„Czy naprawdę wierzysz?” pokazuje siłę Chrystusowego świadectwa. To świetna popkulturowa ewangelizacja

Matthew nie może się otrząsnąć z wrażenia, jakie wywarło na nim spotkanie z odważnym ulicznym kaznodzieją. Kiedy wreszcie zrozumiał, jak ma wyglądać jego życie, zaczynają się dziać prawdziwe cuda, o których wcześniej nie marzył. W trudnych sytuacjach wzywa mocy Bożej, a ta dotyka nie tylko jego, lecz także ludzi, którzy pojawiają się na jego drodze: bezdomnej dziewczyny w ciąży, zawsze racjonalnego doktora czy mężczyznę umierającego na szpitalnej izbie przyjęć. Wszystkie te historie są częścią planu, którego scenariusz mógł napisać tylko Bóg. ( dystr).

Owszem film jest zrobiony w patetycznej manierze i jest momentami kiczowato wzniosły. Jest jednak dzięki temu szczery i ujmujący. Takie są po prostu „christian movies”, które mają głównie umacniać wiarę i szerzyć ją wśród masowej i wychowanej na popkulturze widowni. Nie kryją tego zresztą sami twórcy. Scenarzysta „Czy naprawdę wierzysz?” wyznał, że ekipa pracę zaczynała od modlitwy.

Wpuszczamy Boga do naszych serc i on mówi nam, czego chce. Chcemy opowiedzieć ludziom o tym, kim jest nasz Bóg. W tym filmie żaden z bohaterów nie dominuje, nikt nie zna wszystkich elementów układanki. Tak, jak w życiu, prawda?

mówił Chuck Konzelman. W „Bóg nie umarł” ta sama ekipa w ciekawy sposób opowiadała o agresywnym laicyzmie i ateizmie. Teraz również podejmują wątek rugowania chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej. Jeden z bohaterów za swoje miłosierdzie wobec umierającego ateisty jest ciągany po sądach przez jego agresywnie chrystofobiczną żonę. Strażak na prośbę umierającego pomodlił się za niego i wręczył mu krzyżyk. Złamał tym samym fetyszyzowaną świeckość państwa, za co stanął przed groźbą mu załamanie kariery. Chyba, że zdradzi swoje chrześcijańskie powołanie szerzenia Słowa Bożego.

W kontekście powszechnej w zachodniej cywilizacji chrystofobii jest to najciekawszy wątek filmu, który pokazuje odwagę twórców broniących za pomocą popkultury wiary. Ta obrona przebiega jednak bez agresji, wpisującej się w sztuczny i propagandowy wizerunek „radykalnego chrześcijanina”. Wrogiem można wygrać tylko przez niezłomność i miłosierdzie, a tylko chrystusowe świadectwo dawane w każdej minucie dnia może pokonać demona.

„Czy ty naprawdę wierzysz?” wyróżnia się z całej masy, mniej lub bardziej, udanych christian movies obsadą. Twórcom udało się zaangażować pamiętną z choćby „Taksówkarza” Scorsese czy „Ostatni seans filmowy” Bogdanowicza Cybil Shepard, znanego ze znakomitych ról u Spike Lee, charyzmatycznego Delroya Lindo, gwiazdę „Władcy Pierścieni” Seana Astina i przede wszystkim zdobywczynie Oscara za „Jej wysokość Afrodyta” Woody Allena Mirę Sorvino. Udział takich uznanych aktorów potwierdza słowa gwiazdy christian movies Jenn Gotzon, który przyznała w wywiadzie, jaki z nią przeprowadziłem dla wSieci, że coraz więcej znanych twarzy z Hollywood spogląda w stronę ewangelizacyjnego kina. Dlaczego? Oczywiście ze względów komercyjnych. Niemniej jednak ich udział podnosi wartość takiego dzieła, co tylko zwiększa szansę na ewangelizacyjny sukces. A przecież to jest głównym założeniem twórców tego gatunku kina.

„Czy naprawdę wierzysz?” schodzi do kin 18 września.

CZYTAJWNIEŻ: JENN GOTZON: Polscy dziadkowie zaszczepiali mi zasady moralne. WYWIAD

CZYTAJWNIEŻ; BOSKIE KINO. Wielkie gwiazdy, wielkie pieniądze i ewangelizacja

« poprzednia strona
12

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.