Tatuowali i traktowali kobiety jak podludzi. Gang sutenerów stanął przed sądem

Fot. YouTube/zdjęcie ilustracyjne
Fot. YouTube/zdjęcie ilustracyjne

W środę rozpoczął się proces sutenerów z Trójmiasta, którzy tatuowali pracujące dla nich prostytutki. Według śledczych grupa „Braciaka” mogła zarobić na prostytucji co najmniej 5,8 mln złotych. Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami.

Zarzuty usłyszało 21 osób wchodzących w skład grupy dowodzonej przez trzech braci B. - Aleksandra, Leszka i Pawła.

Śledczy zwracają uwagę na to, że bracia byli bardzo brutalni dla prostytutek.

Były nie tylko źródłem zarobku dla gangu, jego szefowie uprawiali z nimi seks i podporządkowywali je sobie całkowicie. Niektóre prostytutki zwracały się do nich jako do nadludzi, panów i władców

— wyjaśnia prok. Mariusz Marciniak z Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim”.

Kobiety fundowały braciom drogie prezenty, stawiały obiady a nawet tatuowały na swoich ciałach napisy w rodzaju „Kocham Braciaków”, „Niewolnica Pana Olka” czy „Wierna suka Leszka”.

Przez należące do „Braciaków” niewielkie agencje towarzyskie, tzw. „domówki”, w ciągu czterech lat mogło się przewinąć nawet 70 prostytutek i kilkunastu ochroniarzy.

Kto raz dołączył do Braciaków, nie mógł tak po prostu odejść. Dotyczyło to zarówno kobiet, jak i ochroniarzy. Bezwzględność pozwoliła przestępcom do dnia rozbicia grupy, we wrześniu 2013 roku, zarobić co najmniej 5,8 miliona złotych

— dodaje Marciniak.

Obrońcy doprowadzonych do sądu przestępców w rozmowie z dziennikarzami twierdzili, że choć ich klienci przyznali się do sutenerstwa, nazywanie grupy „gangiem” to spora przesada.

Ze względu na „ważny interes prywatny oskarżonych, świadków i ich rodzin” sędzia Marek Goc zdecydował, że proces będzie niejawny.

bzm/dziennikbaltycki.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych