ZIARNO PRAWDY. Oto jak się robi thriller po polsku! RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Mam nieskrywaną słabość do powieści Zygmunta Miłoszewskiego. Z tym większym niepokojem, ale i ciekawością czekałem na filmową premierę „Ziarna Prawdy” - drugiej części kryminalnej trylogii przygód o prokuratorze Teodorze Szackim. Przypomnijmy – pierwsza z nich („Uwikłanie”) została w koncertowy sposób spartolona. Jacek Bromski przeniósł akcję z Warszawy do Krakowa, a w roli Szackiego obsadził... kobietę, wywracając tym samym całą koncepcję powieści do góry nogami. Tamten film uratował jedynie arcyintrygujący wątek wpływów esbeków w III RP (z którego powodu Adam Michnik wyszedł z premiery, krzycząc o „pisowskiej tezie” filmu) i walory artystyczne Mai Ostaszewskiej.

Tym razem, na szczęście, jest inaczej, bo „Ziarno Prawdy” Borysa Lankosza nie tylko umiejętnie oddaje klimat i treść jego książkowego odpowiednika, ale jest przy tym bardzo dobrym filmem.

Jest inaczej, bo Miłoszewski postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, zastrzegając przy sprzedaży praw do swojej powieści, że chce być współautorem scenariusza. Tak też się stało – a scenariusz napisany do spółki Lankoszem, kunszt reżyserski tego ostatniego i wreszcie bardzo dobre aktorstwo niemal bezbłędnie dobranej obsady dały piorunujący efekt.

Zacznijmy od tego, że grający Teodora Szackiego Robert Więckiewicz nie miał łatwego zadania. Arogancki prokurator, który jest bohaterem wcześniej wspomnianej trylogii to nie tylko mizogin, seksista i cham, ale również frustrat skupiony na sobie samym i swoich wewnętrznych przemyśleniach. Papier służy budowie takiej postaci o wiele lepiej niż kino. A jednak Więckiewiczowi się udało. Może tylko zbyt często uśmiechał się na planie. Szkoda, że zabrakło „biało-czerwonej” sędzi z Sandomierza, że kilka wątków zostało skróconych, ale takie prawo filmu. Na szczęście – w odróżnieniu od „Uwikłania” - bez większej straty dla adaptacji.

Ale do rzeczy. Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły, która budowana jest z wielkim mozołem, by na końcu zostać wysadzona w powietrze, trzeba zaznaczyć, że film kręci się wokół wątku antysemityzmu i relacji polsko-żydowskich. Akcja kryminału toczy się w Sandomierzu (na szczęście zamiast ojca Mateusza mamy prokuratora Szackiego), mieście, którego początki osadnictwa żydowskiego sięgają jeszcze XIII wieku. Nagle, w XXI wieku niemal wyzutym ze wszystkich legend i mitów, okazuje się, że historia powraca ze zdwojoną siłą. W przeuroczym mieście (którego walory – w przeciwieństwie do książki – oddano niewystarczająco, co zapisuję po stronie minusów filmu) ktoś zaczyna zabijać zgodnie z rytualnymi zasadami ortodoksyjnych Żydów. Wracają upiory i demony przeszłości, wraca strach, wracają trudne relacje polsko-żydowskie, wraca historia sprzed 60 lat.

Historyczno-społeczne tło fabuły nie jest jednak publicystycznym pałkarstwem mającym wbić do głów widzom (po raz nie wiadomo który), że Polacy to antysemici, co wyssaliśmy z mlekiem matki. Owszem, jest w „Ziarnie Prawdy” sporo żartów z szeroko rozumianej prawicy i narodowców, których utożsamia się i dziś z intuicyjną niechęcią do Żydów. Ale wszystko mieści się w granicach przyzwoitości. Pstryczek wymierzony jest też w "postępowców", a żart księdza, który kpi, że w seminarium nie wysypiali się, bo nocami musieli uczestniczyć w pogromach Żydów skutecznie rozbraja napięcie. Napięcie, które mogą „złapać” co bardziej gorliwi tropiciele pedagogiki wstydu. To nie jest film z „pisowską tezą” jak „Uwikłanie”, ale zdecydowanie nie jest to film, który na sztandary mógłby wziąć salon III RP i z dumą ogłaszać kolejny projekt, w którym Polacy okazują się żydożercami, choćby chwilowo utajonymi. Służy też temu finał filmu, o którym jednak, co zrozumiałe, pisać nie powinienem, by nie psuć państwu zabawy.

Kluczem do zrozumienia powieści (jak i filmu) jest postać niezwykłego rabina (fantastyczna rola Zohara Shtraussa, który specjalnie do niej nauczył się dialogu po polsku!), który bez cienia zawahania przyznaje, że w przedwojennej Polsce antysemityzm rzeczywiście istniał. Jednak przyznaje on, że po wojnie to Żydzi ochoczo wstępując w szeregi Urzędu Bezpieczeństwa i ówczesnej władzy skutecznie pomogli wzbudzić do siebie niechęć nawet po Holokauście. Że antykomunistyczna partyzantka miała słuszne pretensje wobec ówczesnej władzy, a z drugiej strony że nie zawsze ta słuszność szła w parze z wzorcowym zachowaniem. Słowem – że świat nie jest biało-czarny, a dzisiejsze próby zaszufladkowania rzeczywistości zgodnie z wyznawanymi poglądami nie służą niczemu dobremu. Także śledztwu prokuratora Szackiego.

Cały wątek publicystyczno-historyczny to jednak tylko (albo aż) tło filmu (ale i powieści, do której zachęcam), który jest po prostu fantastycznie nakręcony. To rewelacyjny thriller, który śmiało można ustawić wśród najlepszych obrazów kina gatunkowego w Polsce. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że „Ziarno Prawdy” to najlepszy filmowy kryminał (a przynajmniej jeden z najlepszych), jaki powstał po 1989 roku w Polsce. Lankosz zadbał o najmniejsze szczegóły; sam byłem świadkiem rozmowy, w której z pasją opowiadał o odpowiednim doborze muzyki, tłumacząc jak ważny jest dobór klarnetu w jednej ze scen. „Ziarnie Prawdy” bardzo dobrze robi też tajemniczy klimat Sandomierza – akcja filmu odbywa się w półmroku, mgle, a niedopowiedzenie związane z fabułą skutecznie dopełnia tego obrazu.

Z pisaniem o kryminałach jest ten problem, że nie można za dużo zdradzić, bo nie chcę Państwu psuć zabawy podczas seansu. Naprawdę zachęcam do pójścia do kin – nie zawiodą się państwo, bo poza wszystkim to po prostu dwie godziny doskonałej zabawy w niezwykłej atmosferze.

Reasumując, "Ziarno Prawdy" to energetyczna bomba dla fanów kryminałów - w dodatku z klimatem, którego pozazdrościłby sam Sherlock Holmes.

5,5/6

Marcin Fijołek

”Ziarno Prawdy” pojawi się w kinach 30 stycznia.

A jako bonus: jak zwykle niesamowita Katarzyna Nosowska, która nagrała filmową piosenkę.

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych