Kiedy aktorzy zaczynają mówić własnym głosem, robi się dramat. Potwierdziła to Krystyna Janda

wPolityce.pl/tvn24
wPolityce.pl/tvn24

Aktorzy wypowiadający własnym tekstem niewyobrażalne głupstwa ulegają złudzeniu przebywania cały czas na scenie czy na planie. Są przyzwyczajeni, że widownia ich słucha z uwagą i powagą. Tyle tylko, że wtedy nie mówią własnym głosem. Przenoszenie sytuacji z teatru czy planu filmowego jest zatem kompletnym nieporozumieniem. I zdarza się to także aktorom wyróżniającym się inteligencją, żeby wspomnieć Marka Kondrata i Jerzego oraz Macieja Stuhrów. Ich także ponosi i wtedy dołączają do tych kolegów, którzy nawet nie uświadamiają sobie, że zrównują własne trywialne obserwacje z często głębokim tekstami autorów sztuk i scenariuszy, które odgrywają. Nie zamierzam nikomu ograniczać prawa do ośmieszania się, nawet wtedy, gdy sądzi, że efekt jest wręcz przeciwny. Aktorzy zawsze wykraczali poza swe role i nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież mają takie same prawa jak wszyscy inni. Jeśli nie przeszkadza im intelektualne obnażanie się, nie ma sprawy.

Aktorzy powinni jednak zdawać sobie sprawę z tego, że przynajmniej część widzów dostrzega różnicę między wypowiadanymi przez nich klasycznymi tekstami scenicznymi a tymi prywatnymi. I ta różnica bardzo często wygląda jak Rów Mariański. I choćby z tego powodu nie warto się kompromitować i ośmieszać, bo to się przylepia także do tego, co dobre i wartościowe na scenie oraz planie filmowym.

WIĘCEJ: Czartoryski do Jandy: „W dostępnych dokumentach można szybko zweryfikować Pani rzekomą krzywdę z czasów rządów PiS”

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych