasowe

Awantura, jaka rozpętała się w mediach po publikacji oświadczenia ministra Glińskiego w sprawie „Historii Roja” przypomina tragifarsę. Mainstream warknął oburzony „jakim prawem Gliński zabiera głos?”

CZYTAJ: Minister kultury upomina się o „Historię Roja”. Prof. Gliński rozczarowany pominięciem filmu na Festiwalu Filmowym w Gdyni

Doklejono mu gębę „cenzora”, lecz cenzorami godnymi niegdysiejszego urzędu przy Mysiej 3 okazali się „światli i nowocześni” członkowie komisji selekcyjnej festiwalu.PRL cenzorzy z GUKKPiW mieli obowiązek blokować każdy nieprawomyślny film, a nie bronić jego prawa do uczestnictwa w największym polskim festiwalu, jak czyni to Gliński. Wielu chciałoby, aby minister pokornie milczał i, jak poprzednie ekipy, hojnie sponsorował zgraję lewackich pieczeniarzy udzielających się „na odcinku kultury”. Nawet dyrektor artystyczny festiwalu, Michał Oleszczyk przyznał, że głos Glińskiego nie był ingerencją, bo jako minister kultury miał prawo wyrazić zdanie.

„Historia Roja” nie przeszła selekcji z powodów stricte politycznych, przez które przebija się wątek pewnego konfliktu. W składzie pięcioosobowej komisji zasiada Jerzy Kapuściński, który już od kilkunastu lat toczy wojnę z Jerzym Zalewskim. Powodem był ocenzurowanie przez TVP filmu Zalewskiego „Obywatel poeta” o Zbigniewie Herbercie. Szesnaście lata temu, za rządów SLD kilka gorzkich słów twórcy „Pana Cogito” o Adamie Michniku wystarczyło, by do akcji weszli cenzorzy z Woronicza 17 opanowanego wówczas przez postkomunistów. W grupie blokującej był Jerzy Kapuściński, który pełnił funkcje kierownika redakcji Widowisk Artystycznych, Publicystyki Kulturalnej i Teatru. „Ze względu na obiektywizm, wiarygodność i warsztat dziennikarski, zaproponowano skróty wypowiedzi nic nie wnoszących do wizerunku życia i twórczości poety” pisano w komunikacie prasowym TVP z lipca 2000 r. Wiele miesięcy film o Herbercie leżał w magazynie jak peerelowski „półkownik”, by w końcu trafić do emisji, lecz z tendencyjnym wstępem. Historia zatoczyła krąg, gdy 15 maja 2016 zamykano listę filmów dopuszczonych do udziału w Festiwalu w Gdyni, nie figurowała na niej „Historia Roja”. Figurować nie mogła, ponieważ w składzie komisji zatwierdzającej filmy był…Jerzy Kapuściński.

Od strony formalnej film Zalewskiego nie jest wybitnym dziełem X Muzy. Zarzucono mu chaotyczną fabułę, nadmiar „strzelaniny” itp. Trudno jednak spodziewać się lirycznej opowieści o wojnie domowej, jaka toczyła się po 1945 roku w opanowanej przez komunistów Polsce. Reżyser wybrał typ narracji, który nie wszystkim odpowiada, poruszył jednak temat niezwykle istotny, w PRLIII PR przemilczany i niechciany. Żołnierze Wyklęci to sól w oku postkomunistycznego establishmentu, często potomkowie tych, którzy do Wyklętych strzelali. Lepiej, żeby ich nie było. A jeśli już są, to po co jeszcze kręcić film o  nich? „Historia Roja” rozsierdziła tych, którzy wyrośli z peerelowskiego układu i nadal tkwią w nim mentalnie. Dla nich Wyklęci to tylko „leśna banda” i „mordercy milicjantów”. Film zablokowano ze względu na niepoprawny politycznie temat, który drażni głównie „utrwalaczy” oraz ich potomków, często usadowionych na wygodnych posadkach w instytucjach filmowych.

W przeciwieństwie do nich duża część społeczeństwa, w tym młodzież chce poznać tragiczne losy Wyklętych, jak „Rój” i setki jemu podobnych żołnierzy niepodległościowego podziemia. Mainstream używa argumentu: wysoka, jak na polski film, frekwencja „Historii Roja” (310 tys.) nie świadczy jego o wartościach artystycznych. Nie świadczy, to fakt. Ale faktem jest, że co roku Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF) wspiera milionowym dotacjami produkcję filmów uznawanych za ambitne, a które straszą pustymi widowniami. W skali 38 milionowego kraju to wynik żenujący. Nie pomagają nawet dobre recenzje w „przyjaznych” mediach. Ludzie nie chcą ich oglądać i koniec. Tzw. „uznani” reżyserzy nie potrafią zainteresować, brak im pomysłu na film ambitny i jednocześnie ważny społecznie.

Anna Ostrowska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych